ŚwiatRosja grozi Gruzji. Na Kaukazie znów wybuchnie wojna?

Rosja grozi Gruzji. Na Kaukazie znów wybuchnie wojna?

Rosja oskarża Gruzję o planowanie "prowokacji" na terenie Osetii Południowej i grozi użyciem siły. Tbilisi apeluje do świata, by powstrzymał Moskwę, a wszystko to na kilka dni przed rocznicą wybuchu wojny między tymi krajami. Zdaniem dziennika "Financial Times", konflikt ten rzuca długi cień na bezpieczeństwo dostaw gazu i ropy z obszaru Morza Kaspijskiego, politykę krajów byłego ZSRR oraz relacje między Rosją, USA i Unią Europejską.

Rosja grozi Gruzji. Na Kaukazie znów wybuchnie wojna?
Źródło zdjęć: © AFP | Vano Shlamov

04.08.2009 | aktual.: 04.08.2009 13:42

- Rząd gruziński szykuje na rocznicę konfliktu działania o charakterze prowokacyjnym na granicy z Osetią Południową. W tym wybuchowym regionie taki rozwój wydarzeń grozi nieprzewidywalnymi konsekwencjami - oświadczył rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Grigorij Karasin w wywiadzie dla dziennika "Rossijskaja Gazieta".

Karasin zapowiedział jednocześnie, że Rosja zrobi wszystko, by "powstrzymać rewizjonistyczne ciągoty" Tbilisi.

Rok po wojnie

W nocy z 7 na 8 sierpnia ubiegłego roku Gruzja rozpoczęła ofensywę mającą na celu odzyskanie kontroli nad separatystycznym prorosyjskim regionem Osetii Południowej. Rosja odpowiedziała na nią wielką operacją militarną.

Brytyjski dziennik "Financial Times" przypomina bilans walk z 2008 roku: około 1000 zabitych, w tym około 600 cywilów i 138 tysięcy uciekinierów z regionu, z których 30 tysięcy nie powróciło (są to głównie etniczni Gruzini z Osetii Południowej i Abchazji).

Rosja osiągnęła w wyniku konfliktu to, czego chciała - ocenia "FT". Nadzieje prezydenta Micheila Saakaszwilego na szybkie wejście do NATO legły w gruzach. Również odzyskanie separatystycznych regionów Abchazji i Osetii Południowej zajmie wiele czasu, choć integralność terytorialną Gruzji poparły USA i UE. Ameryka nawet ponownie uzbraja swego sojusznika. Zachód jednak nie jest chętny do wystawienia na większe ryzyko swoich stosunków z Moskwą.

Pokojowe rozmowy między Rosją a Gruzją prowadzone w Genewie pod auspicjami Francji utknęły w miejscu.

Co zyskała Moskwa, co straciło Tbilisi

Rosja w wyniku sierpniowej wojny zapewniła sobie kontrolę nad całym czarnomorskim wybrzeżem Abchazji na południe od rosyjskiego Soczi, gdzie w 2014 roku odbędą się prestiżowe zimowe igrzyska olimpijskie. Osetia Południowa, choć nie ma dostępu do morza, jest biedna i wyludniona, to oferuje Rosji bazę wojskową w pobliżu rurociągów transportujących ropę i gaz z basenu Morza Kaspijskiego na Zachód. Zwycięstwo nad Gruzją pokazało też potencjalnym przeciwnikom Kremla, że nie cofnie się on przed użyciem siły: to lekcja dla bojowników na Północnym Kaukazie.

Tymczasem w samej Gruzji rośnie niezadowolenie z rządów "ciężkiej ręki" Saakaszwilego i jego decyzję o wojnie. Szybki wzrost gospodarczy zakończył się recesją. Gospodarka kraju skurczy się w tym roku o 1,5%. Społecznemu kryzysowi zapobiega tylko pomoc międzynarodowa w wysokości 4,5 mld dolarów, czyli ok. 1000 dolarów na mieszkańca. Protestująca przez kilka miesięcy na ulicach Tbilisi opozycja nie zdołała jednak wyłonić nowego wiarygodnego lidera.

Abchazja i Osetia Południowa, choć uznają się za niepodległe państwa, są zależne od Moskwy we wszystkim - od bezpieczeństwa po finanse. Abchazowie obawiają się "połknięcia" przez Moskwę i - jak zauważa "FT" - z niepokojem przyglądają się, jak Rosjanie wykupują wille i hotele na wybrzeżu. Osetia Południowa marzy o połączeniu z Północną Osetią wchodzącą w skład Federacji Rosyjskiej. Jednak Rosja obawia się, że skomplikowałoby to już napięte relacje międzyetniczne na Kaukazie Północnym.

Koszty wojny

Zyski z wojny Rosja odniosła pewnym kosztem. Niepodległości Abchazji i Osetii nie uznało żadne z państw Wspólnoty Niepodległych Państw, nawet zależna gospodarczo od Rosji Białoruś. Jak zauważa "FT", to podważa aspiracje Rosji do bycia wielką potęgą i kontrastuje z sukcesem USA w zdobyciu uznania dla Kosowa. Dziennik zauważa, że Kreml zademonstrował w wojnie z Gruzją swoją "twardą siłę", szkodząc przy tym "miękkiej sile" (soft power).

Tymczasem Gruzja po wojnie stara się zwiększyć swoją rolę jako kraju tranzytowego między Wschodem a Zachodem. Jej wysiłki zyskały ostatnio wzmocnienie dzięki formalnemu poparciu przez Unię Europejską projektu gazociągu Nabucco.

Jak podkreśla premier Gruzji Nika Gilauri, Tbilisi ma dobre relacje i z Zachodem, i z potencjalnymi dostawcami surowca dla Nabucco: Azerbejdżanem i Turkmenistanem. Gruzja inwestuje w modernizację swojej sieci drogowej, także po to, by rozwijać ruch tranzytowy między Europą, Azją Centralną i Iranem, przeznaczając na to znaczną część zagranicznej pomocy. "FT" zauważa również, że gruzińskie drogi mogą przysłużyć się nawet siłom USA i NATO w Afganistanie.

Rosyjskie "nie" dla poszerzenia NATO

Przyglądając się polityce Rosji po wojnie z Gruzją, autorzy wskazują, że toleruje ona rywalizację Zachodu, a nawet Chin, w sferze gospodarczej i w strategicznej sferze energetycznej. Jednak sprzeciwia się wszelkim ingerencjom wojskowym i politycznym Zachodu na obszarze, który jej prezydent Dmitrij Miedwiediew nazywa "sferą uprzywilejowanych interesów". Dla Moskwy granicą nie do przekroczenia jest ekspansja NATO na Gruzję czy Ukrainę. I choć Sojusz nadal twierdzi, że drzwi dla obu krajów są otwarte, to jego członkowie przyznają, że oba kraje nie są do tego gotowe.

Rosja zdołała też wykorzystać światowy kryzys gospodarczy, udzielając pomocy swoim biedniejszym sąsiadom w zamian za polityczne przysługi. Rezultaty jednak są dwuznaczne - na przykład, rosyjska pomoc dla Kirgistanu nie powstrzymała Biszkeku przed zgodą na przyjęcie bazy USA w Kirgistanie.

"FT" dodaje, że po wojnie z Gruzją najważniejszą konfrontacją w regionie z udziałem Rosji był styczniowy spór gazowy z Ukrainą. Był on ponownie demonstracją siły Moskwy, której udało się pokazać "chaotyczny charakter ukraińskiego kierownictwa". W ocenie brytyjskiego dziennika, Rosja nie chce następnej wojny, lecz raczej nie wydaje się nieszczęśliwa z powodu konsekwencji zeszłorocznego konfliktu.

"Financial Times" konkluduje, że po wojnie z Gruzją straty dyplomatyczne Rosji wydają się dzisiaj mniejsze, niż jesienią (ubiegłego roku), ponieważ świat poszedł do przodu. USA i UE doszły do wniosku, że Saakaszwili przyczynił się sam do swojej klęski, pozwalając się sprowokować. Niemcy i inne kraje UE, które prowadzą z Rosją duże interesy gospodarcze, nie chciały nadwerężać dwustronnych stosunków. Natomiast Obama "resetuje" więzy z Moskwą, bo światowy kryzys ekonomiczny i napięcia wokół Iranu i Afganistanu w międzyczasie stały się priorytetem dla USA.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
konfliktosetia południowaostrzał
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)