ŚwiatS. Koziej: NATO-Rosja czyli stosunki udawane

S. Koziej: NATO-Rosja czyli stosunki udawane

Po wojnie rosyjsko-gruzińskiej w sierpniu 2008 roku NATO, w geście protestu przeciw tzw. nieproporcjonalnemu użyciu siły przez Rosję, zawiesiło stosunki z nią na najwyższym szczeblu, czyli w ramach Rady NATO-Rosja. W miniony weekend je wznowiono. Tak jak raczej bez rozgłosu zostały zawieszone (aby wykonać gest dla zaspokojenia własnego sumienia, ale jednocześnie zbytnio nie drażnić Rosji), tak też bez fanfar zostały wznowione. Bez fanfar i bez większych efektów. Bo znaczących efektów być nie mogło i chyba nie ma na nie nadziei w nadchodzącym czasie. Wynika to z wyraźnych różnic w interesach i w podejściu strategicznym do siebie obydwu stron.

Rosja prowadzi ostatnio - pod rządami W. Putina: prezydenta, a teraz premiera - zdecydowaną, bezkompromisową politykę w ogóle, a w stosunku do NATO w szczególności. Nie ukrywa, że Sojusz Północnoatlantycki jest dla niej przeciwnikiem. Tak ujmuje to wprost w swojej najnowszej strategii bezpieczeństwa narodowego do 2020 roku (patrz mój komentarz z 19.05 br.: Kto zagraża Rosji?)
. Musi zatem stosunki z NATO traktować jak stosunki z przeciwnikiem, którego po prostu trzeba dyskredytować, zwalczać, a najlepiej w ogóle wyeliminować jako liczącego się gracza.

Dlatego można się spodziewać, że w ewentualnej agendzie dalszych rozmów i kontaktów chciała będzie raczej umieszczać problemy dla NATO trudne, kontrowersyjne, sporne, aby zmuszać sojusz do mówienia „NIE”. W ten sposób może wykazywać swojemu społeczeństwu i społeczności międzynarodowej, że Sojusz Północnoatlantycki jest przeszkodą i dezorganizatorem bezpieczeństwa międzynarodowego.

NATO z natury rzeczy - jako organizacja międzynarodowa, czyli podmiot zbiorowy, działający w dodatku na zasadzie consensusu - jest bardziej nastawione na pozytywną, kompromisową politykę. Skłonne byłoby traktować Rosję jako partnera strategicznego, a nie jako przeciwnika. Ale jednocześnie ma wyraźne - wynikające z jego misji i zasad politycznego istnienia zbiorowego - granice kompromisu w obszarach o szczególnym znaczeniu dla Rosji. Wymieniłbym trzy najważniejsze.

Po pierwsze - jest to obszar decyzji w sprawach wewnętrznych. NATO w żadnym wypadku nie może sobie pozwolić nawet na stworzenie wrażenia, że Rosja może mieć na nie jakiś wpływ. Stąd też nie może dopuścić do rozpatrywania tego typu kwestii na forum Rady NATO-Rosja. Nie może np. ustąpić w sprawie swoich planów rozbudowy infrastruktury sojuszniczej, także na terytoriach członkowskich państw graniczących z Rosją, co dla niej z kolei jest szczególnie drażliwe. Myślę, że ta granica kompromisu nie jest specjalnie zagrożona. Rosja zdaje sobie sprawę, że nie ma praktycznych szans na wymuszenie tutaj jakichkolwiek ustępstw.

Po drugie - NATO nie może godzić się na ograniczenia w jego stosunkach zewnętrznych z innymi krajami, w tym oczywiście także z krajami sąsiedzkimi Rosji. Wiąże się z tym perspektywa ewentualnego przyjęcia do sojuszu takich krajów, jak Ukraina i Gruzja. Problem ten będzie ciągle zakłócał wzajemne stosunki NATO-Rosja. Można spodziewać się ciągłych ataków dyplomatycznych i informacyjnych Rosji na tym kierunku i nie są one pozbawione szans.

I wreszcie po trzecie - NATO nie może akceptować faktów politycznych dokonanych przy pomocy siły. Idzie tu o faktyczny rozbiór Gruzji przez Rosję w wyniku ubiegłorocznej wojny i uznania państwowości Abchazji i Osetii Południowej. Spór na tym tle będzie bez przerwy komplikował międzynarodowe wysiłki zmierzające do uregulowania kryzysu na Kaukazie i przez to pogarszał warunki bezpieczeństwa w tym regionie. Przykładem jest praktyczne zerwanie misji pokojowych ONZ i OBWE na terytorium Gruzji z uwagi na sprzeciw Rosji, domagającej się włączenia w proces decyzyjny Abchazji i Osetii Południowej jako pełnoprawnych państw. Można oczekiwać, że na tym polu obydwie strony będą poszukiwać jakiegoś rozwiązania kompromisowego, dającego szansę wyjścia z twarzą z obecnego klinczu politycznego na tym tle.

W sumie wznowione rozmowy na wysokim szczeblu między NATO i Rosją wcale nie oznaczają początku normalnych stosunków. Rosja nie jest nimi specjalnie zainteresowana. Wręcz przeciwnie: będzie chciała traktować je jako jeszcze jedno pole wojny informacyjnej, wykorzystując w tym celu m.in. mistrza w tym fachu, swego ambasadora przy NATO, D. Rogozina. W tych warunkach NATO również prowadzi tu bardziej grę pozorów, niż liczy na jakieś realne korzyści. Można więc spodziewać się w nadchodzącym czasie raczej udawanych stosunków między tymi dwoma "partnerami-przeciwnikami", bez większych nadziei na jakieś dobre owoce strategiczne.

Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
felietonrosjanato
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)