Romanowski tylko tutaj bywał. Sąsiedzi mówią, kiedy go widzieli
W liście gończym za posłem Marcinem Romanowskim policja wskazuje dwa jego ostatnie miejsca zamieszkania. Jedno to Gilów w powiecie biłgorajskim. Okoliczni mieszkańcy przyznają, że polityk był tu widywany, chociaż nie za często. Wirtualna Polska odnalazła dom, przed którym czasami parkował samochód byłego wiceministra sprawiedliwości.
13.12.2024 18:12
Poseł Marcin Romanowski decyzją sądu ma trafić do aresztu, tymczasem przepadł jak kamień w wodę. W czwartek prokurator wystawił list gończy za byłym wiceministrem sprawiedliwości.
"Poszukiwany: Marcin Romanowski, syn Romualda, lat 48, zam. Warszawa i Gilów" - tyle przeczytamy w liście gończym, który publikuje na swojej stronie Komenda Stołeczna Policji.
Wspomniany wcześniej Gilów to mała wieś w gminie Goraj, w powiecie biłgorajskim. Malowniczo położona, na wzgórzach: z jednej strony lasy, z drugiej pola. Kilkadziesiąt domów, piękny blisko stuletni, drewniany kościółek. Na płocie naprzeciwko kościoła wymalowany napis "Andrzejki 2004" z datą przerobioną na 2014. Sklepu we wsi już nie ma, chociaż budynek po nim pozostał. Nad drzwiami widać jeszcze wymalowaną datę założenia: 1964.
Policja nie podaje dokładnego adresu, pod którym w Gilowie przebywać miał ostatnio poseł Prawa i Sprawiedliwości. Pytam więc o to mieszkańców. W obejściu jednego z gospodarstw spotykam młodego mężczyznę.
- Ja nie pokażę panu, bo nie chcę sobie wrogów we wsi robić. Jak ktoś chce mieć wrogów, to niech panu pokazuje - odmawia.
Bardziej rozmowny jest, kiedy pytam o jego zdanie na temat Marcina Romanowskiego i oskarżeń wobec niego wysuwanych. Poseł PiS jest podejrzany m.in. o ustawianie konkursów na wielomilionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości.
- Niech bardziej ci rządzący popatrzą na siebie. On nam tutaj pomagał. Strażacy z całej gminy dostawali pieniądze - chwali.
Sąsiad mówi bez ogródek, tak jakby nie zdawał sobie sprawy, że trwa śledztwo dotyczące nieprawidłowości związanych z wykorzystywaniem funduszu sprawiedliwości do celów politycznych, a były minister nie był ścigany właśnie m.in. za przekazywanie czeków w remizach podczas kampanii wyborczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy rozmawiamy, podjeżdża mężczyzna samochodem dostawczym. Jest bardziej rozmowny.
- Był tu ze trzy, cztery tygodnie temu. A przynajmniej widziałem jego samochód. Teraz ostatnio to nie - przekonuje.
Sąsiedzi z kolejnych domów także nie widywali Romanowskiego zbyt często. Jeden z nich śmieje się nawet, że częściej w telewizji, niż na żywo.
- Widziałam go kiedyś raz w kościele i tyle. Nawet go nie znam osobiście - mówi pani Krystyna.
- Fajny facet. Się przyczepiły tak do niego, że naprawdę nie wiem. Panie, za tę Platformę się niech wezmą. A może pan też z Platformy? - podejrzliwie pyta towarzyszący jej Jan.
Jeden z bardziej otwartych sąsiadów śmiało wskazuje lokalizację domu. - Na dole, taki piętrowy, z czerwonym dachem - mówi. Dodaje, że dom nie należy do rodziny Marcina Romanowskiego, tylko do jego znajomych. Podaje mi nazwisko właściciela.
We wskazanym budynku nikt nie odpowiada na pukanie, w środku panuje głucha cisza. Sąsiadka mieszkająca tuż obok twierdzi, że nic nie słyszała o osobie, o którą pytam. A nawet przekonuje, że nie wie, kto to jest.
Dom jest zamknięty, a na drzwiach wisi kartka: "W razie potrzeby proszę o kontakt pod numerem telefonu". Podane są nawet dwa.
Kiedy stoję na podwórzu domu, po sąsiedzku poruszenie. Widzę mężczyznę w oddali, ale kiedy głośno się witam, znika za stodołą. Przechodzę na jego posesję. Widzę, że rozmawia przez telefon. Jest dość daleko, słyszę tylko strzępki słów.
- Tak, chodzi tu. Właśnie idzie w moją stronę - rzuca mężczyzna i odkłada telefon.
Rozmawiamy chwilę, pytam, czyje są numery telefonów na drzwiach domu. - Ja to nic nie wiem, nie gadałem z sąsiadem dawno. Ale numery to do niego albo do jego żony - mówi mężczyzna.
Pytam, jak Marcin Romanowski mógł poznać właścicieli domu. - A skąd mam wiedzieć. Ja Krzyśka rzadko widuję, bo on tu rzadko jest. Przyjedzie, porobi, posprząta i jedzie. Jeszcze jak pszczoły miał, to przyjeżdżał częściej. A teraz nie ma pszczół, to w ogóle go nie ma - dodaje.
Dzwonię pod podane na drzwiach numery. Jeden z nich odbiera kobieta. Pytam, kiedy ostatnio mógł tam być poseł Marcin Romanowski. - Nie wiemy kiedy, bo my wynajmujemy ten budynek. Mieliśmy pusty dom do wynajęcia, daliśmy ogłoszenie i po prostu wynajęliśmy - powiedziała.
Drugi numer należy do pana Krzysztofa. On nie jest zbyt rozmowny. - Nie mam nic do powiedzenia - rzuca mężczyzna i się rozłącza.
Jak się okazuje, pan Krzysztof jest radnym gminy Goraj. W ostatnich wyborach samorządowych startował z komitetu burmistrza tej gminy. Wspomniany dom o pow. 110 mkw. wycenił w swoim oświadczeniu majątkowym zaledwie na 100 tys. złotych.
O posła Marcina Romanowskiego pytam jeszcze na plebanii parafii, przy której mieści się zabytkowy kościół. Spotykam dwóch księży: jednego młodego, który zasłania się tym, że jest tu dopiero od 1,5 miesiąca i nie zna wszystkich parafian. Drugi, starszy, nie bardzo chce rozmawiać.
- A co ksiądz sądzi o zarzutach dla pana Romanowskiego? - pytam.
- Nic - odpowiada proboszcz i odchodzi.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl