PolitykaRosja straszy Unię Europejską przerwaniem dostaw gazu. Eksperci: To blef

Rosja straszy Unię Europejską przerwaniem dostaw gazu. Eksperci: To blef

Albo Europa zgodzi się na przesył gazu z ominięciem Ukrainy, albo straci swoje dotychczasowe dostawy surowca – komunikat o takiej wymowie wysłała Unii Europejskiej Rosja. – To szantaż i gra na podział Unii – twierdzą analitycy.

Rosja straszy Unię Europejską przerwaniem dostaw gazu. Eksperci: To blef
Źródło zdjęć: © AFP | Adem Altan
Oskar Górzyński

16.01.2015 | aktual.: 16.01.2015 20:22

Ultimatum przedstawił w środę szef Gazpromu Aleksiej Miller, który podczas spotkania z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej ds. unii energetycznej Marošem Šefčovičem oznajmił, że Rosja przestanie przesyłać gaz przez Ukrainę z chwilą, gdy wybudowany zostanie "turecki potok" (Turkish stream) – nowy projekt gazociągu prowadzącego do Europy przez Turcję. Rosja ze swojej strony doprowadzi "Turkish stream" do granicy z Grecją – ciągnął Miller - a już od samej Unii zależy, czy zbuduje infrastrukturę potrzebną do odebrania gazu. Jeśli tego nie zrobi, rosyjski gaz znajdzie innych odbiorców.

- UE ma najwyżej kilka lat, aby to zrobić. To bardzo, bardzo krótki termin. Aby zdążyć, praca nad budową nowych rurociągów w Unii Europejskiej musi się zacząć natychmiast, dzisiaj – dodał szef rosyjskiego giganta.

Jednostronna deklaracja Rosji wywołała w Europie zdziwienie, a sam Šefčovič przyznał, że był "bardzo zaskoczony" komunikatem Gazpromu.

- My nie działamy w ten sposób – oznajmił Słowak, zapowiadając, że odpowiedź na rosyjską propozycję da dopiero po konsultacjach z państwami Unii.

Mniej zdziwieni są jednak eksperci, zdaniem których rosyjskie ultimatum jest jedynie śmiałym blefem.

- To klasyczna zagrywka Rosji mająca wywrzeć presję na Europę - tłumaczy w rozmowie z WP Paweł Kowal, polityk Polski Razem. - Wątpię jednak, by Rosja i dotknięty sankcjami Gazprom miały środki inwestycyjne, by móc wybudować teraz nowy gazociąg – dodaje.

- To jest powiedzenie wprost tego, do czego Rosja dąży od kilkunastu lat, czyli pominięcia Ukrainy w tranzycie gazu – ocenia z Wojciech Jakóbik, analityk Instytutu Jagiellońskiego i szef portalu BiznesAlert. Jego zdaniem, deklaracja Gazpromu to zagranie obliczone na podziały w Unii Europejskiej i postawienie jej przed wyborem między interesami Ukrainy (rezygnacja z tranzytu byłaby dla Kijowa wielkim ciosem) a swoimi interesami. - Rosja liczy na powtórzenie taktyki, jaką zastosowała w przypadku Gazociągu Północnego. Jest wiele państw, które by tej presji chętnie uległy, ale drogę do tego zamykają sankcje i rosyjska obecność w Donbasie – mówi Jakóbik.

Mimo buńczucznego tonu rosyjskich deklaracji i ponagleń, projekt rosyjsko-tureckiego gazociągu jest jednak daleki od realizacji. Nie powstały ani dokładne plany jego trasy, ani nie podpisano żadnej umowy. Jedynym konkretnym znakiem jest przedstawiony zaledwie kilkanaście dni temu list intencyjny w sprawie inwestycji między Gazpromem a tureckim koncernem Botas.

Doszło do tego niedługo po tym, jak prezydent Rosji Władimir Putin nagle - i jednostronnie - porzucił wieloletni projekt Gazociągu Południowego (South Stream) prowadzącego przez Morze Czarne do Bułgarii. Powodem rezygnacji z planu miały być przeszkody prawne – unijne regulacje nie pozwalają bowiem na monopolizowanie sieci przesyłowej, do czego by doszło, gdyby projekt został zrealizowany zgodnie z rosyjskimi planami. Zdaniem analityków zwrot ku Turcji może być więc sposobem wywarcia presji na UE, by przemyślała sprawę jeszcze raz i pozwoliła na wyłączenie rosyjskiej spółki spod unijnego prawa.

- Uważam, że temat South Stream jeszcze wróci – mówi Kowal. – Martwi jednak fakt, że Rosja próbuje zacieśniać stosunki z Turcją, bardzo ważnym dla Europy krajem. Unia powinna szukać lepszych relacji z Ankarą. To jednak bardzo trudne, jeśli największe państwa Europy sprzeciwiają się akcesji Turcji do UE. Rosja będzie to wykorzystywać - przewiduje polityk.

Wiele wskazuje jednak na to, że rząd w Ankarze – mimo wstępnego porozumienia - nie jest entuzjastycznie nastawiony do projektu gazociągu. Portal Euobserver.com cytuje anonimowego urzędnika w tureckiej administracji, który nie ma złudzeń co do perspektyw "Turkish stream".

- Nikt tu nie traktuje tych planów poważnie - mówi informator portalu, wskazując na brak pieniędzy po stronie rosyjskiej. - W dzisiejszych warunkach izolacji Rosjanie zachowują się tak samo jak Irańczycy: zaczynają nowy projekt z Turcją tylko po to, by pokazać że nadal mają zagranicznych partnerów - dodaje.

Paradoksalnie więc, mimo agresywnych ruchów Rosja jest w dużo słabszej pozycji negocjacyjnej niż Unia, pod adresem której kieruje groźby. Sytuacji tej nie poprawia fakt, że popyt na rosyjski gaz ciągle maleje, a Unia Europejska jest zdecydowanie największym odbiorcą tego paliwa.

- Przekierowanie dostaw na inne rynki zajęłoby Rosji dużo czasu i kosztowałoby duże pieniądze, których Gazprom obecnie nie posiada – tłumaczy Jakóbik.

Jedyną nadzieją Rosjan jest zatem perspektywa wewnętrznych rozłamów w Europie.

- Rosja ma tę przewagę, że jest państwem, w którym decyzje podejmuje się szybko i bez sprzeciwów, zaś UE to 28 państw, spośród których kilka widzi swój interes w podtrzymywaniu więzi handlowych z Rosją. Dlatego rolą Unii powinno być i przekonywanie państw, że solidarność energetyczna w długiej perspektywie się opłaca – podsumowuje ekspert.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska

**Zobacz również: Jaceniuk: Rosja planuje wstrzymanie tranzytu gazu na UE

**

Źródło artykułu:WP Wiadomości
unia europejskarosjagaz
Zobacz także
Komentarze (701)