RŚA: relacja polskiego zakonnika z miejsca masakry
Ojciec Benedykt Pączka, który odmówił powrotu do Polski z pogrążonej w chaosie Republiki Środkowoafrykańskiej, w sobotę odwiedził wioskę w pobliżu misji, gdzie doszło do masakry dokonana przez bojówki Seleki. - W domach jeszcze smród po krwi, która została na ziemi, kamieniach i murach - opisuje kapucyn.
09.02.2014 | aktual.: 10.02.2014 10:09
- Kto nie zdążył uciec, został bezlitośnie zabity - relacjonuje ojciec Benedykt. - Widziałem dzisiaj trzy domy, w których ich zabito. Wchodzę do tych domów i co widzę? Jeszcze łuski z pocisków, które leżały na ziemi. W domach jeszcze smród, po krwi, która została na ziemi, kamieniach i murach - mówi. O. Benedykt dotarł do wioski na motorze, trzy dni po ustaniu masakry.
W masakrze w wiosce Nzakoun oddalonej 15 km od misji zginęły 22 osoby. Spalono również 25 domów. Na grobach położono garnki, by wiedzieć, ile ciał chowano w jednym grobie.
Konflikt w Republice Środkowej Afryki, wybuchł z nową siłą na początku roku, kiedy ze stolicy, Bangi, wycofały się oddziały muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka.
Rebelianci z Seleki - sojuszu przeważnie muzułmańskich milicji - doprowadzili w marcu 2013 r. do obalenia rządu Francois Bozizego, a ich przywódca Michel Djotodia obwołał się prezydentem.
- Kiedy dwukrotnie spotkaliśmy się z Seleką, to było straszne - wspomina o. Pączka. - Myślałem, że nas zabiją. Im tylko chodzi o kasę, komputery, komórki, samochody, jakaś kobieta po drodze i aby się najedli. Takie mam doświadczenia z Seleką. To są zabójcy i nic sobie później z tego nie robią. Być może to ich zawód. W większości to Czadyjczycy, ale są wśród nich również obywatele RŚA. To prawdziwa armia. Mają ciężką broń jak granatniki, karabiny maszynowe. Jak to muzułmanie, twarze zakryte, tylko widać im oczy - opisuje.
Bogactwa tego kraju
O. Benedykt zaprzeczył jednak, by ataki miały tło religijne. Jego zdaniem problem leży gdzie indziej. - To bogactwa tego kraju. Tutaj leży sedno - mówi wprost.
Republika Środkowej Afryki ma złoża uranu, diamentów i złota. Jej historia obfituje w zamachy stanu. Od 1960 r. kiedy była kolonia francuska uzyskała niepodległość, obalono pięciu przywódców.
- Czuję bezradność wobec ataków Seleki - mówi o. Pączka. - Cierpienie ludzkie, którego sobie nie jestem w stanie wyobrazić. To, kiedy ludzie tracą swoich bliskich, swój cały dobytek. Później jednak trzeba jakoś żyć, trzeba się zebrać i na nowo... bo życie trwa. Nie można siedzieć pod drzewem i myśleć. Trzeba się ruszyć, trzeba walczyć i tak ludzie robią - zaznacza.
Chrześcijanie wiwatowali
W całym kraju grupy Anty-balaka, co znaczy "przeciw maczetom", złożone głównie z chrześcijan, walczą z Seleką.
W piątek po dwóch miesiącach walk, stolicę kraju Bangi opuściły tysiące muzułmanów. Konwój składający się z ok. 500 taksówek, ciężarówek, furgonetek i motocykli wyruszył w kierunku zamieszkanego w większości przez muzułmanów Czadu.
Przyglądający się wyjazdowi muzułmańskich cywilów chrześcijanie wiwatowali.
W Ngaoundaye przy granicy z Czadem, wraz z o. Benedyktem, przebywają m.in. Polscy misjonarze i siostry ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza.
"Zostaliśmy, bo to nasza misja"
Na pytanie, dlaczego misjonarze nie chcieli skorzystać z pomocy polskiego MSZ w ewakuacji, ojciec Benedykt odpowiedział stanowczo: - Życie Afrykańczyków ma taką sama wartość jak moje - głosić Ewangelię to być z ludźmi. Jesteśmy ich gwarancją bezpieczeństwa. W wiosce Nzakoun nie było białych, może dlatego dokonano tam masakry, a nie u nas? - zastanawia się o. Benedykt.
- Jednak od trzech tygodni jesteśmy w ciągłej gotowości do ucieczki. Śpimy razem, w jednym budynku, i jeżeli będzie zagrożenie, uciekamy - mówi.
"Brak nam żywności, brak paliwa"
Na misji brakuje leków, żywności, ubrań. - Kończy nam się również paliwo. Nie mamy żywności, ponieważ nie możemy pojechać na zakupy, bo jest bardzo niebezpiecznie. Nie mamy też czym, Seleka ukradła nam dwa samochody - dodał kapucyn.
O. Pączka wielokrotnie apelował o wysłanie francuskich patroli wojskowych lub afrykańskich sił pokojowych w rejon misji w mieście Ngaoundaye. Jak do tej pory bezskutecznie.
W Republice Środkowoafrykańskiej znajduje się teraz ok. 1600 żołnierzy francuskich i ok. 5000 z państw afrykańskich. Skupiają się oni jednak na przywracaniu porządku w stolicy kraju i częściowo na północy. Do aktów przemocy dochodzi natomiast w odległych rejonach kraju.
Według ocen ONZ, aby skutecznie przywrócić spokój i porządek w Republice Środkowoafrykańskiej, trzeba tam wysłać co najmniej 10 tys. żołnierzy.
Krajem kieruje obecnie, jako tymczasowy prezydent, Catherine Samba-Panza, chrześcijanka, była burmistrz Bangi.
W RŚA przebywa obecnie 37 polskich misjonarzy, w tym 13 zakonników, 8 sióstr zakonnych, 10 księży diecezjalnych i 6 osób świeckich.