Rzeszów, czyli biznesowa oaza wschodniej Polski. "Praca czeka, pieniądze dobre"
Stolica "Polski B" – mówiono o nim jeszcze kilka lat temu. To był czas, gdy ludzie masowo wyjeżdżali z Rzeszowa, bo nie było tam ani pracy, ani perspektyw. Wiele się jednak zmieniło – stolica Podkarpacia doskonale wykorzystała szansę, jaką dały dobra koniunktura gospodarcza i płynące szerokim strumieniem pieniądze unijne. "Nie mamy żadnych kompleksów" – zapewnia mnie rzeszowianka, która zdecydowała, że po dziesięciu latach naprawdę warto tu wrócić.
- Widzisz, Rzeszów nie chce, żebyś z niego wyjeżdżała – żartuje Magdalena. Poznałam ją chwilę wcześniej, a połączył nas temat, a jakże, pogody.
Bo gdy nad remontowanym dworcem Rzeszów Główny zaczyna padać, to marny twój pasażerski los. Nie ma gdzie się skryć, a choć peron, na który czekam, dzieli od budynku stacji nie więcej niż 60 metrów, to z powodu prac remontowych pokonać trzeba prawdziwy labirynt. Dwa perony w ogóle zamknięto, a na czas remontu uruchomiono tymczasowy czwarty, do którego drogę wskazują rzędy strzałek. Tak, zdecydowanie "tymczasowy" to słowo najlepiej opisujące dworzec.
Nakrywam się kurtką, Magda trzyma nad głową aktówkę. Na razie lepiej nie będzie.
Stare i nowe
Rzeszów był ostatnim przystankiem na mapie mojej tegorocznej podróży w ramach akcji #JedziemywPolskę. Gdy opowiadałam znajomym, że będę pisała o Rzeszowie, spotyka się to z umiarkowanym zainteresowaniem. Że co niby można napisać o nim ponad to, że… jest? A prawda jest taka, że wyjeżdżając, czułam duży niedosyt, bo nie udało mi się zobaczyć wszystkich zabytków. Lista rzeczy, które warto zobaczyć w Rzeszowie, będącym przecież poza głównymi szlakami turystycznymi, jest naprawdę wiele. Kiedyś wrócę, obiecuje sobie.
- Jak przyjedziesz następnym razem, już nie będziesz miała okazji, żeby przejść się górą – moja nowa znajoma ruchem brody pokazuje na znajdującą się nad torami kładkę.
Wkrótce zostanie zdemontowana, a podróżni dostaną się z budynku dworca na perony przejściem podziemnym. Tak oto nowoczesność trafi na dworzec główny stolicy Podkarpacia, bo powiedzmy sobie uczciwie: od lat nie jest zachęcającą wizytówką miasta. Od dawna nieremontowany, niedostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych czy rodziców z dziećmi w wózkach.
O ile pomysłowi remontu dworca wszyscy przyklasnęli, to już pomysłu usunięcia kładki wielu wybaczyć kolejarzom nie może.
Bo choć wygląda zwyczajnie, to jednak jest to zabytek. I to 110-letni. Znawcy techniki kolejowej podkreślają, że ma idealnie zachowaną konstrukcję nitowaną, właśnie taką, jakie w tamtym czasie projektowali we Francji konstruktorzy pod nadzorem Gustava Eiffel'a. Kładka nie została wpisana do rejestru zabytków, więc jej los wydawał się przesądzony. Rozbiórka już się zresztą zaczęła, ale miłośnicy starego Rzeszowa nie złożyli broni i przekonali władze miasta, by zamiast na złom, została po prostu przeniesiona w inne miejsce. Dokąd? Jeszcze nie wiadomo, ale mieszkańcy cieszą się, że dostrzegalna na każdym kroku modernizacja miasta nie oznacza, że zniknie to wszystko, co jest niewystarczająco nowoczesne. Światowe. Modne.
Bo Rzeszów podlega ogromnym przemianom – jakby chciał nadgonić te wszystkie lata, gdy był pozostającą na uboczu stolicą biednego regionu i nieznaczącym beneficjentem różnych europejskich programów wspomagających rozwój regionalny.
- Gdybym wróciła do Rzeszowa do pięcioletniej przerwie, chyba bym nie poznała swojego miasta – deklaruje moja rozmówczyni. Pewnie sporo w tym przesady, ale skoro Rzeszów uznawany jest za jedno z miast, które najlepiej wykorzystały dobrą koniunkturę ostatnich lat i strumień unijnych pieniędzy, to coś jednak jest na rzeczy.
Prognozy demograficzne niestraszne
Pociąg rusza z 15-minutowym opóźnieniem. Choć dojeżdża aż do Szczecina (bo Podkarpacie jest z Pomorzem Zachodnim bardzo dobrze skomunikowane)
, większość pasażerów i tak wysiądzie w odległym o 190 km Krakowie. Podobnie jak Magda, która do Małopolski przeprowadziła się blisko dziesięć lat temu na studia. Regularnie przyjeżdżała do rodziców i obserwowała, jak powstają nowe miejsca pracy, remontuje się drogi, rosną wynagrodzenia.
I zapowiada, że już wkrótce skończy się to jej podróżowanie. Dwa tygodnie wcześniej podpisała wstępną umowę z firma farmaceutyczną, więc gdy tylko upłynie okres wypowiedzenia, zwiezie resztę rzeczy z Krakowa i wprowadzi się do dwupokojowego mieszkania w nowym bloku. Za wynajem zapłaci mniej niż za kawalerkę w Krakowie, ale gdyby chciała kupić, to już tak kolorowo nie będzie.
- Ceny oszalały. Dzisiaj metra kwadratowego w nowym budownictwie nie kupisz za mniej niż 6 tys. zł, chociaż widziałam również ogłoszenia za 7,6 tys. zł. A zarobki są jednak niższe niż w wielu innych miastach wojewódzkich – mówi z żalem.
Szybko sprawdzam w telefonie: w 2010 r. metr można było kupić za niecałe 3 tys. zł.
- No, ale w sumie skoro ludzi stać na drogie mieszkania, to znak, że nieźle sobie radzą finansowo – dodaje, próbując pocieszyć siebie samą.
Pomijając rosnące ceny i tak zakłada, że życie w Rzeszowie będzie wygodniejsze. Wierzy na przykład, że zapomni o męczących korkach – w mieście liczącym 194 tys. mieszkańców (dane Urzędu Miasta na maj 2019 r.) jeździ się dość sprawnie. Choć akurat do liczby mieszkańców nie ma co się przyzwyczajać – według prognoz GUS, Rzeszów jest jedynym (obok Warszawy) dużym miastem, któremu nie grozi wyludnienie. Bo Gdańsk czy Wrocław może i są dobrymi miejscami do życia, ale statystyka jest nieubłagana – wciąż więcej osób z nich wyjeżdża niż się osiedla. A Rzeszów jeszcze przez wiele lat będzie przyciągał nowych chętnych.
Na upartego można Rzeszów przejść z jednego końca na drugi pieszo, ale z każdym rokiem staje się to trudniejsze. Wszystko dlatego, że Rzeszów gwałtownie się rozrasta i bardzo chętnie połyka sąsiadujące gminy. W rezultacie od 2006 roku powiększył swoje granice ponad dwukrotnie i dziś zajmuje powierzchnię większą niż na przykład liczący o sto tysięcy mieszkańców więcej Białystok.
Gdzieś dzwoni, ale w którym kościele?
Przez kilka godzin udało mi się zobaczyć większość rzeszowskich zabytków, ale na przykład fontanny multimedialne musiałam odpuścić. Cieszę się jednak, że udało mi się zobaczyć najważniejszy punkt na prywatnej liście atrakcji: znajdującą się pod płytą Rynku trasę podziemną. Na ten sam pomysł wpadło kilkanaście innych osób – zresztą w centrum miasta nieustannie mijałam turystów.
Myślę, że ludzie są Rzeszowa zwyczajnie ciekawi. Z czymś tam go kojarzą, ale nie do końca wiedzą, z czym. Na swoje nieszczęście, Rzeszów nie budzi w ludziach żadnych konkretnych skojarzeń, nie ma wyraźnych symboli, żadnego chwytliwego hasła. Najbardziej charakterystyczną budowlą zdaje się być Pomnik Czynu Rewolucyjnego projektu Mariana Koniecznego z początku lat 70. ubiegłego wieku. Znany jest jednak nie ze swoich walorów artystycznych, a osobliwemu kształtowi, który od lat budzi iście fizjologiczne skojarzenia.
Odkurzone tradycje lotnicze
A jednak o tym Rzeszowie coraz częściej Polacy słyszą w telewizji i to raczej w superlatywach. Że największy ośrodek biznesowy wschodniej Polski, duży rynek pracy, odradzające się tradycje przemysłu lotniczego.
W 2016 r. media obwieściły, że Rzeszów stał się na kilka dni stolicą polskiego biznesu, bo ówczesny minister rozwoju Mateusz Morawiecki ogłosił tam "Konstytucję Biznesu". Gdyby patrzeć tymi kryteriami, to Rzeszów stawałby się stolicą każdego roku, kiedy w Centrum Wystawienniczo-Kongresowym w Jasionce nieopodal Rzeszowa odbywa się Kongres 590. Od 2016 r. gromadzi największych przedstawicieli biznesu, nauki i prawodawstwa.
Rzeszów wcale nie potrzebuje jednak kilkudniowej imprezy, by być miastem, przez które przepływają duże pieniądze. Doskonale jest to zresztą widoczne we wspomnianej Jasionce. W sąsiedztwie lotniska (691 708 pasażerów obsłużonych w 2018 r. Dla porównania skali: liderem wśród lotnisko regionalnych są Balice, które obsłużyły 5,8 mln pasażwerów) działa kilkanaście dużych firm z branży mniej lub bardziej zaawansowanych technologii. Żadne tam taśmy montażowe zagranicznych koncernów, ale duże przedsiębiorstwa, które same projektują, wdrażają i sprzedają.
Firmy wykozystujące zaawansowane technologie zrzeszone są w Podkarpackim Parku Naukowo-Technicznym, a wsparcie naukowe już wkrótce zapewni Podkarpackiego Centrum Nauki "Łukasiewicz". Ma zostać uruchomione w 2022 r. Na razie można oglądać wizualizację budynku: to dziwnie przenikające się bryły ("dół inspirowany wiklinowym koszem", zażartował ktoś w internecie). Futurystyczne i odważne, ale czy przypadnie rzeszowianom do gustu?
Upraszczając, "Łukasiewicz" będzie dla Rzeszowa tym, czym dla stolicy jest "Kopernik". Będą wystawy interaktywne, sale multimedialne, sale kinowe. Motywem przewodnim ma być lotnictwo, wszak jesteśmy w regionie o ogromnych tradycjach lotniczych. To tu ulokowane jest 90 procent polskiego przemysłu lotniczego.
Inżyniera zatrudnię od zaraz
Lwia część firm zrzeszonych w Dolinie Lotniczej, czyli największym klastrze lotniczym w Europie Środkowej, działa właśnie na Podkarpaciu. Obecnie w regionie jest ponad 160 - niekiedy bardzo wąsko wyspecjalizowanych - przedsiębiorstw z branży lotniczej. Zatrudniają ponad 30 tys. osób, a liczba ciągle rośnie.
- Dlatego trochę nie rozumiem absolwentów studiów technicznych, którzy upierają się, żeby zostać w Warszawie, Poznaniu czy innym mieście, w którym skończyli studia. Tu inżynier szybko znajdzie pracę. Pieniądze dobre, rynek nie jest przesycony – mówi Marcin.
On sam skończył studia w Białymstoku, a przyjechał do Rzeszowa, bo zawsze marzył, by pracować w branży gier komputerowych. Zatrudnił się w G2A, jednej z największych w Polsce platform sprzedaży gier. Przekonały go dwie rzeczy: "czaderska", jak sam mówi, siedziba ("zapytaj, czy możesz tam wejść jako dziennikarz. To miejsce może konkurować z siedzibą Google'a", przekonuje) i fakt, że w piątek po pracy może wskoczyć do auta, a półtorej godziny później wchodzi na szlak w Beskidzie Niskim.
Rzeszowskie osobliwości
Rzeszowskie innowacje to nie tylko branża lotnicza, lecz również coś znacznie bardziej namacalnego. Po mieście jeździ dziesięć autobusów elektrycznych. Ich zakup oraz wybudowanie stacji ładowania kosztowało 30 mln zł, ale miasto dostało na zakup ekologicznych pojazdów ogromne dofinansowanie. Polskie metropolie dopiero się do nich przekonują, więc flota dziesięciu pojazdów to powód do dumy.
W temacie miejskiej komunikacji Rzeszów posiada coś, co stawia go w kategorii "wow". Otóż w różnych punktach miasta znajdują się "najnowocześniejsze przystanki autobusowe w Polsce". To szklane wiaty zabudowane również od frontu, które zimą ogrzewają, a latem chłodzą czekających wewnątrz pasażerów. Wiaty są ekologiczne, bo korzystają m.in. z energii słonecznej. Koszt postawienia jednej to blisko 80 tys. zł.
- Jeśli chce się pani przekonać, że Rzeszów to miasto ludzi idących pod prąd, proszę koniecznie pójść na okrągła kładkę – mówi mi pani w informacji turystycznej. Kładkę i tak miałam w planach, ale byłam ciekawa, czy działająca od zaledwie 7 lat "inwestycja drogowa" już urosła do rangi jakiegokolwiek symbolu. Szybkie rozmowy z kilkoma osobami podpowiedziały, że owszem, choć nie do końca wiadomo, co tak naprawdę ona uosabia.
