Rosjanie ukrywali stan lotniska w Smoleńsku
Cztery dni przed wizytą Lecha Kaczyńskiego i dzień przed wizytą Donalda Tuska, Rosjanie nie wpuścili na lotnisko w Smoleńsku polskich dyplomatów, którzy mieli sprawdzić jego stan przed przylotem polskiej delegacji - informuje TVN24. B. ambasador w Moskwie Jerzy Bahr potwierdził, że przed wizytami w Katyniu 7 i 10 kwietnia polscy dyplomaci przekazali do kraju informację o stanie lotniska w Smoleńsku i donosili, że według rosyjskich władz lotnisko nie nadaje się do użycia.
31.01.2011 | aktual.: 31.01.2011 20:19
Z powodu fatalnego stanu lotniska, Rosjanie musieli "odtworzyć jego infrastrukturę" - potwierdza to oficjalnie polska wojskowa prokuratura. Mimo że lotnisko nie nadawało się do użytku, polscy urzędnicy nie rozważyli zmiany miejsca lądowania.
Polska grupa przygotowująca wizyty premiera i prezydenta pojawiła się w Smoleńsku 5 kwietnia. Następnego dnia rano ruszyli w kierunku lotniska, ale dostali informację z polskiej ambasady w Moskwie, że "możliwości obejrzenia lotniska nie ma". Grupa dyplomatów i funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu postanowiła w takiej sytuacji pojechała do Katynia.
Z zeznań polskiego dyplomaty wynika, że Rosjanie nie chcieli powiedzieć polskiej stronie jakiego sprzętu brakuje na lotnisku i w jaki sposób je reaktywują. - Zapewniali, że lotnisko będzie gotowe na przylot naszych delegacji. Nie podawali żadnych szczegółów, jakie prace na tym lotnisku będą wykonywane – zeznał w wojskowej prokuraturze Dariusz Górczyński, który wiosną był naczelnikiem wydziału Federacji Rosyjskiej w departamencie wschodnim MSZ.
"Siewiernyj" nie funkcjonowało, jako czynne lotnisko, już od dłuższego czasu. Jego infrastrukturę odtworzono w ostatniej chwili, tuż przed lądowaniem premierów Polski i Rosji i wyłącznie na okres uroczystości rocznicowych w Katyniu.
Z analizy zeznań dyplomatów i pracowników kancelarii premiera współodpowiedzialnych za organizację wizyty oraz z ich służbowych maili wynika, że od początku marca 2010 roku polscy urzędnicy wiedzieli, że "Siewiernyj" nie nadaje się do użytku.
Były ambasador potwierdza
W poniedziałek, przy okazji konferencji prasowej z udziałem b. szefów BBN dziennikarze pytali b. ambasadora w Moskwie Jerzego Bahra, czy wiedział, że przed wizytami premiera i prezydenta w Katyniu planowanymi na 7 i 10 kwietnia, "odtwarzano" infrastrukturę techniczną na tym lotnisku.
- Strona polska otrzymała informację, że to lotnisko jest w innym stanie, niż było poprzednio. Tego rodzaju wiadomości - w odniesieniu do ambasadora - są formułowane w języku bardzo ogólnym i nie wchodzi się w technologiczne sprawy. Sygnał był jasny i przekazaliśmy go do kraju. Trudno powiedzieć, czy były dodatkowe dokumenty na ten temat, które to potwierdzają - mówił dziennikarzom Bahr, który wyraził nadzieję, że prowadzone śledztwo wszystko wyjaśni. Nie rozwijał tej wypowiedzi.
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski pytany w Brukseli, czy informacje o złym stanie lotniska w Smoleńsku MSZ przekazał wówczas do kancelarii prezydenta, powiedział: - Nie podejmuję się badać w Brukseli tych spraw - cała dokumentacja została przekazana komisji badającej wypadki i prokuraturze. Cokolwiek by nie było powiedziane w trakcie dyskusji planistycznych, wiemy o twardym fakcie - Rosjanie uznali lotnisko za wystarczająco bezpieczne dla swojego premiera, który lądował tam 7 kwietnia.
Rzecznik MSZ Marcin Bosacki powiedział w "Faktach" TVN, że 17 marca 2010 r. były konsultacje polskiego wiceministra Andrzeja Kremera z Władimirem Titowem, wiceministrem spraw zagranicznych Rosji, na których on powiedział, że lądowanie w Smoleńsku jest możliwe.