Rosjanie na igrzyskach? Władysław Kozakiewicz znowu pokazałby swój gest
- Rosjanie nie mogą wystąpić na igrzyskach i koniec. Uniki Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, aby znaleźć im miejsce, są dla mnie obrzydliwe. Ktoś tam chyba pracuje na etacie u Putina - mówi Wirtualnej Polsce Władysław Kozakiewicz, złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy z roku 1980. Podczas pamiętnych zawodów pokazał "wała" radzieckim kibicom.
30.03.2023 17:51
Nie milknie burza wokół wtorkowej decyzji Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl). Przywrócił on możliwość startu Rosjanom i Białorusinom w międzynarodowych zawodach pod neutralną flagą.
Warunkiem dopuszczenia do startów byłoby to, aby sportowcy z obu krajów nie manifestowali poparcia dla wojny, ani nie należeli do sił zbrojnych swoich państw. Przewodniczący MKOl Thomas Bach ocenił, że formuła takich startów sprawdziła się m.in. w tenisie ziemnym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Ja bym nie wyszedł do zawodów i nie stanął obok Rosjanina. Z flagą, czy bez, reprezentują oni kraj, którego wojska mordują ludzi, porywają dzieci, palą miasta w Ukrainie. Powinni być wyrzutkami i nie zasługują na stworzenie im pola do rywalizacji - oburza się w rozmowie z WP Władysław Kozakiewicz, były lekkoatleta, złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy z roku 1980.
Burza o rosyjskich sportowców. Igrzyska nie dla nich?
- Stosunek rosyjskich sportowców do wojny jest dla mnie bez znaczenia. Putin pragnie ich sukcesów i gdyby zdobyli medal, to byłaby feta w Rosji. A na Ukrainie? Tysiące ofiar. To jakieś szaleństwo - mówi dalej Kozakiewicz.
Uważa, że media, sponsorzy i sportowcy powinni wywierać presję na MKOl i przewodniczącego Thomasa Bacha, aby zrezygnowali z pomysłu dopuszczenia Rosjan do startów.
Kozakiewicz przypomniał, że większość rosyjskich zawodników pracuje na etatach w klubach wojskowych jak CSKA czy Dynamo. Mają stopnie wojskowe i otrzymują pensję od sił zbrojnych. Niektórzy ukraińscy sportowcy zginęli broniąc swojego kraju.
- Rozmawiałem z wieloma sportowcami w Polsce oraz Niemczech i naprawdę nie znaleźliśmy uzasadnienia dla tej głupoty. Poza jednym, że ktoś w MKOl pracuje na etacie u Putina. Niektórzy Niemcy decydują przez pryzmat pieniędzy. Pan Bach byłby jak dawny kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, który jest mocno związany z Rosją pomimo wojny - mówi dalej Kozakiewicz.
Kozakiewicz wspomniał czasy zimnej wojny, igrzyska z 1980 roku i bojkot zawodników szeregu państw, w tym Stanów Zjednoczonych, w proteście przeciwko interwencji w Afganistanie. Podczas pamiętnych zawodów skoku o tyczce Kozakiewicz pokazał "wała" radzieckiej publiczności. Rosjanie gwizdali, bo pod wpływem propagandy nie lubili "strajkujących Polaków". Incydent przeszedł do historii jako "gest Kozakiewicza".
"Putin niech sobie zorganizuje własną imprezę"
- Z kolei podczas igrzysk w Los Angeles w 1984 Polsce narzucono decyzję o bojkocie występów za oceanem. W ZSRR odbyła się konkurencyjna spartakiada. Oddałem tam wówczas jeden skok, bo musiałem i zszedłem ze stadionu - wspomina rozmówca WP.
- To przykre, że wróciliśmy do ponurych czasów niczym z zimnej wojny, ale Rosja jest właściwie osamotniona. Jeśli Putin chce oglądać sport, to niech sobie zrobi własną spartakiadę - dodaje.
Władysław Kozakiewicz zwierza się, że od czasu rozpoczęcia wojny w Ukrainie otrzymał wiele wiadomości w stylu "Panie Władku, pan by pokazał teraz gest Ruskim?". - Pewnie, że bym pokazał, ale teraz gesty należą się działaczom MKOl - podsumował sportowiec.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski