Niemcy za pieniędzmi z Funduszu Odbudowy dla Polski? "Berlin chce przeczekać nasz konflikt z Unią"
Po burzliwym posiedzeniu Parlamentu Europejskiego coraz większa presja odnośnie do funduszy unijnych dla Polski ciąży na Radzie Europejskiej. Warszawa liczy zwłaszcza na zachowawczą postawę Niemiec. Kanclerz Merkel, choć żegna się z urzędem, ostrzega Unię przed "pochopnymi decyzjami". - Niemcom nie opłaca się osłabiać gospodarczo Polski - twierdzą eksperci w rozmowie z WP. Ale wraz z nowym rządem ugodowa postawa może się zmienić.
Jeśli w niemieckiej polityce odnośnie do Unii jest jakiś stały punkt, na imię mu Angela Merkel. Żegnająca się z urzędem kanclerz przez lata była twarzą odsuwania niewygodnych tematów na później oraz sięgania po drastyczne rozwiązania tylko w ostateczności. Nie inaczej jest z kwestią ewentualnego wstrzymania wypłaty pieniędzy z Funduszu Odbudowy dla Polski oraz powiązania ich z oceną praworządności.
Dziś oczy polskich dyplomatów zwrócone są na Niemcy, największego płatnika netto UE, którego głos wielokrotnie okazywał się decydujący w głosowaniach na szczytach Rady Europejskiej.
"Konflikty rozwiązywać przez rozmowę"
- To normalne, że spory w Unii Europejskiej trafiają co jakiś czas przed Trybunał Sprawiedliwości UE - powiedziała Merkel podczas ubiegłotygodniowej wizyty w Brukseli. - Mamy duże problemy, ale radzę, aby rozwiązywać je poprzez rozmowę, szukając kompromisów - podkreśliła. - To zawsze było istotą Unii Europejskiej i musi nią pozostać - dodała.
Podczas spotkania z belgijskim premierem Alexandrem De Croo niemiecka kanclerz podkreślała, że liczba trwających postępowań między Polską, Węgrami i TSUE ją niepokoi, dlatego zamiast przedwcześnie stosować mechanizm kontroli praworządności, należy poczekać na orzeczenie Trybunału w Luksemburgu w sprawie skarg, które złożyły na niego Budapeszt i Warszawa.
Niemniej, zwłaszcza po wtorkowym posiedzeniu Parlamentu Europejskiego oraz przed głosowaniem nad rezolucją "potępiającą łamanie praworządności w Polsce", presja na Komisję Europejską, która spotyka się 21 i 22 października, rośnie. Wielu europarlamentarzystów domagało się zamrożenia Funduszu Odbudowy, z czym nie zgadza się Angela Merkel, na którą w pewnym zakresie liczy również polski rząd. Z czego wynika ta kalkulacja?
"Życzliwa obojętność"
- Angela Merkel od zawsze prezentuje podejście "życzliwej obojętności" wobec łamania praworządności i problemów z sądami. Ona nie chce twardych rozwiązań i zabierania funduszy Polsce czy Węgrom, co ma podwójny wymiar: polityczny i finansowy. W tym pierwszym kanclerz zależy na zachowaniu jedności Europy oraz wyciszaniu konfliktów. Niemcy sądzą, że każde spięcie da się "wysiedzieć", aż sytuacja sama się rozwiąże. W wymiarze ekonomicznym myśli się równie pragmatycznie. Związki gospodarcze Polski i Niemiec są na tyle silne, że spowolnienie w jednym kraju odbije się echem u sąsiada. W końcu Polska jest niemal na równi z Francją czwartym partnerem handlowym Berlina - mówi WP ekspert ds. niemieckich z Fundacji Global.lab Adam Traczyk.
Taka sytuacja nie potrwa jednak wiecznie. Po wyborach u naszego zachodniego sąsiada wykuwa się właśnie nowa koalicja, pozbawiona frakcji CDU/CSU. W jej skład wejdą socjaldemokraci z SPD, Zieloni i liberałowie z FDP. Co to oznacza dla Polski i naszej pozycji negocjacyjnej w Unii?
- W dokumencie końcowym negocjacji liderów trzech partii szykujących się to utworzenia rządu, w części dotyczącej polityki zagranicznej, obok stosunków z Francją wymieniony jest Trójkąt Weimarski. Polska może w nim działać, gdyby tylko chciała. Zaproszenie do współpracy ze strony niemieckiej zostało wysłane, ale nie sądzę, aby przy tym przymknięto oczy na niszczenie jedności Unii - przekonuje były ambasador Polski w Niemczech Janusz Reiter.
Jak dodaje, nowy rząd, mimo zachowania większości priorytetów w polityce zagranicznej po Angeli Merkel, wcale nie musi być łagodny wobec Polski.
- I w SPD, i partii Zielonych jest wiele osób, które niesłychanie krytycznie oceniają sytuację w naszym kraju i nie będą tego tonować. Pytanie, na ile ich zdanie ograniczy się do retoryki, a na ile przeniknie do działania. Niemcy nadal mają zdecydowanie więcej interesów w tym, aby utrzymać Polskę w centrum polityki unijnej - twierdzi ambasador Reiter w rozmowie z Wirtualną Polską.
Nowy rząd w Niemczech poprze pieniądze dla Polski?
Polski rząd liczy jednak na utrzymanie dotychczasowego kursu Berlina, z którym pomimo szorstkich relacji odnośnie do funduszy unijnych można było dogadać się skuteczniej niż np. z państwami Beneluksu. Te ostatnie mówią wprost o cięciach z Funduszu Odbudowy.
To właśnie za sprawą Berlina i Paryża na obecnym szczycie Rady Europejskiej w agendzie miano nie uwzględnić tematu polskiej praworządności.
- Od momentu rozpoczęcia przez PiS reformy wymiaru sprawiedliwości Angela Merkel robiła wszystko, aby nie zaogniać konfliktu z Polską, stawiając na deeskalację. Wywierała subtelny nacisk na Komisję Europejską, aby zamiast sankcji rozwiązywać konflikty drogą dialogu. To była jej linia polityczna, której pozostaje wierna do dziś - tłumaczy Bartosz Dudek, szef sekcji polskiej w Deutsche Welle. Przestrzega jednak przed zakładaniem, że niemiecka polityka wraz z nowym kanclerzem, którym może zostać Olaf Scholz, nie ulegnie zmianie.
- Niemcy mają poważne interesy gospodarcze w Polsce, ale niemieccy politycy też mają swoich wyborców. Coraz trudniej wytłumaczyć ich podatnikowi, dlaczego ma płacić na kraj, który nie chce być w Unii Europejskiej, wierzga kopytami, nie uznaje wyroków TSUE, a jego członkostwo we Wspólnocie sprowadza się do wyciągania ręki po pieniądze. To też trzeba niemieckiemu wyborcy wytłumaczyć, z czym nawet politycy zbliżeni do Merkel mają ostatnio problem. Argumentów jest coraz mniej - tłumaczy Dudek.
- Gdyby Olaf Scholz i SPD rządzili w Niemczech samodzielnie, spodziewałbym się bezpośredniej kontynuacji polityki Angeli Merkel. Ponieważ koalicja będzie się składać z trzech partii, czeka go trudna rola wyważenia racji pozostałych partnerów, zwłaszcza Zielonych, przywiązanych do kwestii praworządności. Sądzę, że główne priorytety Berlina wobec Polski nie ulegną zmianie, ale narracyjnie możemy obserwować bardziej stanowcze głosy - dodaje Adam Traczyk.
Bez względu na finał negocjacji oraz konkluzję sporu między Polską a Unią Europejską, zapytani przez nas eksperci są zgodni: Berlin będzie jedną z ostatnich stolic, która zajmie twarde stanowisko w tej sprawie. Zbyt wiele powiązanych ze sobą interesów sprawia, że Niemcy nie chcą bez wyraźnego powodu stawiać na szali poprawnych relacji z Warszawą. Nic nie trwa jednak wiecznie, a polski rząd nie zamierza występować w tej grze jedynie w roli petenta.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości