Rozpoczyna się proces pedofila-mordercy
Od wylosowania sędziów przysięgłych spośród wezwanych w tym celu zwykłych obywateli rozpoczyna się w poniedziałek w belgijskim mieście Arlon proces pedofila-mordercy Marca Dutroux, jego żony i dwóch innych wspólników.
Oskarża się ich między innymi o porwanie i zgwałcenie sześciu dziewczynek i kobiet w wieku od 8 do 19 lat oraz o zamordowanie czterech z nich.
W niedzielę wieczorem Dutroux dał przedsmak tego, czego można oczekiwać przez następne kilka miesięcy. Wydał oświadczenie, w którym po raz pierwszy od czasu odkrycia jego zbrodni w 1996 roku obciążył jednego ze współoskarżonych, Michela Nihoula, i wskazał na powiązania całej bandy ze "światem kryminalnym Charleroi".
Charleroi to miasto, na którego przedmieściach są położone dwa domy Dutroux. W jednym z nich przetrzymywał porwane dziewczynki w piwnicznej kryjówce-lochu. W okolicach Charleroi działała też szajka kradnąca samochody i dokonująca oszustw ubezpieczeniowych, z którą współpracował Dutroux.
Poza nim i Nihoulem na ławie oskarżonych zasiada druga żona Dutroux, była nauczycielka Michelle Martin, która twierdzi, że pomagała mu ze strachu, bo wielokrotnie groził śmiercią jej i ich trojgu dzieciom.
Czwartym współoskarżonym jest bezrobotny narkoman Michel Lelievre, który pomagał Dutroux w części porwań. Oskarżeni wzajemnie obarczają się odpowiedzialnością za zbrodnie, z tym że Martin i Lelievre zgodnie twierdzą, że to Nihoul "zamawiał" porwania, a Dutroux był ich "mózgiem".
Na ławie oskarżonych zabrakło innego Francuza Bernarda Weinsteina, który pomagał Dutroux w porwaniach i być może w morderstwach, ale w końcu sam został przez niego zakopany żywcem.
Media belgijskie zapowiadają proces stulecia nie tylko ze względu na szok, jaki wywołały zbrodnie Dutroux i podejrzana nieudolność organów ścigania w tej sprawie. O niecodziennym charakterze rozprawy świadczy także liczba akredytowanych wysłanników mediów - prawie 1400 - pracujących dla 250 redakcji.
Akta sprawy liczą 440 tysięcy stron. Oczekuje się przesłuchania prawie 500 świadków. Proces zaplanowano na 10 tygodni, ale nie wyklucza się, że potrwa nawet do pięciu miesięcy. Jego koszty oszacowano na blisko 3 mln euro.
Trwające siedem i pół roku śledztwo kosztowało już 2 mln euro (nie licząc pensji 170 funkcjonariuszy organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, którzy w różnych okresach w nim uczestniczyli), a nie zakończyło się jeszcze osobne śledztwo dotyczące ewentualnych powiązań czwórki oskarżonych z "siatkami pedofilskimi".
Nowy gmach sądów w Arlon nie jest przystosowany do tak wielkiego procesu. W sali z trudem pomieszczą się sędziowie zawodowi i przysięgli, oskarżyciele publiczni i posiłkowi (reprezentujący rodziny ofiar), oskarżeni (za kuloodporną szybą) i ich obrońcy.
Na miejscach dla publiczności zasiądą rodzice tylko czterech ofiar. Rodzice dwóch najmłodszych - ośmioletnich w chwili porwania w 1995 roku Julie i Melissy - odmawiają na razie udziału w procesie, niezadowoleni z przebiegu śledztwa i wąskiego kręgu oskarżonych.
Pozostałe 11 miejsc dla publiczności zajmie prasa. Jej wysłannicy będą się zmieniać na zasadzie rotacji, przechodząc co pewien czas do dwóch osobnych sal, w których 200 osób może śledzić proces na ekranie wewnętrznej telewizji.
Choć proces będą filmowały kamery, zgodnie z belgijskimi przepisami do sali rozpraw nie będą miały wstępu normalne ekipy telewizyjne. Jak zwykle w ruch pójdą ołówki i kredki rysowników.
Proces rozpoczyna się w poniedziałek rano od wylosowania 12 sędziów przysięgłych i ich 12 zastępców (na wszelki wypadek) spośród 180 obywateli w wieku od 30 do 60 lat, wezwanych w tym celu do Arlon. Ich obowiązkiem jest unikanie kontaktów ze stronami procesu i z mediami.