Wystrzelili rakietę celowo? Nic się nie ukryje, nowy trop
Ukraińscy eksperci, którzy pracowali z Ch-55, mogliby pomóc w odczytaniu programu lotu z pamięci komputera rosyjskiej rakiety, która spadła pod Bydgoszczą - uważa mjr rez. pilot Michał Fiszer. Dane mogą dać odpowiedź na pytanie, czy Rosjanie celowo skierowali pocisk w stronę Warszawy. Co na to Prokuratura Krajowa, prowadząca śledztwo w sprawie incydentu?
- Nadal obie wersje są możliwe. Mógł to być jakiś nieintencjonalny incydent. Ta rakieta to tzw. wabik , czyli nie była uzbrojona - tak Jarosław Kaczyński odpowiada na pytanie "Gazety Polskiej", czy Rosja świadomie zaplanowała incydent z rakietą, która 16 grudnia spadła w lesie koło Bydgoszczy.
Prezes PiS dał autorom wywiadu do zrozumienia, że nie chce rozszerzać tego wątku. W dalszej części wywodu podkreślił, iż w związku z incydentem nie można atakować ministra obrony Mariusza Błaszczaka. - Ja określam te ataki jako kremlowskie. (...) Nawet, jeśli ktoś z atakujących nie ma świadomości, w czyjej grze uczestnicy i na czyją korzyść działa, (...) bierze udział w akcji sprzyjającej Moskwie - stwierdził Kaczyński.
Tymczasem już kilku wojskowych ekspertów podkreśla w swoich komentarzach, że ważniejszym wątkiem, niż burza wokół ministra Błaszczaka, jest rzeczowa analiza danych z zabezpieczonego pocisku. Jak się okazuje, dylemat, czy Rosjanie celowo skierowali rakietę nad Polskę, można rozstrzygnąć. Najważniejszy dowód kryje się w komputerze pokładowym zabezpieczonej rakiety.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tajemnica rosyjskiej rakiety. Do tego trzeba się dobrać
- Czy poproszono o pomoc ukraińskich specjalistów, którzy w latach 80. i 90. pracowali przy tego typu pociskach, o odczytanie programu lotu z pamięci komputera pokładowego pocisku? Według niepotwierdzonych informacji pocisk wykonał zmianę kursu w rejonie Kutna na bardziej północny, co może świadczyć o intencjonalnym, a nie przypadkowym wlocie do Polski. Nikt nie zapytał o odczyty z komputera, wprowadzony do pocisku program lotu - pytał mjr rez. pilot Michał Fiszer na Facebooku. We wpisie zamieszczonym 26 maja analizuje incydent z rosyjską rakietą.
Fiszer wspomina o ukraińskich ekspertach, bo po rozpadzie ZSRR kilkaset takich rakiet znajdowało się w Ukrainie. W 1998 roku pociski przekazano Rosji. Dziś są one uznawane za przestarzałe. W obecnie toczonej wojnie Rosja używa rakiet do zmylenia ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Zamiast głowicy bojowej (Ch-55 może przenosić broń jądrową) instalowany jest balast, aby pocisk był prawidłowo wyważony.
- To prawda, że podzespoły rakiety Ch-55 zawierają zadany program lotu. O ile te urządzenia nie uległy zniszczeniu przy upadku, można to odczytać. Należy to zrobić przy wyjaśnieniu incydentu pod Bydgoszczą - mówi Wirtualnej Polsce gen. pilot Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych.
Wyjaśnia, że lotem rakiety Ch-55 steruje radar namierzający charakterystyczne punkty znajdujące na trasie lotu, np. charakterystyczne fragmenty rzek i inne kontrastowe obiekty. To operatorzy wgrywają trasę do komputera rakiety. Rakieta podąża do celu od punktu do punktu, pokładowe systemy korygują lot, utrzymując niską wysokość oraz właściwą prędkość.
Tego typu pociski mogą działać nieprawidłowo ze względu na błąd we wprowadzonych współrzędnych oraz ze względu na działanie radiowych systemów zagłuszających obrony przeciwrakietowej.
- Gdyby odtworzyć program, dowiemy się, czy rakieta została zaprogramowana na lot w Polsce, czy też zerwała się ze smyczy, zbłądziła podczas ataku na Ukrainę - mówi dalej gen. Drewniak. - Gdyby się to nie udało, jest druga ważna wskazówka. To analiza trasy, którą zaobserwowano na naszych radarach. Jeśli rakieta manewrowała podczas lotu, to była zaprogramowana - dodaje wojskowy ekspert.
Czy Rosjanie zrobili to specjalnie? Co wiemy o śledztwie
Co wiadomo na temat analizy danych z rakiety? 29 maja Wirtualna Polska zapytała przedstawicieli Prokuratury Krajowej, czy śledczy zamierzają zbadać program lotu pocisku Ch-55, czy taką analizę już wykonano oraz, czy rozważane jest zwrócenie się o pomoc do ukraińskich ekspertów. Przypomnijmy - pocisk, który spadł pod Bydgoszczą, został odnaleziony przez przypadkową osobę 22 kwietnia 2023 roku, natomiast sam incydent został ujawniony kilka dni później. Od tamtego czasu trwa śledztwo.
"Z uwagi na dobro postępowania przygotowawczego na obecnym etapie nie udzielamy bliższych informacji o wykonywanych i planowaniach czynnościach procesowych" - tylko tyle przekazali nam śledczy.
Część komentatorów uważa, że opinia publiczna w Polsce powinna do tej pory otrzymać więcej informacji na temat incydentu z rakietą. Wobec wojny, która toczy się na Wschodzie, powinniśmy znać stan bezpieczeństwa przestrzeni powietrznej naszego kraju. Jeśli rakiety celowo wysyłane są do Polski, oznaczałoby to, że mamy do czynienia z demonstracją siły i prowokacją ze strony Rosjan.
Gen. Drewniak zastrzega, że nie chce się wypowiadać na podstawie nieoficjalnych informacji. - Brakuje mi oficjalnej prezentacji, pokazania choćby kilku slajdów, jak do tego doszło, co zostało zrobione. Procedury zadziałały do pewnego stopnia, rakieta była śledzona, czyli poderwano samoloty, aby dokonać identyfikacji wizualnej. Spadła i co się działo do kwietnia? - pyta gen. Drewniak.
Z kolei gen. Jarosław Kraszewski, były dowódca Wojsk Rakietowych i Artylerii Wojsk Lądowych, sugeruje, że incydent z rakietą był pokazem możliwości Rosjan i prowokacją. "Ta rakieta tam uderzyła. Nie spadła, bo jej zabrakło paliwa. Po zdjęciach wyraźnie widać, że ta rakieta tam uderzyła, że te współrzędne wyraźnie określono, że ktoś zaprogramował komputery pokładowe tak, żeby ona tam doleciała i uderzyła" - ocenił w rozmowie "Super Expressem".
Co się stało pod Bydgoszczą?
16 grudnia podczas zmasowanego ataku rakietowego na Ukrainę pocisk Ch-55 został odpalony prawdopodobnie z samolotu znajdującego się nad terytorium Białorusi. Następnie wleciał w polską przestrzeń powietrzną. Według przedstawicieli Biura Bezpieczeństwa Narodowego pocisk był monitorowany, ale służby straciły go z pola widzenia, gdy spadł w lesie pod Bydgoszczą. Z nieznanych przyczyn poszukiwań nie kontynuowano. Rakieta, która była wbita w ziemię, została odnaleziona przez przypadkowego spacerowicza w kwietniu niedaleko wsi Zamość koło Bydgoszczy.
Część mediów, w tym dziennik "The Wall Street Journal", wskazywało, że miejsce upadku może nie być przypadkowe. - W odległości 10 mil (16 km - red.) znajduje się centrum szkoleniowego NATO. Unaoczniło to wyzwania dla obrony przestrzeni powietrznej Sojuszu - komentują Amerykanie.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski