As w rękawie Ukrainy. Rosyjskie lotnictwo poniesie klęskę?

Wraz z "odkryciem" szybujących bomb rozhulało się rosyjskie lotnictwo, co w pobliżu Awdijiwki przybrało już postać bezkarności. Czyli zupełnie nowej dla tego konfliktu jakości. Na jej występowanie Ukraińcy na dłuższą metę pozwolić sobie nie mogą. Więc nie siedzą z założonymi rękoma - pisze dziennikarz Marcin Ogdowski.

Rosyjski myśliwiec bombardujący Su-34
Rosyjski myśliwiec bombardujący Su-34
Źródło zdjęć: © East News | -

Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Marcin Ogdowski jest pisarzem, dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Pracował w Iraku, Afganistanie, w Ukrainie, Gruzji, Libanie, Ugandzie i Kenii. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.

Jednym z ostatnich akordów bitwy o Awdijiwkę były zmasowane rosyjskie naloty na ukraińskie pozycje. Przez co najmniej dziesięć dni Rosjanie zrzucali po sto i więcej bomb na ruiny i okolice niewielkiego miasteczka (równanego z ziemią i przez artylerię). Takiej intensywności użycia lotnictwa taktycznego w tej wojnie dotąd nie notowano, zwłaszcza na tak wąskim odcinku frontu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Drugi wiąże się z możliwościami rosyjskiego lotnictwa, które przez pierwszych kilkanaście miesięcy wojny w Ukrainie było wielkim nieobecnym na polu bitwy. Nasycenie środkami obrony przeciwlotniczej - przede wszystkim przenośnymi wyrzutniami rakietowymi krótkiego zasięgu - uczyniło strefę (przy)frontową niezwykle niebezpieczną dla samolotów. Niedostatek dalekonośnej i precyzyjnej amunicji tylko uwypuklił problem. Wojska lądowe zasadniczo musiały radzić sobie bez wsparcia sił powietrznych. Aż Rosjanie wpadli na pomysł kreatywnego zastosowania starych bomb lotniczych.

Obarczoną wielkim ryzykiem konieczność zrzucania ładunków nad celem - a więc w zasięgu rażenia systemów OPL - wyeliminowano poprzez doposażenie bomb w skrzydła i prosty system nawigacji. Tak powstały bomby szybujące, zrzucane z samolotów daleko za linią frontu. Mają one zasięg nawet do 70 km (jeśli zwolni się je z wysokości 12 tys. metrów), poruszają się lotem ślizgowym, kierując na zaprogramowane wcześniej współrzędne. Ich celność jest taka sobie - najlepsza na dystansie 10-15 km, ale i po prawdzie Rosjanie nieszczególnie ów parametr fetyszyzują. Po pierwsze z uwagi na ogromne zapasy starych bomb, po drugie, z powodu pokaźnej masy samych ładunków (nawet półtonowe głowice). Bomby mają burzyć duże obiekty - jeśli jest ich dużo i są duże, precyzja schodzi na plan dalszy.

No więc wraz z "odkryciem" szybujących bomb (techniki znanej moskalom wcześniej, ale z jakiegoś powodu licznie zastosowanej dopiero w drugim roku wojny), rozhulało się rosyjskie lotnictwo, co w pobliżu Awdijiwki przybrało już postać bezkarności. Czyli zupełnie nowej dla tego konfliktu jakości.

Jakości, na występowanie której Ukraińcy na dłuższą metę pozwolić sobie nie mogą. Więc nie siedzą z założonymi rękoma.

Odwrót ZSU z Awdijiwki osłaniany był przez któryś z najefektywniejszych/najlepszych systemów OPL, będących w dyspozycji armii ukraińskiej. Najprawdopodobniej przez Patrioty bądź SAMP/T-y, zdolne razić cele na odległość powyżej 100 km. Tak czy inaczej, w jeden weekend spadły łącznie cztery rosyjskie samoloty Su-34/35. Potem, już bez związku z bojami o Awdijiwkę, zestrzelono kolejne dwie maszyny. W przypadku trzech strąceń mamy wiarygodne potwierdzenia z kilku rosyjskich źródeł, co do pozostałych bezpieczniej uznać zestrzelenia za prawdopodobne. W najkorzystniejszym dla Ukraińców ujęciu - przy sześciu strąceniach - łączne rosyjskie straty przekroczą 400 mln dolarów, mowa bowiem o najnowszych i najlepszych w parku maszynowym agresora samolotach. Nosicielach bomb szybujących.

Czy bolesna strata, nade wszystko jednak świadomość obecności "na teatrze" niebezpiecznego i skutecznego systemu OPL z "długimi rękoma", znów sparaliżuje rosyjskie lotnictwo? Przekonamy się już niebawem. Wiele zależy od tego, na jak długo i jak licznie Ukraińcy delegowali na front zachodnie wyrzutnie, dotąd używane głównie do ochrony Kijowa. Jeśli rzeczywiście transfer sprzętu odbył się kosztem możliwości stołecznej obrony powietrznej, bez dwóch zdań mamy do czynienia z "gościnnym występem". Ale jeśli jest inaczej - w Ukrainie pojawiły się kolejne baterie zachodnich systemów - to ich obecność w strefie (przy)frontowej może się okazać nową i stałą jakością.

Czy to w ogóle możliwe? Prezydent Wołodymyr Zełenski ujawnił niedawno, że do kraju dotarły dwa nowe systemy "zdolne zestrzelić wszystko". Nie dodał, czy chodzi o broń amerykańską, czy zachodnioeuropejską; czy stało się to w ramach wcześniejszych pakietów pomocowych (część asortymentu zawsze trafia w późniejszym terminie), czy chodzi o jakieś nowe zobowiązanie. Bazując na tych wcześniejszych, zeszłorocznych, w 2024 roku w Ukrainie powinno się pojawić co najmniej pięć dodatkowych baterii Patriot i ich europejskich odpowiedników. W obliczu bieżących kłopotów ZSU coś z tego zasobu mogło(by) trafić na front, a nie do obrony zaplecza.

Ukraińcy są bowiem w defensywie, Rosjanie kontynuują natarcie w kilku punktach - od charkowszczyzny po Zaporoże. Z ich aktywności wyłania się czytelny obraz intencji - moskale zamierzają wymazać zeszłoroczne zdobycze terytorialne Ukraińców, w miarę możliwości uszczknąć też coś z tego, co ZSU urwały im latem i jesienią 2022 roku. Spieszą się, chcąc wykorzystać aktualne ukraińskie słabości - niedostatki rezerw i amunicji artyleryjskiej, do niedawna wydawało się, że również braki w dalekonośnej OPL. Bombami szybującymi Rosjanie ofensywy nie wygrają, ale ich masowe użycie powiększa ukraińskie straty i w którymś momencie mogłoby się okazać kluczowe w przełamaniu frontu.

Dlatego Ukraińcy muszą trzymać rosyjskie suchoje na dystans.

PS. Nie dajmy się zwariować - na skutek obecnych działań i przy założeniu, że rosyjskie ataki się powiodą, przedmiotem "korekt" będzie procent, może półtora procenta terytorium Ukrainy. Taki jest zasięg i skala rosyjskiej ofensywy.

Marcin Ogdowski

Źródło artykułu:Bez Kamuflazu
wojna w Ukrainieukrainarosja
Wybrane dla Ciebie