"Rosja nie rozumie kijowskiej rewolucji"
Rosyjska elita władzy nie jest w stanie dokonać rzetelnej oceny ukraińskiej rewolucji i dlatego Rosja jest główną przegraną kijowskich wydarzeń - twierdzi rosyjski politolog Stanisław Biełkowski.
29.11.2004 | aktual.: 29.11.2004 13:27
Od ubiegłego poniedziałku ponad 200 tys. zwolenników opozycjonisty Wiktora Juszczenki pikietuje centrum Kijowa twierdząc, że władze sfałszowały wybory prezydenckie 21 listopada na korzyść premiera Wiktora Janukowycza.
Na Ukrainie doszło do rewolucji. Rosyjska elita polityczna (...) do dziś tego nie zrozumiała - napisał Biełkowski w "Niezawisimej Gaziecie". Według niego, Rosjanie postrzegają do dziś wydarzenia w Kijowie jako "dobrze opłacony przewrót zorganizowany przez socjotechników" z Zachodu. Biełkowski uważa, że to "nie ma nic wspólnego z rzeczywistością".
"Setki tysięcy ludzi wyszły na ulice wcale nie dlatego, że im za to zapłacono, i nawet nie dlatego, że bardzo podoba im się Wiktor Juszczenko. Po prostu oni już wiedzieli, że wybory będą sfałszowane i że nowy etap ukraińskiej historii zacznie się na ulicy" - napisał Biełkowski.
"Stroną przegraną okazała się Rosja. Porażka ta zostanie odnotowana nawet wówczas, jeżeli prezydentem Ukrainy mimo wszystko zostanie Wiktor Janukowycz" - prognozuje politolog uważany do niedawna za związanego z Kremlem.
Rosja - jego zdaniem - ponosi pełną odpowiedzialność za otwarte popieranie Janukowycza, w którym uczestniczył przede wszystkim rosyjski prezydent Władimir Putin.
"W rezultacie bezprecedensowej, brudnej i cynicznej kampanii wyborczej, w której oficjalna Moskwa grała niepoślednią rolę, zaufanie ukraińskich elit do wszystkiego, co pochodzi z Rosji, zostało naruszone w sposób poważny i na długo" - ocenił Biełkowski.