Romans zaszkodzi karierze burmistrza? Zarzucają mu nepotyzm
Burmistrz Mikołowa zakochał się w swojej asystentce, ogłosił to publicznie w mediach społecznościowych. Niestety, romantyczna historia i prywatne "trzęsienie ziemi" - jak to barwnie opisał Stanisław Piechula - może skończyć się politycznym trzęsieniem ziemi.
"Jestem po uszy zakochany i chciałbym przebywać z Aleksandrą non stop, a będąc biologiem z wykształcenia wiem, że biochemia zakochania dodaje mi niesamowitej energii do pracy i życia, wysoka dopamina w mózgu i adrenalina we krwi daje mi siły i zapał do przenoszenia gór, co też super działa na mój zapał do pracy" - wyznał na początku lutego Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa na swoim profilu na Faceboku. Dodał, że temat jest dla niego i jego bliskich bardzo trudny i dlatego nie będzie go komentować. Wpis został okraszony zdjęciem imponującej fali oceanu.
Piechula został wezwany przez radę miejską "do wyjaśnienia domniemanych kwestii tzw. awansu oraz gratyfikacji finansowych na rzecz podwładnej, relacji intymnych w godzinach pracy, należytego wykonywania obowiązków służbowych". Radni zawnioskowali do burmistrza o "radykalne rozwiązanie dalszej współpracy zawodowej, która nie powinna być łączona z relacjami osobistymi". Zarówno radni z PiS, jak i z PO byli inicjatorami referendum w sprawie odwołania Piechuli. Wcześniej mikołowski klub PO, którego Piechula był członkiem, zażądał wystąpienia z szeregów partii.
Piechula wypisał się z Platformy Obywatelskiej na początku marca, ale radni zdania ws. nepotyzmu nie zmienili. - Nie jestem śledczym, ale ta sytuacja nie jest transparentna - powiedział TVN24 Michał Rupik, przewodniczący rady miejskiej w Mikołowie. Piechula przyznał, że to on awansował Czech na asystentkę burmistrza i dwukrotnie dał jej podwyżkę, ale podkreślił, że nie zamierza ustępować z urzędu ani zwalniać kochanki. W końcu jednak asystentka przeniosła się do innej miejskiej placówki.
"Zamiast pracować "urzędował" ze swoją podwładną w jednym z hoteli"
W środę w Mikołowie został zawiązany komitet referendalny na rzecz odwołania Piechuli ze stanowiska burmistrza. Lista zarzutów ma 15 punktów. "Szkodzi wizerunkowi miasta", "tworzy nowe etaty, które do tej pory nie był potrzebne i zatrudnia swoich znajomych" - czytamy na portalu mojmikoloww.pl. Ponadto "wykorzystując fakt, że zarówno on jak i zatrudniona przez niego asystentka mają nienormowany czas pracy, zamiast pracować „urzędował” ze swoją podwładną w jednym z katowickich hoteli. Kiedy dowiedział się, że o sprawie tej postanowiła napisać jedna z gazet, ubiegając publikację, szybko oświadczył publicznie na swoim profilu na Facebooku, że „jest w swojej asystentce zakochany po uszy", a następnie stworzył dla niej stanowisko w jednej z gminnych jednostek, wbrew stanowisku Rady Miejskiej, które przedstawił Przewodniczący Rady Miejskiej w imieniu radnych" - tak brzmi kolejny mocny zarzut wobec burmistrza.
W komitecie znaleźli się zarówno przedstawiciele opozycji, ale także partyjni koledzy burmistrza z PO. Mają 60 dni na zebranie 3 tysięcy podpisów pod wnioskiem referendalnym - aby referendum mogło zostać zorganizowane, inicjatywę musi poprzeć co najmniej 10 proc. osób uprawnionych do głosowania.
"Zarzuty są absurdalne. Oderwanie byłych włodarzy od władzy bardzo ich boli i nie odpuszczą. W końcu stracili cala władzę w Mikołowie. Jeśli w wyniku referendum zostanę odwołany to trudno. Będę startował w przedterminowych wyborach. Zawsze walczy się do końca, a poza tym nie mogę porzucić tych, którzy mi zaufali" - mówi Piechula portalowi mojmikolow.pl
Źródło: TVN24,mojmikolow.pl,WP