Runął "samolot widmo". Zagadkowa tragedia budzi emocje do dziś
Mimo pojawiających się w lotnictwie nowych technologii wiele tragicznych katastrof samolotów nadal pozostaje nierozwiązaną zagadką. Wśród dramatów spędzających sen z powiek, jednym z najbardziej intrygujących jest z pewnością wypadek samolotu Helios Airways lotu ZU522.
Był ciepły, sierpniowy dzień. Mimo kilkuminutowego opóźnienia startu samolotu pasażerskiego Helios Airways nic nie zapowiadało dalszego dramatycznego przebiegu wydarzeń. Maszyna lotu ZU522 miała wystartować z cypryjskiej Larnaki o 9.00. Ostatecznie wzbiła się w powietrze 7 minut później. Rozszczelniona. Pasażerowie wraz z załogą skazani byli na śmierć.
Linie lotnicze Helios Airways działały od 1998 roku. Obsługiwały loty tak regularne, jak i czarterowe. Lot ZU522 pokonywał trasę Larnaka - Praga z międzylądowaniem w stolicy Grecji, Atenach. 15 sierpnia 2005 roku ruszył z Cypru, jednak do punktu docelowego nigdy nie dotarł.
Piloci zignorowali ostrzeżenie
Kilka minut po starcie pilotów zaniepokoił dźwięk ostrzegawczy. Postanowili go jednak zignorować. Nie byli świadomi spadku ciśnienia w kabinie. Zamiast rozpocząć procedurę awaryjnego lądowania, nadal wznosili maszynę, co automatycznie powodowało pogarszanie sytuacji. Chwilę później zgłosili problem z klimatyzacją. Niestety, z każdą sekundą piloci tracili świadomość, i kontakt z nimi stawał się coraz bardziej utrudniony.
Samolot nie spadł jednak na ziemię. Wciąż krążył na autopilocie. Obaj mężczyźni przebywający za sterami stracili przytomność. Greckie służby postanowiły wysłać dwa odrzutowce F-16 w celu przechwycenia latającej bez celu i logiki maszyny. Samolot zlokalizowano o 11.24. Piloci greckich sił powietrznych zastali przerażający widok. Jeden z pilotów Heliosa leżał na ziemi, a ciało drugiego bezwładnie wisiało na sterach.
Zobacz też: "Od zera do bohatera". Tak wygląda szkolenie pilotów w Polsce
Kolejne minuty to dramatyczna walka stewarda, Andreasa Prodromou, nie tylko o życie pasażerów i własne, ale również los ludzi na ziemi. Mężczyzna nie zdołał uratować siebie i osób lecących samolotem, jednak udało się rozbić maszynę na terenach niezaludnionych, dzięki czemu uniknięto jeszcze potężniejszej tragedii.
Piloci oraz pasażerowie lotu ZU522 doznali tzw. hipoksji, czyli niedoboru tlenu. Nie mieli problemów z oddychaniem. Stracili za to świadomość psychofizyczną, co skutkowało powolną śmiercią. Zupełnie nieświadomą.
Jak to się stało, że odważny steward niemal do końca funkcjonował, podczas gdy piloci i pasażerowie byli już niemal całkowicie pozbawieni świadomości? Maski tlenowe, znajdujące się na pokładzie samolotu, wystarczają zazwyczaj na ok. 15 minut. Andreas Prodromou posługiwał się za to butlą tlenową. Na dodatek był wyszkolonym nurkiem. Dzięki temu był w stanie walczyć o życie dużo dłużej, niż piloci.
Można było uniknąć katastrofy?
Mimo iż katastrofa miała miejsce niemal 17 lat temu, dla wielu wciąż pozostaje zagadką. Szczegółowe badania potwierdziły, że przełącznik sterujący układem wyrównującym ciśnienie wewnątrz samolotu znajdował się w pozycji "manual" zamiast "auto". Prawdopodobnie wynikało to z niedopatrzenia ludzkiego - w dniu lotu maszyna była serwisowana i najpewniej zajmujący się sprawą specjaliści zapomnieli powrócić do odpowiednich ustawień. Tryb "manual" miał zostać włączony po to, by uniknąć uruchomienia silników podczas kontroli. Pasażerowie znajdujący się w środku tracili więc szanse na przeżycie wraz ze wnoszeniem się maszyny, a piloci nie zareagowali w odpowiedni sposób.
Po tragedii wiele osób zadawało sobie również pytanie, czy Andreas Prodromou miałby szansę na uratowanie samolotu, gdyby szybciej pojawił się w kabinie. Był bowiem wyszkolonym pilotem. Nie latał na podobnych do Boeinga 737 maszynach, ale znał podstawy.
Jedna z teorii głosi, że jedyną szansą na uniknięcie katastrofy było sprowadzenie samolotu niżej - tak, aby piloci odzyskali przytomność i sami zdołali bezpiecznie wylądować. To Grek z pewnością potrafiłby zrobić, choć źródła mówią, że dostał się do kokpitu zdecydowanie za późno - w momencie, gdy samolot nie miał już paliwa.
Mimo to, Andreas Prodromou został cichym bohaterem tego tragicznego dnia.