Rosja. Zamiast w kamasze uciekli do lasu
Rosjanie nie chcą walczyć na froncie. W pewnej wsi mobilizacja mężczyzn zakończyła się wielką porażką Putina. Okazało się, że wszyscy, którzy mieli pójść w kamasze, uciekli i nie było nikogo, komu można było wręczyć odpowiedni rozkaz.
O problemach przy rosyjskiej "częściowej" mobilizacji głośno jest praktycznie od momentu jej ogłoszenia. Z kraju wyjechały setki tysięcy osób, chętnych do pójścia na wojnę brakuje, a z małych wioskach w tajemniczych okolicznościach znikają potencjalni poborowi. Taka sytuacja miała miejsce we wsi Szołtoziero w Republice Karelii.
Sezon na jagody. Poborowi poszli w las
O nietypowej sytuacji poinformował rosyjski dziennik "Moskowskij Komsomolec", powołując się na kanał informacyjny Baza, znajdujący się w aplikacji Telegram. Zgodnie z doniesieniami w rosyjskiej wsi Szołtoziero próba zmobilizowania mieszkańców nie powiodła się, gdyż wszyscy mieszkający tam mężczyźni po prostu poszli do lasu. Z relacji lokalnych władz wynikało, że mieli oni zbierać tam jagody. Tym samym nie udało się dostarczyć wezwań do stawienia się przed komisją poborową.
Przypadek nie był odosobniony
Jak się okazuje, Szołtoziero to nie jedyna wieś, z której znikneli mieszkający w niej mężczyźni. W Ryberce również na dalekiej północy kraju sytuacja była bardzo podobna. Tam również według udzielonych informacji większość mężczyzn udała się do lasu, co uniemożliwiło ich zmobilizowanie. Tym sposobem w kamasze trafiło zaledwie kilku mężczyzn.
Obie wsie są zamieszkiwane przez Wepsów, czyli ugrofińską grupę etniczną. Wielu ze zmobilizowanych rekrutów pochodzi właśnie z różnych rosyjskich mniejszości, a Putin ma traktować mobilizację jako "etniczną czystkę".
Zobacz też: Gigantyczna eksplozja w obwodzie donieckim. Z Rosjan nic nie zostało
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski