Cicha rywalizacja Szydło z Morawieckim. Echa debaty w PE
Emocjonująca debata w Parlamencie Europejskim na temat praworządności w Polsce, a także informacje dotyczące planowanej na przyszły tydzień rekonstrukcji rządu wskazują, że pozycja Beaty Szydło wciąż jest silna. - Tylko co z tego, skoro na Nowogrodzkiej i w Brukseli liczy się wyłącznie Morawiecki? - pytają rozmówcy bliscy premierowi. Jeden z polityków PiS twierdzi: - Między Beatą a Mateuszem czuć napięcie.
"Ilekroć wchodzi na mównicę w Parlamencie Europejskim, jest bardzo uważnie słuchana. Zapada wtedy bardzo głęboka cisza na sali". Europosłanka PiS Elżbieta Rafalska - była minister pracy, rodziny i polityki społecznej - nie ukrywa swojego zachwytu, gdy pytamy ją o wystąpienie byłej premier.
Rozmawiamy kilka godzin po burzliwej debacie w Parlamencie Europejskim na temat praworządności w Polsce, w której zarówno była szefowa rządu, jak i obecny premier ostro krytykowali unijne instytucje za przekraczanie uprawnień.
- Unijni politycy mają wobec pani premier Szydło olbrzymi respekt - przekonuje w rozmowie z dziennikarzem WP na antenie Polskiego Radia 24 Elżbieta Rafalska. Była minister - jedna z największych sojuszniczek Szydło - podkreśla przy tym, że wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego także było "znakomite" i "bardzo merytoryczne".
Polityk PiS bliski premierowi zachwytów nad byłą premier nie podziela: - Można było odnieść wrażenie, że Szydło weszła podczas debaty w rywalizację z Morawieckim. Chciała wykorzystać to, że może sobie pozwolić na więcej. Bo nie jest premierem. Liczyła na poklask ze strony twardego PiS i go dostała. Premier Morawiecki walczy o coś więcej.
Kto się liczy w Brukseli?
Rolę "złego policjanta" podczas debat w PE bierze na siebie właśnie Szydło. Podobnie było we wtorek: najbardziej popularna europoseł PiS (która zdobyła europejski szczyt, jeśli chodzi o poparcie w wyborach do PE) nie tylko uderzała w KE, ale także w bojowo nastawionych wobec rządu europosłów (szczególnie dostało się deputowanym z polskiej opozycji). - To spodobało się działaczom PiS. Nie umknęło też centrali przy Nowogrodzkiej. Szydło na forum PE jest świetna - twierdzi jeden z polityków partii Jarosława Kaczyńskiego.
Choć Szydło i Morawiecki prezentowali w Strasburgu jednościowy front, to wewnątrz partii podobnej synergii już nie ma. Jeden z rozmówców zorientowany na obecnego premiera bagatelizuje rolę byłej szefowej rządu. - Ok, wystąpienie Beaty było niezłe. Ale ona co najwyżej asystowała premierowi. Z całym szacunkiem, ale to porównanie mrówki ze słoniem.
Inny z ludzi bliskich Morawieckiemu: - Jej wystąpienie nie miało znaczenia. Do odpowiednich zawodów wybiera się odpowiednie konie. W Brukseli i Strasburgu liczy się premier.
Ale są też tacy politycy PiS bliscy obecnemu szefowi rządu, którzy przekonują, że wsparcie polskich europosłów PiS - w tym Beaty Szydło - dla premiera Morawieckiego było w Strasburgu nieocenione.
Współpracownicy szefa rządu przekonują, że kluczowe rozmowy o odblokowaniu funduszy dla Polski będą toczyć się za zamkniętymi drzwiami. I że to ma być atut Morawieckiego. Premier na rzecz polskiego Krajowego Planu Odbudowy będzie lobbował podczas dwudniowego szczytu Rady Europejskiej, który rozpocznie się w czwartek.
- Polityki nie robi się w Parlamencie Europejskim. W PE mieliśmy głośno powiedzieć, że tak niesprawiedliwie jak Polska może być potraktowany każdy inny kraj w UE. To my mieliśmy odwagę, by zwrócić uwagę, że nie tylko TSUE wychodzi poza swoje kompetencje, ale także sama Komisja łamie ustalenia. Dotyczące choćby mechanizmu warunkowości, który nijak się ma do kwestii KPO. Podczas szczytu Rady Europejskiej klimat rozmów będzie inny - zapewniają rozmówcy z otoczenia szefa rządu.
CZYTAJ TEŻ: Makowski: Czy warto było szaleć tak? Impas w Parlamencie Europejskim [OPINIA]
Obecnemu premierowi zarzuca się jednak - robią to jego wewnętrzni konkurenci z obozu władzy, przeważnie bliscy Szydło - że w Brukseli jak na razie "niczego nie załatwił". I że nie poprawił relacji z Unią, a to miała być jego główna misja jako premiera. Wrogowie Morawieckiego wypominają też, że letnie miesiące poświęcił on na promocję Polskiego Ładu i wynegocjowanych w UE wielomiliardowych funduszy rozwojowych (rząd na kampanię promocyjną wydał 6 mln zł), a do dziś żadnych efektów z tego nie ma.
Najmocniej w szefa rządu biją "ziobryści", cisi sojusznicy Beaty Szydło. - Premier zbyt mocno zaufał politykom unijnym. Z nimi nie ma się co dogadywać, bo oni nie szanują Polaków i Polski. To była naiwność. Wcześniej jechaliśmy jak walec. Również z sądami. I nadal tak powinno być - mówił kilka dni temu w Sejmie Michał Wójcik, minister z ramienia Solidarnej Polski.
A wiceminister Michał Woś dodawał w programie "Tłit" Wirtualnej Polski: - Za politykę europejską odpowiadają premier Morawiecki i minister Konrad Szymański. Gdyby odpowiadała za politykę europejską Solidarna Polska, byłoby inaczej.
Współpracownik premiera ripostuje: - Gdyby to "ziobryści" odpowiadali za politykę europejską, Polski w UE już dawno by nie było.
Mateusz Morawiecki złamał prawo? Beata Szydło jednoznaczne oceniła decyzję premiera
Szydło cichą zwyciężczynią rekonstrukcji
Zamrożone pieniądze dla Polski z unijnego Funduszu Odbudowy i złe relacje z unijnymi instytucjami to nie jedyne argumenty, jakich używa się dziś do osłabiania premiera Morawieckiego.
W mediach od kilku tygodni przekazywane są informacje o "przycinaniu" wpływów szefa rządu w związku z planowaną na przyszły tydzień rekonstrukcją Rady Ministrów. W redakcjach krążą też listy grupy ponad setki współpracowników Morawieckiego, którzy są zatrudnieni na intratnych posadach w spółkach skarbu państwa i podległych rządowi instytucjach. A to nie podoba się wielu politykom obozu władzy niechętnym premierowi (na czele z tymi, którzy sami przodują w rozdzielaniu stanowisk w spółkach czy bankach).
Nie da się jednak ukryć, że rekonstrukcja rządu faktycznie uderzy w ludzi Morawieckiego: odejdą m.in. Michał Kurtyka (Ministerstwo Klimatu i Środowiska) czy Grzegorz Puda (Ministerstwo Rolnictwa). Do rządu na kluczowe stanowiska wejdą zaś ludzie, którzy nie pochodzą z rekomendacji premiera, ale twardego jądra PiS (przykład: Piotr Nowak, przyszły minister rozwoju).
Awansują za to ludzie kojarzeni z Szydło. Nominacja czeka na Henryka Kowalczyka, byłego szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów w rządzie byłej premier. Kowalczyk nie tylko ma zostać ministrem rolnictwa w miejsce Pudy, ma także szansę na tekę wicepremiera. Z kolei w miejsce związanego politycznie z premierem ministra Kurtyki do rządu ma wejść Anna Moskwa, była wiceminister gospodarki morskiej w rządzie Beaty Szydło.
Osłabianie premiera - jak zauważa Onet - trwa też w państwowych bankach. Niedawno z funkcji prezesa PKO BP został po wielu latach odsunięty przyjaciel Mateusza Morawieckiego Zbigniew Jagiełło. Kilka dni temu z tej samej funkcji zrezygnował Jan Emeryk Rościszewski. Stanowisko prezesa PKO BP ma objąć tym razem osoba niezwiązana z Morawieckim. Będzie nią Iwona Duda, kojarzona m.in. z Henrykiem Kowalczykiem, człowiekiem Szydło w rządzie.
Numer jeden prezesa
Była premier czuje się pewnie. Po wielu miesiącach nieobecności w mediach zaczęła udzielać wywiadów. Dzień po debacie w PE pojawiła się w Programie Pierwszym Polskiego Radia, gdzie powtarzała przekaz ze swojego przemówienia w Strasburgu. A były szef MSZ w rządzie premier Szydło - Witold Waszczykowski (dziś europoseł PiS) - w ubiegłym tygodniu w kilku rozmowach z mediami stwierdził, że jego była przełożona… powinna wystartować w wyborach prezydenckich. A najlepiej, gdyby wróciła na stanowisko szefa rządu.
Współpracownik premiera: - Szydło premierem? To się nie wydarzy. Słabnący Morawiecki? Nie żartujmy. Proszę przypomnieć sobie wyniki na wiceprezesów PiS na lipcowym kongresie: premier zmiótł z planszy wszystkich. Zdobył kilkadziesiąt głosów więcej od Szydło. Upadł mit, że premier jest w partii ciałem obcym. Dla prezesa Kaczyńskiego jest niezmiennie numerem jeden.