Co knuje Rosja? Nastanie pokój, ale oni zostaną
"Chodzi o zachowanie genów walki w armii, mają ogromne doświadczenie" - tak eksperci komentują doniesienia z Rosji o zmuszaniu żołnierzy do przedłużania kontraktów. Oznacza to, że jeśli oczekiwany pokój zostanie zawarty, rosyjska armia najeźdźców pozostanie groźna. Ukraina ma odpowiedź: "Jeśli nie będziemy przyjęci do NATO, będziemy potrzebować armii 1,5 mln żołnierzy".
Dowódcy nakłaniają żołnierzy do zawierania kontraktów, które mogą obowiązywać bezterminowo - ostrzegł ostatnio niezależny rosyjski portal "Wiorstka". "Potrzebujemy jak najmniej osób, które wrócą do domów. Zmobilizowani żołnierze są zmuszeni do podpisania umów, gdy trwają oczekiwania na rozmowy pokojowe" - czytamy w rosyjskim portalu.
Za odmowę podpisania kontraktu grozi skierowanie do jednostek szturmujących pozycje Ukrainy - a to 15 proc. szans na przeżycie. Autorzy sugerują, iż w razie zakończenia wojny w Ukrainie, Kreml mógłby ogłosić demobilizację (trwa od wrześniu 2022). Jednak w rzeczywistości tysiące żołnierzy zostaną w szeregach armii - właśnie na kontraktach.
- Rosja przywiązuje dużą wagę do zatrzymania w szeregach armii doświadczonych żołnierzy wojny w Ukrainie, ponieważ jest to kluczowe dla zachowania zdolności bojowych. Kreml ma też świadomość, że inaczej mogą oni stanowić problem społeczny po zakończeniu działań wojennych - uważa płk. rez. Maciej Korowaj, analityk wojskowy, związany z Uniwersytetem w Białymstoku oraz Akademią Sztuki Wojennej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksplozja w Czarnobylu. Moment uderzenia Rosjan w sarkofag
To oni będą postrachem Europy? Armia rosyjskich weteranów
- Tu chodzi o zachowanie genów walki w armii. Kontrakty dotyczą żołnierzy po rocznych walkach frontowych, oni mają ogromne doświadczenie. Gdyby tacy weterani odeszli, armia utraciłaby nabyte ostatnio zdolności - dodaje analityk.
Zdaniem ppłk rez. Korowaja, po zakończeniu wojny na Ukrainie, Rosja będzie musiała zmierzyć się z problemem weteranów, którzy przywykli do wysokich zarobków związanych z udziałem w walkach. Spadek apanaży po zakończeniu działań wojennych może prowadzić do niezadowolenia i napięć społecznych.
- Żołnierze kontraktowi, rekrutowani do rosyjskiej armii na wojnę w Ukrainie, otrzymują 360-400 tys. rubli żołdu miesięcznie, czyli w przeliczeniu 16-18 tys. zł. To kwoty nieosiągalne dla przeciętnego Rosjanina - dodaje.
Odpowiedź Ukrainy: 1,5 mln wojska, 150 samolotów
Przypomnijmy, że od 12 lutego Donald Trump podejmuje pierwsze konkretne działania zmierzające do zakończenia trwającej od trzech lat wojny między Rosją a Ukrainą. Amerykański przywódca odbył rozmowy z prezydentami Putinem i Zełenskim. Trwa Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium, której tematem jest sytuacja w Ukrainie. Jak dotąd żadna ze stron nie wspomniała o demobilizacji własnych sił, a wręcz przeciwnie.
- Jeśli nie będziemy przyjęci do NATO, będziemy potrzebować armii 1,5 mln żołnierzy - powiedział w kuluarach monachijskiej konferencji prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Dodał, że taka liczba żołnierzy oznacza wzrost liczby brygad wojskowych ze 110 do 220. Według polityka Ukraina potrzebuje do obrony 150 samolotów F-16 i 25 systemów Patriot. Wówczas nie musiałaby korzystać z zagranicznego kontyngentu rozdzielającego walczących Ukraińców i Rosjan.
Ostatnie ostrzeżenia analityków mówią, iż Rosja tworzy powszechną armię, mającą liczyć 1,5 mln żołnierzy. Na podstawie doświadczeń z pola walki na Ukrainie, powstają pułki wyspecjalizowane w walce dronami.
Prezydent Zełenski wspomniał o zagrożeniu dla innych sąsiadów Rosji: "Mamy informacje wywiadowcze, że oni zwiększą swoją armię w 2025 roku o 12-15 dywizji i uważamy, że będzie to około 150 tysięcy dodatkowych żołnierzy". Polityk uważa, że rosyjskie jednostki przejdą szkolenie na terenie Białorusi.
- Jeśli będą tam ćwiczyć latem lub jesienią 2025 roku, kiedy będą gotowi, to wierzę, że potem będą mogli rozpocząć pełnoskalową inwazję. I w tej chwili mam pytanie: kto powiedział, że zaczną to ponownie wobec Ukrainy? Będą mogli zacząć w Polsce, na Litwie - ostrzegł Zełenski.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski