Rosjanie uciekają z frontu do ukraińskiej niewoli. "Boją się, że zostaną rozstrzelani"
Coraz częściej jesteśmy świadkami scen na froncie, kiedy rosyjscy żołnierze wolą poddać się i trafić do niewoli, niż wycofać się na tyły swoich wojsk. – Wybierają niewolę, bo obawiają się, że zostaną rozstrzelani i nie przeżyją wojny – mówią Wirtualnej Polsce wojskowi eksperci.
18.06.2023 14:53
Kulisy traktowania rosyjskich rezerwistów opisał amerykański "The Wall Street Journal". Przytoczył historię 30-letniego żołnierza Rusłan Anitina, który zmobilizowany jesienią przed wysłaniem na front przeszedł kilkotygodniowe szkolenie. Podczas ćwiczeń zdołał dwa razy oddać strzał z broni z czasów ZSRR. Po wysłaniu na front najpierw budował fortyfikacje w okupowanym Ługańsku, później, w maju, trafił do Bachmutu.
Razem z innymi żołnierzami miał przedostać się do okopów, niedaleko pierwszej linii frontu. Przypomnijmy, że Bachmut był areną najkrwawszych walk w ciągu ostatnich miesięcy. Kiedy zorientował się w jakie miejsce trafił, spotkał najemnika z grupy Wagnera, który zagroził im, że ich zastrzeli, jeśli uciekną albo nie wypełnią misji.
Po artyleryjskich atakach i ostrzale dronów jego współtowarzysze zostali ranni. Dwóch z nich popełniło samobójstwo. Jeden się zastrzelił, drugi wysadził przy pomocy granatu. Kiedy Rusłan Antin nie miał siły się ukrywać, wyszedł z okopów i dał znać ukraińskiemu dronowi, że chce się poddać. Obecnie ma przebywać w ośrodku jeńców rosyjskich w Charkowie.
- Rosjanie nie liczą się z życiem swoich ludzi. Traktują rezerwistów jak sprzęt, który jak się zepsuje albo zostanie zniszczony, porzucają na pastwę losu – mówi Wirtualnej Polsce gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I jak dodaje, dla Rosjan ucieczka do niewoli jest korzystniejsza niż wycofanie się na tyły swoich wojsk.
"Uciekają niejako do swoich"
- Historycznie, Ukraińcy są w jakimś stopniu, po słowiańskiej krwi, "pobratymcami" Rosjan. Przed laty byli traktowani jak "młodszy brat" Moskwy. Dostanie się do ich niewoli nie będzie powtórką z II wojny światowej, podczas której hitlerowcy ich rozstrzeliwali albo Stalin zsyłał do łagrów. Jak uciekają z linii frontu w kierunku ukraińskich jednostek, to niejako uciekają do "swoich". Z nadzieją, że przeżyją i wrócą później do Rosji – ocenia wojskowy.
Zdaniem płk. Andrzeja Kruczyńskiego, byłego oficera GROM, uczestnika działań specjalnych i misji zagranicznych oraz wieloletniego szefa bezpieczeństwa Stadionu Narodowego, historia 30-letniego Rusłana będzie powtarzać się na froncie coraz częściej.
- Rosyjscy żołnierze siedząc w okopach uświadamiają sobie, że właściwie wojna jest już przegrana. Ukraina ma o co walczyć, ma tysiąc powodów, żeby wojnę wygrać i stawić czoło nieprzyjacielowi. A Rosjanie? Są ściągani tam za karę, jadą bez przeszkolenia, treningu i odpowiedniego wyposażenia. A jeśli w ich otoczeniu jeszcze nie ma dowódców, bo się rozpierzchli, to poddanie się do niewoli jest jedyną zdroworozsądkową decyzją, jaką mogą podjąć – mówi nam płk Andrzej Kruczyński.
Obaj rozmówcy wskazują, że podłożem takiego zachowania jest też strach przed śmiercią z rąk rosyjskich oddziałów zaporowych, które mają za zadanie pilnować, by rezerwiści nie wycofywali się na tyły wojsk.
"To ogromny skandal i niesamowite barbarzyństwo"
- Oddziały zaporowe to wynalazek bolszewicko-stalinowski, gdzie strachem przymuszało się ludzi do walki. Nie pozwalając im się cofnąć, ostrzegano ich: ani kroku w tył. A jeśli ktoś się cofnął, to był rozstrzeliwany. To niespotykane w cywilizowanych armiach. Nieakceptowalne w normalnej sztuce wojennej. Dla porównania Ukraina przysposobiła zachodnie reguły wojskowości. Tam nie ma miejsca na takie barbarzyńskie akty. Trudno zrozumieć zbrodnicze metody walki prowadzone przez Putina – mówi gen. Stanisław Koziej.
- Niepojęte, że rosyjscy żołnierze są rozstrzeliwani przez własne oddziały. To jest wojna, a nie komputerowa gra. Ogromny skandal i niesamowite barbarzyństwo – dodaje płk Andrzej Kruczyński.
I podkreśla, że rosyjscy dowódcy mają też za nic rannych żołnierzy. Ci, którzy przeżyli widząc takie podejście dowództwa, wolą wybrać niewolę niż umierać w okopach.
- Żołnierze mówią sobie w duchu, że dowódcy też o nich zapomną. I spotka ich los rannych kolegów. Wolą się poddać, poszukać szansy i wyjść z tej wojny jako żywi. Oni też mają kontakt z rodzinami. Nawet jeśli jest ograniczony przez dowództwo, to orientują się, jak rzeczywiście wygląda sytuacja. A ta dla Rosjan jest nieciekawa. "Mydlenie oczu" mogło odbywać się kilkadziesiąt lat temu, kiedy świat nie miał tak zaawansowanych mediów społecznościowych – ocenia płk Andrzej Kruczyński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z przechwyconych przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy podsłuchów potwierdza się praktyka wykorzystywania przez Rosjan oddziałów odstraszających. Może to doprowadzić do tego, że więcej rosyjskich żołnierzy podda się w niewolę, aby ratować swoje życie. Na potwierdzenie tej tezy, SBU opublikowała nagrania z przesłuchań dwóch rosyjskich jeńców wojennych.
"Jeden z nich to strzelec maszynowy wydzielonego oddziału komendantury FSB, który dowodził oddziałem odstraszania na froncie. Powiedział, że jego jednostka stała na drugiej linii i nie mogła pozwolić oddziałowi "Szturmu Z" na odwrót. Jeśli się wycofali, rozkaz był ich zastrzelić. Drugi jeniec był z drużyny "Szturm Z". Poddał się do niewoli ukraińskiej, bo bał się, że zostanie zabity przez Rosjan na drugiej linii" – czytamy na blogu "Wojna w Ukrainie".
"Morale pod zdechłym psem"
- Miejmy nadzieję, że coraz częstsze poddawanie się rosyjskich żołnierzy będzie wodą na młyn ukraińskiej ofensywy. Do tego dochodzą do nas sygnały, że wagnerowcy się wycofują, a dowódcy nie panują nad oddziałami tych degeneratów. Na razie Ukraina wgryzła się w obronę Rosjan, posuwając się kilka kilometrów naprzód. Ale jeśli przekroczy linię umocnień i właściwej obrony Rosjan, to od razu pójdzie jej lepiej. Jak przełamią tam przeciwnika, to chaos wśród Rosjan i morale "pod zdechłym psem" pogrąży ich całkowicie – uważa płk Andrzej Kruczyński.
A gen. Stanisław Koziej wskazuje na jeszcze jeden element, który może oznaczać finalnie klęskę Rosjan.
- Jeśli Putin będzie się chciał utrzymać przy władzy, a będzie przegrywał w Ukrainie, to nieuchronnie sięgnie po kolejną falę rezerwistów. Teraz niby tego nie robi, a jego ludzie zaprzeczają. Ale równocześnie przestał się odcinać od tego pomysłu. Tylko, że jak widzimy, rzesza rezerwistów przymusowo wysyłanych na front nie przeważyli szali na korzyść Rosjan – komentuje gen. Stanisław Koziej.
I jak konkluduje, choć w Rosji nadal jest silne poparcie dla Putina, to społeczeństwo w internecie widzi coraz więcej prawdziwych obrazków z wojny. Także tych pokazujących śmierć rosyjskich żołnierzy, czy ich poddawanie się do niewoli.
- Widzą co tak naprawdę się tam dzieje. Mam nadzieję, że doprowadzi to do upadku Putina. I wojna będzie mogła się zakończyć – podsumowuje były szef BBN.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski