Rumunią rządzić będzie muzułmanka? Kim jest Sevil Shhaideh
W czasach, gdy sukcesy wyborcze święcą antysystemowi populiści, a nacjonalizm jest na fali, w Europie jest jedna oaza, która opiera się wiatrom zmian - przynajmniej pozornie. To Rumunia, której nowym premierem zostanie muzułmanka Sevil Shhaideh.
23.12.2016 | aktual.: 24.12.2016 08:08
Shhaideh to wieloletnia działaczka socjaldemokratów (PSD), z pochodzenia Tatarka z Konstancy, która za męża ma syryjskiego biznesmena. Będzie pierwszą kobietą stojącą na czele rządu w Rumunii i pierwszą muzułmańską szefową rządu w Unii Europejskiej. Ale jej nominacja (prezydent ma nominować ją po świętach) niekoniecznie jest zwycięstwem postępu - przynajmniej nie tak, jak jest on rozumiany na Zachodzie.
Więcej podobieństw jest z sytuacją w Polsce. Wedle oczekiwań wszystkich, Shhaideh będzie spełniać rolę podobną do tej, którą w Polsce spełnia Beata Szydło i być marionetką w rękach lidera partii, Liviu Dragnei. Jednak w przeciwieństwie do prezesa Kaczyńskiego, Dragnea po prostu nie może zostać premierem, bo ciąży na nim wyrok za fałszerstwa wyborcze podczas referendum w sprawie odwołania prezydenta Traiana Basescu. Szef socjaldemokratów nawet nie starał się tego ukryć.
- Jeśli zostanie nominowana, ona będzie premierem, ale polityczna odpowiedzialność będzie przede wszystkim należeć do mnie. Ona ma pracowitość, wiedzę na temat administracji publicznej i funduszów unijnych - powiedział polityk.
Sevil Shhaideh to jego wieloletnia bliska współpracowniczka. Znają się i współpracują od 15 lat; szef PSD był świadkiem na jej ślubie. Gdy Dragnea - wówczas partyjny baron specjalizujący się w wewnątrzpartyjnych grach politycznych - po referendalnym fiasku musiał opuścić stanowisko ministra rozwoju regionalnego, jego następczynią została właśnie Shhaideh. Teraz, kiedy PSD po raz kolejny wygrało wybory, a zamieszany w korupcję poprzedni premier Victor Ponta zrezygnował z liderowania partii, Tatarka znów zajmie miejsce, które "należy się" Dragnei. Mimo to, jej wybór był zaskoczeniem niemal dla wszystkich. Shhaideh była bowiem zupełnie nieznaną twarzą dla większości dziennikarzy i komentatorów; dość powiedzieć, że nie miała przedtem swojej strony w Wikipedii.
- To anonimowa postać, szara biurokratka i marionetka w rękach skazanego lidera PSD - mówi WP Andrei Cazacu, rumuński politolog. Jak dodaje, jej wybór muzułmanki na szefa rządu tym bardziej zastanawiający, że PSD, choć to partia centrolewicowa, prowadziła bardzo konserwatywną, a nawet nacjonalistyczną kampanię wyborczą.
- Jej religia nie budzi większych kontrowersji, poza tym, że oponenci mówią o hipokryzji PSD, a wyborem zawiedzeni są ultrakonserwatywni wyborcy partii - mówi Cazacu.
Zdaniem Alexandra Clarksona, politologa z King's College London, historia pokazuje, że Shhaideh wcale nie musi okazać się bezwolną wykonawczynią woli szefa partii. Wskazuje na przypadki Adriana Nastase i Victora Ponty, premierów, którzy również zaczynali swoje rządy jako mniej znaczący partyjni politycy, którzy jednak wybili się na stosunkową niezależność
- Biorąc pod uwagę to, jak zaczynał Ponta, to całkiem możliwe, że Shhaideh zdradzi swoich byłych sponsorów i wyrobi sobie swoją pozycję - ocenia ekspert.