Nie wyrzucamy Rosomaków w błoto
Ukraińskie siły zbrojne opublikowały filmik, na którym widać przemarsz "rośków" gdzieś w strefie walk. Przypomnę, iż Polska zobowiązała się podarować Ukrainie setkę wozów Rosomak, kolejne sto Kijów miał zakupić. Maszyny z nagrania noszą kamuflaż charakterystyczny dla pojazdów Wojska Polskiego, zatem najpewniej są to wozy z pierwszej transzy, nie zaś fabrycznie nowe egzemplarze - pisze dziennikarz Marcin Ogdowski.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Marcin Ogdowski jest pisarzem, dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Pracował w Iraku, Afganistanie, w Ukrainie, Gruzji, Libanie, Ugandzie i Kenii. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.
"Zapewne będzie rosyjski odwet", napisał wczoraj skarpetkosceptyczny aktywista medialny, w reakcji na wczesno-poranne wydarzenia w Moskwie (atak ukraińskich dronów na budynki ministerstw odpowiedzialnych za organizację władzy okupacyjnej). Zdanie to brzmi koślawo (możliwości poprawnego zapisu jest oczywiście więcej, ja użyłbym formuły: "zapewne dojdzie do rosyjskiego odwetu"), no ale tak właśnie się dzieje, gdy ktoś przepisuje na żywca rosyjskie skrypty dla propagandystów "na odcinku polskim".
Skądinąd to zabawne, że wszyscy ci rozsiewacze ruskiej dezinformacji deklarują patriotyczne postawy – własną działalność uzasadniając "prawdziwą troską o dobro Polski, która nie może pozwolić sobie na wrogie relacje z Rosją" – a jednocześnie w miażdżącej większości tak straszliwie kaleczą ojczysty język…
Ale dość dygresji, "Kali" bowiem "mieć rację" – odwet nastąpił. W iście rosyjskim stylu, czyli w postaci rakiety, która uderzyła w wielopiętrowy budynek mieszkalny. Do tragedii doszło w Krzywym Rogu; gdy piszę te słowa, trwa jeszcze akcja ratunkowa, więc ostateczna liczba ofiar pozostaje nieznana. Jak dotąd mowa jest o pięciu zabitych i 43 rannych cywilnych osobach. Czy był to atak z premedytacją czy efekt słynnej rosyjskiej celności (a felerna rakieta miała trafić w jakiś inny obiekt) – nie wiadomo. Uszkodzony wieżowiec znajdował się przy ulicy Ukraińskiej, jednej z najdłuższych arterii w mieście, co zwiększa ryzyko przypadkowego trafienia. Z drugiej strony, Rosjanie lubują się w wysyłaniu mało-subtelnych symbolicznych sygnałów, a zdjęcia bocznej ściany budynku z widocznym adresem mocno i radośnie rozpala rosyjski Internet.
Jak mawia klasyk: "kij im w oko"; im, radującym się z ludzkiego dramatu.
A skoro o kiju jako narzędziu kary mowa – na froncie pojawiło się coś o podobnym kształcie i funkcji. Mam na myśli arcygroźną i bezbłędnie celną armatę Bushmaster (o kalibrze 30 mm), w którą wyposażony jest kołowy transporter opancerzony Rosomak. Po raz pierwszy zobaczyłem ją w akcji w Afganistanie, kilkanaście lat temu. I jakkolwiek skutkiem użycia "działka" była śmierć ludzi "po tamtej stronie", patrzyłem z otwartą buzią, jak odległy budynek zajęty przez talibów zmienia się w rzeszoto. Generalnie, byłem wówczas na etapie fascynacji Rosomakiem. W pamięci wciąż miałem ciasne i toporne wnętrza posowieckich maszyn typu BWP-1/BRDM. Ich ofertę dramatycznie niskiego komfortu jazdy – w smrodzie, gorącu i hałasie. "Rosiek" tymczasem miał wygodne fotele, sporo miejsca, klimę i najeżony był nowoczesną techniką. Kamery i monitory pozwalające żołnierzom obserwować sytuację na zewnątrz bez wychodzenia z pojazdu, doskonale ilustrowały większe możliwości nowego sprzętu. No i ta armata…
Ukraińskie siły zbrojne opublikowały filmik, na którym widać przemarsz "rośków" gdzieś w strefie walk. Przypomnę, iż Polska zobowiązała się podarować Ukrainie setkę wozów, kolejne sto Kijów miał zakupić (zdaje się, że ze środków unijnych). Maszyny z nagrania noszą kamuflaż charakterystyczny dla pojazdów Wojska Polskiego, zatem najpewniej są to wozy z pierwszej transzy, nie zaś fabrycznie nowe egzemplarze.
Co ciekawe, rosomakom na ujawnionym materiale towarzyszą szwedzkie bojowe wozy opancerzone CV90. Rząd Szwecji przekazał 60 sztuk tego sprzętu Ukraińcom. Gąsienicowe "dziewięćdziesiątki" to Volvo pośród bewupów – jakościowo absolutna czołówka. Niestety, wczoraj Rosjanom udało się przejąć jeden z wozów – uszkodzony i najprawdopodobniej porzucony przez ukraińską załogę – o czym donosili z radością godną sytuacji pochwycenia Świętego Graala. Ale z drugiej strony, nie ma się co dziwić – w końcu moskale mają sposobność, by przekonać się, jak wygląda naprawdę nowoczesny BWP.
Wracając do rosomaków – to wozy sprawdzone w asymetrycznym, antypartyzanckim konflikcie, prowadzonym w specyficznych warunkach geograficznych – ciekawe, jak "rośki" poradzą sobie na europejskim teatrze działań?
Wśród talibów zyskały przydomek "zielonych diabłów" (od koloru pierwszych partii maszyn, które trafiły pod Hindukusz). No ale afgańscy bojownicy mieli przeciw nim jedynie prymitywne wyrzutnie przeciwpancerne oraz improwizowane ładunki wybuchowe. Armia rosyjska zaś ma do dyspozycji całą gamę środków rażenia, a i jakość moskiewskiego żołnierza – jakkolwiek nie jest za wysoka – odbiega in plus od umiejętności przeciętnego mudżahedina. O czym piszę, byśmy mieli świadomość, że "rośki" nie są wunderwaffe, że zapewne sporo z nich zostanie zniszczonych. Talibom przez siedem lat udało się uszkodzić ponad 40 rosomaków, w kilkunastu przypadkach były to straty bezpowrotne. Żadnego pojazdu nie przejęli, ale Rosjanom – z uwagi na większe możliwości i kompetencje techniczne – może się to udać, o czym również warto pamiętać.
I na co już teraz zwracają uwagę "pomocosceptycy" – osoby z różnych powodów (niekoniecznie sympatii prorosyjskich) krytycznie nastawione do naszego wsparcia dla Ukrainy. Przypadek CV90 jest w ich ocenie pouczający. "Specjaliści w Rosji rozłożą go teraz na czynniki pierwsze", przestrzegają, dodając, że "tak samo będzie z Rosomakiem". Trudno się nie zgodzić, tyle że poznać technologię, a móc ją skopiować, to dwie różne sprawy. Znalezienie słabości jakiejś broni też nie musi skutkować szybkim wypracowaniem efektywnych sposobów jej zwalczania.
Nawet jeśli zaplecze naukowe podoła wyzwaniu, armia rosyjska już nie raz udowodniła, że jest organizacją "ociężałą", pozbawioną nawyku błyskawicznej adaptacji. No i nade wszystko, ryzyko utraty cennych informacji technicznych i technologicznych jest na wojnie nieusuwalne. Należy je skalkulować. W tym konkretnym przypadku wiadomo, że posowieckim sprzętem ukraińska armia Rosjan nie pokona, że potrzebuje nowoczesnej zachodniej technologii. Nie dać tej technologii, to zgodzić się na klęskę Ukrainy, a więc także na szereg negatywnych konsekwencji, które w mniejszym lub większym stopniu dotkną i Zachód. Szczególnie zaś Polskę i kraje nadbałtyckie. Więc nie, "nie wyrzucamy rosomaków w błoto", a za ich pośrednictwem (jak i innego przekazanego sprzętu) inwestujemy we własne bezpieczeństwo. Amen.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Marcin Ogdowski jest pisarzem, dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Pracował w Iraku, Afganistanie, w Ukrainie, Gruzji, Libanie, Ugandzie i Kenii. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.