Reżim w Kazachstanie brutalnie dławi protesty. W tle "pucz pałacowy" i większe wpływy Moskwy
Władze Kazachstanu przy wsparciu wojsk rosyjskich i państw Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym stopniowo tłumią trwające protesty. W piątek prezydent Kasym-Żomart Tokajew poinformował w orędziu, że polecił strzelać do protestujących bez ostrzeżenia. Arkadiusz Legieć, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z WP wyjaśnia, że ceną rosyjskiej pomocy będzie większe uzależnienie od Moskwy. W tle pojawia się także "pucz pałacowy" i odsunięcie od władzy "ojca narodu" Nursułtana Nazarbajewa.
- Większość ośrodków miejskich została już spacyfikowana. Siły rządowe największy opór napotykały w Ałmaty, byłej stolicy, a obecnie największej metropolii kazachskiej. Tam trwały najintensywniejsze walki uliczne. Uważam, że protesty - w perspektywie krótkoterminowej – nie mają szans, by przełożyć się na zmiany polityczne, bo były rozdrobnione i nie miały swoich liderów - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Arkadiusz Legieć, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Tym bardziej, że – jak w piątek zapowiedział w orędziu prezydent Kasym-Żomart Tokajew - władza zamierza strzelać do protestujących bez ostrzenia. Jest to postępowanie, jakiego nie spotyka się nawet na wojnie, a tu mamy zapowiedź takich działań w przestrzeni miejskiej, między cywilami - dodaje.
- Jednak z perspektywy długoterminowej demonstracje pokazują, że pod powierzchnią reżimu, który uznawaliśmy za najbardziej stabilny w regionie, tlą się bardzo poważne problemy. Nawet jeżeli bunt nie przyniesie teraz skutku, to narastające emocje społeczne będą wyzwaniem dla kazachskich władz przez kolejne lata - przewiduje ekspert.
Jak dodaje, "nie jest powiedziane, że protesty nie zostaną wznowione w przyszłości". - Ich powód to pogorszenie sytuacji bytowej, pandemia, ale także brak wolności, ograniczenia rozwoju i ambicji, szczególnie wśród młodego pokolenia - tłumaczy.
- Widać, że początkowe ustępstwa, czyli dymisja rządu i zapowiedź zamrożenia cen, nie były wystarczające, więc władza postawiła na twardy kurs. Reżimowi nie pozostało nic innego jak użycie siły, łącznie ze śmiercionośną amunicją, by obronić swoją władzę. Na razie nie wiemy, jakie są tragiczne skutki tych działań, bo nie mamy wiarygodnych informacji z wewnątrz Kazachstanu na temat liczby ofiar. Jeżeli te dane kiedykolwiek do nas dotrą, spodziewam się, że dowiemy się o tysiącach ofiar śmiertelnych – mówi Arkadiusz Legieć.
Pucz pałacowy i wsparcie Rosji
Zdaniem eksperta władze Kazachstanu byłyby w stanie same stłumić protesty, mimo że trwałoby to nieco dłużej. Pomoc ma jednak symboliczny wymiar.
- Wsparcie Rosji i innych państw Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (Białorusi, Armenii i Tadżykistanu) ma zapewnić mandat nowym władzom, po tym jak prezydent Tokajew zdecydował się najprawdopodobniej na coś w rodzaju "puczu pałacowego" – wyjaśnia analityk.
O prawdopodobnym puczu mogą świadczyć informacje o odsunięciu od władzy najważniejszego dotąd kazachskiego polityka. – Słyszymy, że w ostatnich dniach od zarządzania krajem odsunięty został nie tylko Nursułtan Nazarbajew, czyli ojciec narodu, pierwszy prezydent Kazachstanu i najważniejszy polityk obozu władzy kontrolujący prezydenta, ale także jego ludzie, w tym odpowiedzialni za służby. To może oznaczać, że prezydent Tokajew postanowił się usamodzielnić i przejąć pełnię władzy, a przy okazji płynące z tego korzyści.
- W związku z tym zagrożeniem dla Tokajewa są nie tylko protestujący na ulicach, ale również elity skupione wokół Nazarbajewa. W tej sytuacji to właśnie Rosja ma zabezpieczyć mandat nowych władz, oczywiście za cenę korzystnych dla Moskwy decyzji. Tego typu wsparcie dla prezydenta służy stworzeniu nowych instrumentów, których wcześniej Moskwa nie miała wobec Nazarbajewa. Wszystko po to, by móc wywierać większy wpływ na politykę wewnętrzną w przyszłości i podporządkowywać sobie Kazachstan - słyszymy.
Zobacz też: "Konflikt, jakiego jeszcze nie widzieliśmy". Chiny zetrą się z USA?
Nasz rozmówca wyjaśnia, że przez lata Nursułtan Nazarbajew był przyjacielem Władimira Putina, lecz "był przy tym politykiem asertywnym i poszukiwał różnych kierunków rozwoju Kazachstanu".
- Chciał modernizować państwo na swój własny autorski wzór. Starał się zachowywać dystans w relacjach z Rosją. Teraz prezydent Tokajew, decydując się na tak duże wsparcie ze strony Rosji, będzie bardziej podatny na wpływ Rosjan - zaznacza.
Krwawe tłumienie protestów bez wątpienia odmieni dotychczasowy wizerunek Kazachstanu, który kreował się na autorytaryzm z przyjazną twarzą, kraj, który chce się modernizować i prowadzić politykę z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi.
- W konsekwencji ucierpi wizerunek kraju na arenie międzynarodowej i możliwość prowadzenia wielowektorowej polityki. Kazachstan zamknie sobie wiele drzwi. To doprowadzi do wzmocnienia tendencji autorytarnych w reżimie – przewiduje Arkadiusz Legieć.
Protesty w Kazachstanie trwają od 2 stycznia
W nocy z czwartku na piątek w Ałmaty znowu doszło do starć pomiędzy protestującymi a siłami bezpieczeństwa. Sytuacja uspokoiła się dopiero nad ranem, jednak po kilku godzinach ponownie doszło do starć.
Jak donosi rosyjska agencja TASS, protestujący zabarykadowali się w budynku telewizji Mir TV, który znajduje się na Placu Republiki. Według relacji "na zewnątrz leżą ciała".
Korespondent TASS opisuje też, że "zmarli leżą na drodze i widać ostrzelane samochody". "Od rana w centrum miasta słychać pojedyncze strzały. Pod budynkiem akimatu, gdzie wcześniej wybuchł pożar, stoi samochód, w którym znajdują się ludzkie zwłoki" - czytamy.