Rzekome więzienia CIA to przykrywka dla innej operacji?
Aura tajemnicy wokół rzekomej operacji CIA w
ośrodku polskiego wywiadu w Kiejkutach mogła być pozorna, by
zrobić przykrywkę dla prawdziwej operacji, która odbywała się
zupełnie gdzie indziej - mówi w "Gazecie Wyborczej" wiceszef UOP
i ABW w latach 1998-2004 płk Mieczysław Tarnowski.
08.09.2008 | aktual.: 08.09.2008 03:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Według niego, w Kiejkutach nie mogło być tajnego więzienia CIA, bo jest to miejsce rozpoznane jako szkoła wywiadu i nieustannie monitorowane przez obce służby.
Standardowo satelita szpiegowski robi tam co 15 godzin zdjęcie. Tak szczegółowe, że widać na nim, jakiej rasy jest pies przy budzie. Podejrzewam, że w latach 2002-05, w których współpraca polskich i amerykańskich służb specjalnych była szczególnie intensywna, takie zdjęcia robiono co kilka godzin. Już z tego jednego powodu profesjonalista zawahałby się nad ulokowaniem tam takiego ośrodka - wyjaśnia.
Tarnowski ma także inny argument. Jego zdaniem, gdyby więźniowie CIA byli przewożeni z lotniska w Szymanach do Kiejkut, to wiozące ich samochody musiałyby wjechać na publiczną drogę. Wówczas, by zapewnić bezpieczny przejazd konwoju, musiałby poszerzyć się krąg osób mających dostęp do tajemnicy.
Były wiceszef UOP i ABW mówi w rozmowie z "GW", że w Polsce są - według jego wiedzy - co najmniej dwa takie obiekty, nie tak znane jak Kiejkuty, gdzie można by spokojnie przeprowadzić podobną operację.