Rzeszów mistrzem Polski. W szczepieniach czy w sprycie? [Opinia]
Ponad 86 tys. osób w Rzeszowie otrzymało już pierwszą dawkę szczepionki przeciw koronawirusowi. "To ponad 45 proc. populacji tego miasta" - wyliczają analitycy i wskazują, że średnia całej Polski to niecałe 12 procent populacji. I ta dysproporcja rodzi, bo musi rodzić, lawinę pytań i komentarzy.
Jak słyszymy jednak od rzeszowskich lekarzy oraz na co wskazuje minister Michał Dworczyk, nie wszyscy z tych 86 tysięcy są mieszkańcami miasta, a w ośrodkach szczepień w Rzeszowie zbierane są dane osób zaszczepionych w mieście oraz w terenowych, mobilnych oddziałach szczepień.
Czy Tadeusz Ferenc, składając 10 lutego rezygnację, mógł przewidzieć, że na początku kwietnia wszystkie oczy będą skierowane na jego miasto? "Przydałyby się wybory na Śląsku" - piszą gorzko twitterowi komentatorzy. Wszak ten region jest obecnie jednym z najciężej dotkniętych pandemią. Jednak czy na pewno tłem całej sprawy jest chęć politycznego zysku? Czy zwykły brak konsekwencji w raportowaniu oraz klasyczny polski zryw narodowy, który objawił się w stolicy Podkarpacia?
Piszę o zrywie narodowym, bo informacje o tym, że w Rzeszowie szczepienia na COVID-19 są prowadzone bez zapisów i poza kolejnością opisaliśmy w niedzielę w Wirtualnej Polsce jako pierwsi. Wskazywaliśmy na przypadek 26-latki i jej 27-letniego męża, którzy tuż przed świętami przyjęli pierwszą dawkę preparatu.
Rządowe raporty, twitterowe wyliczenia
W czasie świąt Rafał Mundry, doktorant Uniwersytetu Wrocławskiego, podawał na Twitterze dane dotyczące szczepień. "Ponad 86 tys. osób w Rzeszowie otrzymało już pierwszą dawkę szczepionki przeciw koronawirusowi. To 45,2 proc. populacji tego miasta. Dla porównania w Warszawie pierwszą dawkę dostało 19 proc. populacji, w Krakowie 20,8 proc., a w Łodzi 17,9 proc." - podawał Mundry. Dane, które podał doktorant, zostały opracowane na podstawie oficjalnych rządowych raportów.
"Władca szczepionek" zabiera głos
Do sprawy na Twitterze odniósł się Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, okrzyknięty przez media "władcą szczepionek". Wszak to on odpowiada za organizację programu szczepień. Nie odpowiada natomiast najwyraźniej za chaos w tym programie. Wszystkie źródła rządowe informowały nas dotychczas, że głowa Michała Dworczyka przez szczepionkowe zamieszanie nie spadnie.
Tym razem minister uważa, że doniesienia o procencie zaszczepionych rzeszowian nie są prawdziwe. "Wszystkie regiony szczepią w podobnym tempie. Rozmieszczenie punktów na Podkarpaciu powoduje, że mieszkańcy części regionu i pobliskich powiatów korzystają ze szczepień w Rzeszowie" - przekonuje Michał Dworczyk.
"Liczby pokazują zaszczepionych w punktach szczepień, a nie liczbę zaszczepionych mieszkańców Rzeszowa. Wpływ na to ma także fakt, że duże punkty szczepień raportują w Rzeszowie szczepienia wykonane w terenie. Jutro szczegółowo omówimy to w trakcie konferencji" - napisał na Twitterze Dworczyk, a całość swoich wypowiedzi opatrzył hasztagiem #StopFakeNews. Można zatem domniemywać, że wszystkie rządowe siły PR zostały rzucone na odsuwanie podejrzeń, że liczba szczepień na Podkarpaciu ma jakikolwiek związek z samorządową sceną polityczną. I słusznie, bo na te skojarzenia głośno już wskazuje opozycja.