Chodzi o pierwszą w Polsce okrągła kładkę nad skrzyżowaniem znajdującym się w połowie drogi między dworcem kolejowym w Rynkiem. Dzięki niej samochody nie muszą tak często się zatrzymywać, by przepuszczać pieszych, więc ruch jest bardziej płynny. Więc z jednej strony symbol nowoczesności, powiedzą jedni. Zaraz, ale dlaczego uznać, że to dobrze, że ludzie muszą wdrapywać się po schodach tylko dlatego, by samochody mogły sprawniej przejechać – zauważyła dziewczyna, którą zagadnęłam na klatce. Jej zdaniem kładka jest symbolem prymatu aut w Rzeszowie.
A jeszcze dla innych jest symbolem megalomanii. Kosztowała prawie 12 mln zł, a do jej wykonania użyto drogiego egzotycznego drewna azobe, sprowadzonego aż z Kamerunu. Władze przekonywały, że na materiale nie ma co oszczędzać, bo trwałość i estetyka są ważne. Rzeszowianie jakoś ten argument przełknęli, stąd ich wielkie rozczarowanie, gdy po zaledwie sześciu latach drewniane poręcze się rozeschły, a w niektórych miejscach drewniane elementy zaczęły po prostu odpadać. Wyrok został wydany: popękane i wyszczerbione drewno trzeba wymienić.
Miasto ogłosiło przetarg na wymianę uszkodzonych elementów. Wyasygnowało na ten cel 100 tys. zł. "czyli taki miś na miarę naszych możliwości" – kwituje dziewczyna.
- Ale w sumie fajnie, że ludzie kojarzą tę kładkę. Lepiej, że kojarzą Rzeszów z nią, a nie tym dziwacznym pomnikiem – dodaje. – Bo żadnej rewolucji w Rzeszowie nigdy nie było. Tak tu sobie powoli mieszkamy, raz lepiej, raz gorzej. No, ostatnio chyba lepiej.
"Żeby nam miasta nie przeorali"
Na tej "liście zachwytów" z pewnością może się znaleźć również sporo zastrzeżeń. Bo przecież Rzeszów nie jest żadnym rajem na Ziemi. Jeszcze kilka lat temu zmagał się z ogromnym bezrobociem, szara strefa wydawała się dziurą bez dna, a zarobki szorowały w okolicach ustawowego minimum. Siadając do pisania miałam cień ochoty, by wejść również w te dopiero co zagojone rany. Ale po tym, jak od kilku osób usłyszałam pytanie sprowadzające się do przekonania, że w Rzeszowie nie ma nic ciekawego, uznałam, że to nie będzie dobry trop. Skoncentrujmy się na tym, co fajne, pogratulujmy miastu awansu, doceńmy sprawne zarządzanie.
Politykę zostawiam na boku, ale nie da się zupełnie pominąć faktu, że na czele miasta od 2002 r. stoi ten sam człowiek – Tadeusz Ferenc. Pobija więc dwa rekordy: jest najdłużej urzędującym prezydentem miasta oraz najstarszym spośród prezydentów dużych miast (ma 79 lat). W ostatnich wyborach już w pierwszej turze zdobył poparcie 64 proc. głosujących. Dla porównania, jego główny przeciwnik przekonał do siebie zaledwie 28 proc. głosujących.
Rzeszów za 10 lat? Podgrzewane przystanki, chodniki i trzecia najlepsza politechnika w kraju, mówi Marcin. To trochę żartem (choć akurat przystankami miasto może zawstydzić resztę kraju). A na poważnie?
- Fajnie, że wreszcie, jak mówisz, że mieszkasz w Rzeszowie, nie widzisz tego politowania na twarzy rozmówcy. Bo bycie z Podkarpacia przez lata było kojarzone z tym, że komuś jakiejś życiowej zaradności zabrakło i z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie zwinął się choćby do Krakowa, dokąd cała klasa pojechała na studia – wyjaśnia.
Magda dodaje, że ma nadzieję, że firmy nie stracą zainteresowanie inwestowaniem w mieście, ale jednocześnie – że nie będzie ich na tyle dużo, że "przeorają" krajobraz miasta.
- Bo dzisiaj Rzeszów łączy w sobie cechy dużego i małego miasta. Są wszystkie usługi, jest praca, ale jednocześnie nie ma takiego ścisku i pędu jak w Warszawie. Napisz, że my tu już nie mamy żadnych kompleksów wobec innych miast – prosi na koniec.
Jeśli w Twojej miejscowości dzieje się coś ważnego, ciekawego, poruszającego - zgłoś się do nas za pośrednictwem platformy dziejesie.wp.pl