Rosjanie zmienili taktykę i stawiają na "boga wojny". "Walka na wyczerpanie, rzeź"
Rosjanie próbują, małymi kroczkami, zająć Donbas. Zmienili taktykę w inwazji na Ukrainę i wrócili do sprawdzonych metod rodem z II wojny światowej. Główną rolę odgrywa w niej artyleria i frontalne uderzenie piechoty – mięsa armatniego z marionetkowych republik. Tych Putinowi nie jest żal.
03.07.2022 | aktual.: 03.07.2022 14:44
Rosyjska taktyka w Ukrainie zmieniła się na początku kwietnia, kiedy okazało się, że wysłannicy Kremla nie są w stanie zająć całego kraju. Teraz ograniczyli się do prób zdobycia dwóch obwodów i utrzymania połączenia z Krymem. Dlatego atakują na niewielkim terenie, próbując odgryźć choć kilka kilometrów ziemi. Jednak im dłużej walą głową w mur, tym gorzej dla nich. Z każdym dniem brakuje im odpowiednich sił, a Ukraińcy przygotowują spokojnie nowe brygady, które w połowie wakacji wejdą do boju. Wówczas role mogą się odwrócić.
Generał Aleksandr Dwornikow, który przejął dowodzenie w kwietniu, postanowił wprowadzić taktykę małych kroków, zamiast szeroko zakrojonych ofensyw. Miało to jedną główną przyczynę. Po klęsce pod Kijowem Rosjanom zaczęło brakować sił, aby prowadzić wojnę na szerokim froncie. Musieli skrócić linię, aby uzyskać odpowiednią przewagę nad obrońcami. Teraz Giennadij Żydko, uważany za obecnego głównodowodzącego rosyjską ofensywą, kontynuuje myśl poprzednika.
- To, co jest widoczne, to wyraźna zmiana w zakresie sposobu działania Rosjan. Zwiększa się wyraźnie zakres stosowania środków artyleryjskich i dążenie do uzyskania przewagi ilościowej na uznawanych za najważniejsze odcinkach frontu - mówi dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jak dodaje, "to nie są błyskawiczne, finezyjne w założeniu działania". - To po prostu walka na wyczerpanie, czyli po prostu rzeź - mówi.
Kwietniowa ofensywa
Dlatego od początku kwietnia prowadzą serię lokalnych operacji, podczas których wyrywają kolejne miejscowości. Rozpoczęli pod Izium, które stanowi ważny węzeł komunikacyjny. Rosjanie zdobyli miasto już 1 kwietnia. Po podciągnięciu do miasta zapasów ruszyli z kolejnym uderzeniem. W środę 6 kwietnia rosyjska artyleria otworzyła huraganowy ogień na ukraińskie pozycje. Był to pierwszy raz, kiedy zastosowali taktykę znaną z obu wojen światowych. Dalsza część uderzenia była bliźniaczo podobna do tych sprzed lat – kolumny zmechanizowane ruszyły ławą na ukraińskie pozycje pod Brażiwką i Małą Komiszuwachą.
Walki o wsie były bardzo zacięte. Miejscowości przez kilka dni przechodziły z rąk do rąk. Dopiero po pojawieniu się nowych oddziałów i zrównaniu miejscowości z ziemią, Rosjanom udało się zająć ruiny. Mogli ruszyć dalej. W międzyczasie artyleria agresorów regularnie ostrzeliwała miejscowości na bezpośrednim zapleczu obrońców. Pociski spadły na miejscowości Siewierodonieck, Lisiczańsk i Kreminna w obwodzie ługańskim oraz Awdijiwkę, Krasnohoriwkę i Wuhłedar w obwodzie donieckim.
W połowie kwietnia do Donbasu dotarły jednostki wycofane spod Kijowa. O ile na początku miesiąca Rosjanie atakowali 15 batalionowymi grupami bojowymi, tak 18 kwietnia do ataku na Rubiżne, a potem Popasną, ruszyło 40 takich grup. Następnym krokiem miało być przekroczenie Dońca i odcięcie ukraińskich wojsk w kotle pod Siewierodonieckiem. Rosjanie ponieśli dotkliwą klęskę.
Pod Wielką Komiszuwachą ukraińska artyleria w ciągu jednego dnia doszczętnie rozbiła batalionową grupę bojową. Zatrzymanie przeprawy przez Doniec uniemożliwiło Rosjanom skręcenie na południe, gdzie przez Czerwone mogli dotrzeć do Barwinkowa. Walki pod Biłohoriwką stały się niezwykle ważne, dla zyskania na czasie. Rosjanie musieli szukać innej drogi.
Przyszedł maj
To, że Ukraińcy prędzej czy później będą musieli się wycofać z Siewierodoniecka i Lisiczańska, było jasne już od początku maja, kiedy Rosjanie przeprowadzili uderzenie pod Izium. Wówczas, po chwilowych rosyjskich sukcesach, Ukraińcy zgromadzili odpowiednie siły do przeprowadzenia kontruderzenia, które zatrzymało atakujących. Obrońcy lokalnymi uderzeniami starali się spowolnić rosyjskie postępy. Był to jeden z elementów obrony aktywnej, jaką prowadzą od początku wojny. Wówczas w ciągu 36 godzin odparli około 12-15 rosyjskich uderzeń.
Wkrótce na południowym krańcu frontu silne zgrupowanie Rosjan zajęło Popasną, co oznaczało, że do zamknięcia w okrążeniu dwóch ukraińskich brygad brakowało zaledwie 25 kilometrów. Od początku ofensywy w Donbasie, pozycja w Popasnej miała kluczowe znaczenie. Równie zacięte walki toczono jedynie pod Buczą. Oddziały walczące pod miastem poniosły nawet do 60 proc. strat.
Zdobycie Popasnej postawiło Ukraińców w bardzo trudnej sytuacji. Ukraińcy jednak powstrzymywali Rosjan silnymi uderzeniami artylerii, zyskując kolejne godziny i dni. Rosjanie znów musieli ograniczyć zasięg operacji. Na pierwszy plan wysunęła się artyleria, a agresorzy skupili się na zdobyciu Siewierodoniecka i odcięcia obrońców miasta.
- Potwierdza się stara zasada mówiąca o artylerii jako o bogu wojny. Podobnie wyrzutnie rakiet, pozwalają szybko otworzyć ogień, wspierając wojska na froncie i mogą niszczyć ważne obiekty za jego linią – wyjaśnia ekspert.
- Wymagane są przy tym zdolności do szybkiego otwarcia ognia, a więc wykrycia celu, podjęcia decyzji o jego zniszczeniu i wydania rozkazu konkretnym działom. Tu wspaniale wpisuje się polski system dowodzenia Topaz, jaki trafił wraz z Krabami na Ukrainę – dodaje dr Piekarski.
Czerwcowy zastój
Od początku czerwca Rosjanie ograniczyli się do ostrzeliwania miejscowości i prób zdobycia tych mniejszych, gdzie nie musieli gromadzić znacznych sił. Te skierowali na Siewierodonieck, dlatego nie udało się w pełni opanować Wróblówki, Zołotej, Gorskiego. Miejscowości przechodzą z rąk do rąk, zamieniając się w gruzowisko.
Od 15 czerwca niemal wszystkie działania ofensywne na froncie zamarły. Rosjanie skupili się na próbach zdobycia Siewierodoniecka, co też nie idzie im łatwo. W ciągu czterech miesięcy wojny ambicje Rosjan zmalały od planów zajęcia Kijowa i Ukrainy do prób zajęcia powiatowego miasta.
Taktyka "maskirowki"
W komunikatach rosyjskiego Sztabu Generalnego pojawiają się nazwy kilkunastu miejscowości, które armia Putina zajęła. Na użytek wewnętrzny wygląda to bardzo dobrze. Jednak, aby znaleźć Mokri Jar, Brażiwką czy Małą Komiszuwachę, należy dość mocno powiększyć mapę. Są to wsie liczące maksymalnie kilkuset mieszkańców.
Rosjanom udało się zdobyć teren o boku około 20 km. Bitwa o ten niewielki obszar trwała około 80 dni. Tempo, które podczas Wielkiej Wojny zostałoby uznane za bardzo dobre. Jednak już podczas II wojny światowej nie byłoby wielkim wyczynem. Zwłaszcza kiedy napastnik ma przewagę 15 do jednego. Śmiało można powiedzieć, że kompromitacja trwa, choć kremlowskie media pieją z zachwytu nad każdą zdobytą osadą.
Kiedy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że Rosjanie nie są przygotowani do prowadzenia większych operacji. Każde z powyższych uderzeń trwało maksymalnie pięć dni. Zwykle po trzech dobach walk wojska zmechanizowane cofały się na pozycje wyjściowe, a cały ciężar walk przejmowała artyleria. W tym czasie Rosjanie podciągali posiłki albo uderzali w innym miejscu. Po kolejnych kilku dniach scenariusz się powtarzał.
W mediach może to wyglądać dobrze. Jednak taktyka małych kroków jest dobra jedynie na krótką metę. W żaden sposób nie udaje się agresorom ograniczyć sił Ukraińców, a sami tracą ludzi i zapasy. Zwłaszcza dotyczy to transporterów opancerzonych i precyzyjnej amunicji. Duże straty oddziałów zmechanizowanych powodują, że Rosjanie nie mają możliwości przejęcia pełnej kontroli nad terenem zajętym przez kolumny uderzeniowe. Rosjanie zdobywają więc teren, umacniają się tam, gdzie mogą, po czym czoło kolumny wycofuje się za umocnione pozycje.
Procedura powtarza się co kilka dni. Jest mozolna i na dłuższą metę wyczerpuje siły napastnika, który wciąż musi uzupełniać straty i zapasy. Widać to zwłaszcza na przykładzie zużycia amunicji. Rosjanie dziennie zużywają około 60 tys. pocisków artyleryjskich. Ukraińcy zaledwie 6-7 tys. Dlatego z każdym dniem walk szala będzie przechylała się na stronę Ukraińców.
- Finalnie walka przy pomocy artylerii oznacza ogromne zużycie amunicji, więc każdy kontener amunicji czy rakiet dla Ukrainy jest na wagę złota – mówi dr Piekarski.
Nowe brygady
Ukraińcy przygotowują nowe oddziały, które niedługo zasilą front w Donbasie. Nie spieszą się z tym, uważając, że najważniejsze jest gruntowne wyszkolenie rezerwistów i ochotników. Zwłaszcza że rosyjscy żołnierze nie grzeszą najlepszym warsztatem taktycznym.
Na zachodzie Ukrainy trwa szkolenie przynajmniej pięciu nowych brygad. Wszystkie mają być oparte na sprzęcie dostarczonym przez państwa zachodnie. Do tego odtwarzają gotowość bojową jednostek, które poniosły ogromne straty podczas walk wokół Kijowa. Kiedy je przygotują na odpowiednim poziomie, zyskają przewagę, jeśli nie ilościową, to na pewno jakościową. Zachodni sprzęt każdego dnia pokazuje swoją wyższość nad rosyjskimi produkcjami.
Jego pozyskanie pozwoli przygotować szeroką kontrofensywę, która najpewniej ruszy w połowie lata. Dlatego właśnie Ukraińcy liczą na zyskanie czasu. Z tego powodu tak uporczywie walczyli o Siewierodonieck i każdą najmniejszą miejscowość. W dodatku Rosjanie ułatwiają im sprawę. Wszystkie uderzenia odbywają się wedle tego samego scenariusza, na który obrońcy są dobrze przygotowani. Rosjanie na razie wygrywają jedynie dzięki znacznej przewadze. Co też nie przychodzi im łatwo. I z każdym dniem będzie trudniej.
Sławek Zagórski