PublicystykaWojciech Engelking: Żadnego przebudzenia, bo będzie jeszcze gorzej

Wojciech Engelking: Żadnego przebudzenia, bo będzie jeszcze gorzej

Jacek Żakowski napisał, że obowiązkiem każdego, kto nie wyjechał z Warszawy, było przyjście pod Pałac Kultury i oddanie czci mężczyźnie, który dokonał tam aktu samospalenia. Sądzę, że jest inaczej. Powinno się w tym czasie zostać w domu, a zbiorowe przebudzenie, o które wnosił Żakowski, będzie jeszcze większą tragedią niźli apatia - co być może potwierdza także wtorkowe wydarzenie z Rzeszowa.

Wojciech Engelking: Żadnego przebudzenia, bo będzie jeszcze gorzej
Źródło zdjęć: © East News
Wojciech Engelking

07.11.2017 | aktual.: 07.11.2017 18:47

Inna trumna, inna gra

Kiedy do mediów przedostała się informacja o tym, że Piotr Szczęsny - wówczas nie było jeszcze znane jego imię i nazwisko - podpalił się pod Pałacem Kultury, akurat byłem u lekarza. Na komórkę przyszło mi powiadomienie, wyciągnąłem, zareagowałem głośnym „o, k…!”, wyjaśniłem pielęgniarce, co się stało - i zacząłem się niepokoić. Oto bowiem plemię opozycyjne miało szansę zyskać to, co dotychczas było udziałem plemienia rządowego - męczennika.

A jednak reakcja czołowych polityków obozu opozycyjnego mnie ucieszyła: była bowiem milczeniem. Oczywiście, wieczorem, tego dnia, gdy dokonało się samospalenie, kilka lewicowych grup zebrało się pod Pałacem Kultury, w mediach społecznościowych (duży wpływ miał na to portal OKO.press) zaczął też być kolportowany list pożegnalny mężczyzny, który wówczas jeszcze walczył o życie. Nikt jednak nie wziął Piotra Szczęsnego na sztandary. Panowało zdrowe, zbiorowe milczenie, niebędące - jak sądzę, choć mogę się mylić - wyrazem szoku, lecz konsekwencją świadomości, że tak radykalny czyn nijak nie przystaje do politycznych warunków, w jakich Polska się znalazła.

Tyle, że potem Piotr Szczęsny umarł i zaczęła się gra trumną.

Czytaj także: Grzegorz Wysocki: Po prostu nie wiem. Przeciwko ludziom bez wątpliwości

Jest to gra o tyle ciekawa, że liderzy opozycji wciąż nie biorą w niej udziału. Biorą w niej udział ich główne media, także najmłodszego pokolenia (wspomniane OKO, które, jeszcze przed ujawnieniem nazwiska samobójcy, opublikowało wywiad z jego żoną) - inaczej niż w grze trumnami, którą w PiS-ie prowadzi raz samotnie, a raz z Antonim Macierewiczem Jarosław Kaczyński, wprost opowiadając o zamachu smoleńskim, zaś jego dywizje polityczne i medialne (wyłączając te radykalne) zachowują w tej sprawie względną ciszę.

W przypadku samospalenia Piotra Szczęsnego wciąż cicho są politycy, natomiast kształtujące publiczny dyskurs media biorą je na sztandar; wprzódy „Gazeta Wyborcza”, która w wydaniu z ostatniego weekendu zamieściła okładkowy wywiad z ks. Adamem Bonieckim, twierdzącym, że Piotr Szczęsny "nie był fanatykiem ani szaleńcem. To nie było spowodowane przyczynami psychiatrycznymi, to był człowiek bardzo serio myślący", wczoraj zaś TVN24, w którym bp Tadeusz Pieronek stwierdził, że Piotr Szczęsny "miał umysł pełen mądrości".

Apatia jest racjonalna

Żeby było jasne: nie umniejszam wagi czynu Szczęsnego samego w sobie. Nie rozumiem go, bo nie rozumiem, jak można się zabić z jakichkolwiek powodów, które nas bezpośrednio nie dotykają - długów, miłości, straty pracy. Uważam jednak, że każdy powinien mieć wolność wyboru, w jaki sposób chce rozstać się z tym światem i jeśli ma ochotę się z tym światem rozstawać - powinien móc to zrobić. Osobnymi kwestiami jednakowoż są samobójstwo samo w sobie, czyn na wskroś prywatny i intymny (nie słyszałem o sytuacjach bardziej intymnych, niźli spotkanie ze śmiercią) i to, jak luminarze dyskursu publicznego chcą je odczytać. Takie bowiem odczytanie, jakie dziś proponują opozycyjne media, doprowadzi tylko i wyłącznie do kolejnych tragedii. Być może z taką tragedią mieliśmy do czynienia we wtorek w Rzeszowie, gdzie mężczyzna podpalił się przed budynkiem sądu, powtarzając gest Szczęsnego. "Być może", bo piszę ten tekst w momencie, w którym nie ma na ten temat bardziej szczegółowych danych.

Zobacz także: Żakowski o samospaleniu: dramatyczny gest

Takim odczytaniem jest właśnie felieton Jacka Żakowskiego dla WP Opinie, który z pozoru nie traktuje wcale o Piotrze Szczęsnym. Żakowski twierdzi wszak, że nie gloryfikuje tego, co mężczyzna zrobił (celowo nie używam tu sformułowania "Zwykły Szary Człowiek", którym chętnie szafują media opozycyjne, robiąc ze Szczęsnego pośmiertnego celebrytę i męczennika) i że zniechęca jego ewentualnych naśladowców. Jednocześnie jednak nawołuje do tego, by ponadpartyjnie Polacy oddali Piotrowi Szczęsnemu cześć. I te dwa elementy w tekście Jacka Żakowskiego nie dają się połączyć, bo upamiętnienie Piotra Szczęsnego i jego gestu oznacza uznanie go racjonalnym i właściwym w kontekście współczesnej Polski.

