Rzecznik rządu zdenerwowany na Donalda Tuska. "To trochę zaskakujące"
Przypomnienie o możliwych sankcjach wobec Polski nie wychodzi Donaldowi Tuskowi na dobre. Reakcja polskiego rządu na włączenie się byłego lidera PO do sporu o przyjmowanie uchodźców jest bardzo krytyczna. Rafał Bochenek uznał, że słowa szefa Rady Europejskiej to "groźby", a Polska nie jest osamotniona w swoich obawach związanych z napływem obcokrajowców.
Rzecznik rządu ocenił, że jest "trochę zaskakujące, że były premier i człowiek, który rzekomo ma reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej, w tak ważnych instytucjach unijnych, wypowiada się w taki sposób, grożąc wręcz Polsce negatywnymi sankcjami, które ewentualnie mogą być nakładane na nasz kraj za nieprzyjmowanie uchodźców".
To nawiązanie do słów Donalda Tuska, który oświadczył, że polski rząd wyłamuje się z europejskiej solidarności, nie przyjmując uchodźców w ramach programu relokacji. Dodał, że jest w stanie zrozumieć argumenty polskiego rządu, ale będzie wiązało się to z konsekwencjami.
Brakuje wspólnego pomysłu, jak ich zaadaptować
- To jest trochę dziwne, ponieważ nie tylko Polska nie realizuje tych nietrafionych decyzji Komisji Europejskiej, ale również inne państwa - mówił rzecznik rządu na antenie PR 24. Jak dodał, program relokacji obecnie jest realizowany na poziomie 10 proc. przez wszystkie państwa członkowskie. Zdaniem Bochenka pokazuje to, że "ta polityka jest nieskuteczna i nieakceptowana".
Rzecznik podkreślał, że w Europie nie ma spójnej i kompleksowej polityki w zakresie uchodźców. Jak mówił, nie ma "żadnego systemowego mechanizmu przeprowadzenia procesu adaptacji tych ludzi w społeczeństwach europejskich".
Bochenek zaznaczył, że Komisja Europejska zobowiązała się do przygotowania do relokacji 160 tys. uchodźców, tymczasem przygotowała tylko ok. 20 tys. W jego ocenie świadczy to o tym, że Komisja Europejska nie jest w stanie weryfikować tożsamości uchodźców.
Problemy z hotspotami
Jak mówił, od samego początku był problem z funkcjonowaniem tzw. hotspotów, za pośrednictwem których miał się odbywać proces rozdziału uchodźców pomiędzy państwa członkowskie.
- Ci migranci, którzy do tych hotspotów napływali, przyjeżdżali z podrobionymi dokumentami, albo w ogóle bez dokumentów. Był problem z ustaleniem ich tożsamości, jakie mają powiązania rodzinne, gdzie wcześniej pracowali - powiedział Bochenek. Jak stwierdził, "hotspoty od początku de facto nie działały".
Polski rząd konsekwentnie nie chce ich przyjmować
Komisja Europejska zagroziła we wtorek rozpoczęciem procedury o naruszenie prawa UE, jeśli Polska, Węgry i Austria do czerwca nie przystąpią do relokacji uchodźców; te trzy kraje nie relokowały dotychczas ani jednej osoby. KE wezwała trzy państwa członkowskie do niezwłocznego rozpoczęcia relokacji.
We wrześniu 2015 roku państwa członkowskie UE zgodziły się na przeniesienie 160 tys. uchodźców z Włoch oraz Gracji; termin na zakończenie działań wyznaczono na wrzesień 2017 roku. Dotychczas tylko nieco ponad 18 tys., czyli około 11 proc. ustalonej liczby osób, zostało faktycznie przeniesionych.
Premier Beata Szydło we wtorek oświadczyła, że nie ma w tej chwili możliwości, by do Polski byli przyjmowani uchodźcy. - Na pewno nie zgodzimy się na narzucanie Polsce, ani innym krajom członkowskim jakichkolwiek przymusowych kwot - podkreśliła.