"Mam do zaszczepienia 7 tysięcy osób"
"Nie mogę teraz rozmawiać, bo mam do zaszczepienia 7 tysięcy osób" - takie zdanie usłyszał od doktora Stanisława Mazura, prezesa Centrum Medycznego Medyk w Rzeszowie, nasz reporter. Usłyszał je w piątek tuż przed świętami. To między innymi za sprawą doktora Mazura na Podkarpaciu rozpędziła się szczepionkowa lokomotywa. Pędziła i po drodze szczepiła nie tylko seniorów, ale też - jak pisaliśmy - dwudziestoparolatków.
"Rodzinie mojej siostry udało się zaszczepić w Rzeszowie. W kolejce stanęła moja szwagierka w wieku 34 lat, jej 38-letni mąż oraz jego brat, który skończył dopiero 40 lat. Weszli w piątek wieczorem do punktu szczepień z ulicy, dostali formularze i tyle" - napisał czytelnik Wirtualnej Polski i na dowód przesłał zdjęcia z CH Full Market w Rzeszowie.
To nie koniec. Z relacji pana Artura wynika, że później w rzeszowskim punkcie udało się zaszczepić kolejnym członkom tej rodziny. "Tym razem był to 27-letni kuzyn i jego 26-letnia żona, którzy przyjechali z Przemyśla. Najpierw spróbowali rano, przed godz. 10, ale wtedy usłyszeli, że są za młodzi. Przyjechali 6 godzin później, poczekali chwilę i zostali zaszczepieni. Nie było żadnego problemu, czy okłamywania personelu. Szczepią każdego, kto przyjdzie" - wyjaśnił.
W rozmowie z Wirtualną Polską doktor Mazur tłumaczy, że osobiście nadzorował szczepienia w największym punkcie miasta. "Sam przez megafon wzywałem uprawnione grupy", a później przyznaje, że do uprawnionych dołączyła niewielka grupa chętnych, żeby szczepionki się nie zmarnowały.
Czym się różni spryt od cwaniactwa?
Wykorzystywanie maksymalnych możliwości szczepień samo w sobie może być godne podziwu. Przywodzi na myśl sprytną gospodynię, która przygotowała kolację z resztek i dodatkowo nakarmiła nieplanowanych gości. Co zatem tak naprawdę oburza? Dlaczego rzeszowski przypadek budzi kontrowersje? Co odróżnia spryt od cwaniactwa? To proste - ważne są intencje.
Czy za szalonym tempem szczepień stoi zbliżający się termin wyborów uzupełniających w Rzeszowie? Opozycja przekonuje, że tak właśnie jest. Dariusz Joński poseł KO twierdzi w rozmowie z WP, że PiS traktuje szczepienia jako narzędzie wyborcze w zbliżającym się głosowaniu. "To jest nieprawdopodobne, co się wydarzyło. Ja się bardzo cieszę z każdej zaszczepionej osoby, ale to wszystko nie ma ładu i składu. To jest totalny chaos i bałagan" - powiedział nam poseł KO.
Co do narzędzia wyborczego, jakim miałaby być strzykawka z igłą, trudno na ten moment wyrokować, choć trudno też się pozbyć wrażenia, że jeśli przyspieszenie programu szczepień w Rzeszowie nie pomoże PiS-owi oraz wspieranej przez niego kandydatce Ewie Leniart, to na pewno jej nie zaszkodzi.
Sednem sprawy rzeszowskiej jest raczej nieszczelność zasad Narodowego Programu Szczepień. Ktoś na tym na pewno zyskał, czy ktoś stracił? Ośrodki szczepień wskazywały na spowolnienie statystyk zgłaszających się do szczepień seniorów. Jeśli jednak do systemu wdziera się bałagan, istnieje obawa, że sprawy wymkną się spod kontroli. To już na pewno nie służy ochronie najsłabszych, którzy przecież nie mieszkają tylko w Rzeszowie, a pulę szczepionek mamy dla całej Polski wspólną.