Żakowski twierdzi, że nie da się puścić mimo uszu apelu, który Szczęsny zostawił: że wyrywa on Polaków z apatii, w którą jakoby popadli wobec zmian w Polsce, których dokonuje PiS. Ma rację o tyle, że gest Piotra Szczęsnego dobrze pokazuje coś zupełnie innego: medialne i społeczne szaleństwo, jakie zapanowało w Polsce od mniej więcej 2015 roku. Dokonała się wówczas specyficzna zmiana języka w myśleniu o polityce: do opisu działań PiS-u, zwłaszcza tych naprawdę ostrych, będących na bakier z konstytucją RP, zaczęto używać sformułowań jeszcze ostrzejszych.

Jeżeli PiS działał w myśl słów, które da się znaleźć w piątym tomie leksykonu (takiego leksykonu, który porządkujące wyrazy według ich społecznego znaczenia i emocjonalnego natężenia), ci, którzy jego działania ze strony opozycyjnej opisywali, sięgali do wyrazów, które znajdują się w tomie dziesiątym - demokracji i jej końca, autorytaryzmu, totalitaryzmu, faszyzmu. Problem w tym, że słownik na tomie dziesiątym się kończył. I na to leksykalne szaleństwo pozostały dla Polaków dwie odpowiedzi. Jedna, którą Żakowski krytykuje, czyli apatia (także słowo mocne i, w mojej opinii, nieuzasadnione), będąca zamknięciem się we własnej prywatności, dopóki instytucje gwarantujące tejże prywatności pomyślność nie będą zagrożone (przykładowo - sądy, w obronie których Polacy tłumnie wyszli na ulice). I druga, która jest odpowiedzią spoza porządku słów i sformułowań, odpowiedź cielesna. Czyli - na przykład - gest Piotra S.

Nawet gdybym był bardzo przeciwny rządom PiS-u, wolę reakcję numer jeden.

Efekt Palacha, efekt Szczęsnego

Wolę reakcję numer jeden z prostego powodu: nie prowadzi do niczyjej śmierci. Jest zdrowa, bo dostrzega niewspółmierność słów używanych do opisu tego, co dzieje się na naszych oczach, z tym, co dzieje się na naszych oczach. Reakcja numer dwa z kolei jest przyjęciem tego opisu za adekwatny.

Reakcja numer dwa, zabicie się w geście politycznym w tak bolesny i straszny sposób, w jaki uczynił to Piotr Szczęsny, ma jeszcze jedną cechę: może zostać szybko do dziesiątego tomu słownika, o którym pisałem wyżej, wciągniętą. Kiedy szaleństwo odbywało się tylko w obrębie leksyki, można na nie było machnąć ręką i dalej pogrążać się w zdrowej, racjonalnej apatii. Kiedy zaczyna odbywać się w sferze ciała, apatia robi się problematyczna, bo potrzeba gestu równie mocnego, by się jej przeciwstawić. Tyle tylko, że nie widzę gestu mocniejszego niż samobójstwo. Nie zdziwiłbym się, gdyby po samospaleniu Piotra Szczęsnego, przy wcale nie cichym współudziale mediów (które wcale nie muszą robić tego cynicznie: jak Żakowski w swoim tekście twierdzi, że rozumie tych, którzy głęboko wierzą w PiS, tak i ja ich rozumiem i rozumiem też tych, którzy głęboko w niego nie wierzą), mielibyśmy wysyp podobnych samospaleń - jak to stało się pod koniec lat 60. w Czechosłowacji po samospaleniu Jana Palacha. Być może mieliśmy do czynienia z kolejną taką sytuacją już dziś w Rzeszowie, lecz dopóki nie będzie na ten temat dokładniejszych danych - nie chcę wyrokować.

Nie chcę tu także podnosić argumentu, że Palach miał ku samospaleniu powody, a Piotr Szczęsny ich nie miał, bo wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji jest historycznie faktem nieco bardziej podniosłym, niźli zwalnianie kolejnych dziennikarzy z Trójki, który to punkt znajdziemy w liście Piotra Szczęsnego. Nie chcę tego robić z prostego powodu: oznacza bowiem, że uznanie racjonalnym przez debatę publiczną czynu Piotra Szczęsnego, podlega negocjacji. Jednym słowem - że istnieje szansa, iż polska debata publiczna w osobie swoich luminarzy, takich jak Jacek Żakowski, powinna, być może, ów zaakceptować, bo wyrywa on Polaków z domniemanej przez publicystę apatii. Tak nie jest.

Każdemu wolno popełnić samobójstwo i każdemu wolno stwierdzić, że zabija się z powodów politycznych. Każdemu samobójcy należy się też szacunek. Rolą samoregulującej się wspólnoty - w tym mediów jako jednego z narzędzi tej regulacji - jest takie owego samobójstwa potraktowanie, by się nie powtarzało. Media polskie, jak dotąd, nie zdają tego egzaminu.

I być może faktycznie doprowadzą do przebudzenia, którego chce Żakowski, a które, według mnie, będzie po prostu serią ludzi zamieniających się w pochodnie.

Wojciech Engelking dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)