Coraz więcej zabitych w Kazachstanie. Kraj staje w ogniu
Kazachskie władze poinformowały w niedzielę o 164 ofiarach zamieszek. W Ałamaty zginęły przynajmniej 103 osoby. Wedle opublikowanych danych jest też ponad dwa tysięcy rannych oraz prawie sześć tysięcy zatrzymanych.
W piątek rządzący krajem Kasym-Żomart Tokajew wydał rozkaz siłom bezpieczeństwa, aby strzelały do demonstrantów.
Według informacji niemieckiej gazety "Bild" kazachscy urzędnicy celowo rozpowszechniają wśród europejskich dyplomatów informację, że za zamieszkami rzekomo stoją islamiści i dżihadyści z sąsiednich krajów. Kazachowie nie przedstawili jednak na to żadnych dowodów.
Doniesienia Kazachów potwierdzają jedynie Rosjanie. Moskiewscy propagandyści również podkreślają, że za zamieszkami w byłej radzieckiej republice odpowiedzialni są "zagraniczni awanturnicy" i "islamiści".
W niedzielę urząd prezydencki ogłosił, że sytuacja "ustabilizowała się we wszystkich regionach kraju". Jednak siły bezpieczeństwa mają kontynuować operację "oczyszczania". Do Kazachstanu dotarł także rosyjski kontyngent, który ma pomóc w zadaniu.
Zobacz też: Plany Putina. Sikorski: toczy się ciekawa gra wywiadowcza
Protesty rozpoczęły się tydzień temu i spowodowane były drastycznymi podwyżkami cen paliw. Podwyżka cen została szybko cofnięta, a rząd podał się do dymisji.
W mediach społecznościowych znaleźć można zdjęcia pokazujące zniszczenia, do których doszło w trakcie trwających protestów. Splądrowane zostały sklepy, centra handlowe, bankomaty. Spalone zostały budynki rządowe oraz liczne samochody, czy pojazdy należące do służb. Obalano również pomniki.