Romanowski tylko tutaj bywał. Sąsiedzi mówią, kiedy go widzieli
W liście gończym za posłem Marcinem Romanowskim policja wskazuje dwa jego ostatnie miejsca zamieszkania. Jedno to Gilów w powiecie biłgorajskim. Okoliczni mieszkańcy przyznają, że polityk był tu widywany, chociaż nie za często. Wirtualna Polska odnalazła dom, przed którym czasami parkował samochód byłego wiceministra sprawiedliwości.
Poseł Marcin Romanowski decyzją sądu ma trafić do aresztu, tymczasem przepadł jak kamień w wodę. W czwartek prokurator wystawił list gończy za byłym wiceministrem sprawiedliwości.
"Poszukiwany: Marcin Romanowski, syn Romualda, lat 48, zam. Warszawa i Gilów" - tyle przeczytamy w liście gończym, który publikuje na swojej stronie Komenda Stołeczna Policji.
Wspomniany wcześniej Gilów to mała wieś w gminie Goraj, w powiecie biłgorajskim. Malowniczo położona, na wzgórzach: z jednej strony lasy, z drugiej pola. Kilkadziesiąt domów, piękny blisko stuletni, drewniany kościółek. Na płocie naprzeciwko kościoła wymalowany napis "Andrzejki 2004" z datą przerobioną na 2014. Sklepu we wsi już nie ma, chociaż budynek po nim pozostał. Nad drzwiami widać jeszcze wymalowaną datę założenia: 1964.
Policja nie podaje dokładnego adresu, pod którym w Gilowie przebywać miał ostatnio poseł Prawa i Sprawiedliwości. Pytam więc o to mieszkańców. W obejściu jednego z gospodarstw spotykam młodego mężczyznę.
- Ja nie pokażę panu, bo nie chcę sobie wrogów we wsi robić. Jak ktoś chce mieć wrogów, to niech panu pokazuje - odmawia.
Bardziej rozmowny jest, kiedy pytam o jego zdanie na temat Marcina Romanowskiego i oskarżeń wobec niego wysuwanych. Poseł PiS jest podejrzany m.in. o ustawianie konkursów na wielomilionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości.
- Niech bardziej ci rządzący popatrzą na siebie. On nam tutaj pomagał. Strażacy z całej gminy dostawali pieniądze - chwali.
Sąsiad mówi bez ogródek, tak jakby nie zdawał sobie sprawy, że trwa śledztwo dotyczące nieprawidłowości związanych z wykorzystywaniem funduszu sprawiedliwości do celów politycznych, a były minister nie był ścigany właśnie m.in. za przekazywanie czeków w remizach podczas kampanii wyborczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Romanowski ma trafić do aresztu. "W tej chwili próbuje uniknąć kary"
Kiedy rozmawiamy, podjeżdża mężczyzna samochodem dostawczym. Jest bardziej rozmowny.
- Był tu ze trzy, cztery tygodnie temu. A przynajmniej widziałem jego samochód. Teraz ostatnio to nie - przekonuje.
Sąsiedzi z kolejnych domów także nie widywali Romanowskiego zbyt często. Jeden z nich śmieje się nawet, że częściej w telewizji, niż na żywo.
- Widziałam go kiedyś raz w kościele i tyle. Nawet go nie znam osobiście - mówi pani Krystyna.
- Fajny facet. Się przyczepiły tak do niego, że naprawdę nie wiem. Panie, za tę Platformę się niech wezmą. A może pan też z Platformy? - podejrzliwie pyta towarzyszący jej Jan.
Jeden z bardziej otwartych sąsiadów śmiało wskazuje lokalizację domu. - Na dole, taki piętrowy, z czerwonym dachem - mówi. Dodaje, że dom nie należy do rodziny Marcina Romanowskiego, tylko do jego znajomych. Podaje mi nazwisko właściciela.
We wskazanym budynku nikt nie odpowiada na pukanie, w środku panuje głucha cisza. Sąsiadka mieszkająca tuż obok twierdzi, że nic nie słyszała o osobie, o którą pytam. A nawet przekonuje, że nie wie, kto to jest.
Dom jest zamknięty, a na drzwiach wisi kartka: "W razie potrzeby proszę o kontakt pod numerem telefonu". Podane są nawet dwa.
Kiedy stoję na podwórzu domu, po sąsiedzku poruszenie. Widzę mężczyznę w oddali, ale kiedy głośno się witam, znika za stodołą. Przechodzę na jego posesję. Widzę, że rozmawia przez telefon. Jest dość daleko, słyszę tylko strzępki słów.
- Tak, chodzi tu. Właśnie idzie w moją stronę - rzuca mężczyzna i odkłada telefon.
Rozmawiamy chwilę, pytam, czyje są numery telefonów na drzwiach domu. - Ja to nic nie wiem, nie gadałem z sąsiadem dawno. Ale numery to do niego albo do jego żony - mówi mężczyzna.
Pytam, jak Marcin Romanowski mógł poznać właścicieli domu. - A skąd mam wiedzieć. Ja Krzyśka rzadko widuję, bo on tu rzadko jest. Przyjedzie, porobi, posprząta i jedzie. Jeszcze jak pszczoły miał, to przyjeżdżał częściej. A teraz nie ma pszczół, to w ogóle go nie ma - dodaje.
Dzwonię pod podane na drzwiach numery. Jeden z nich odbiera kobieta. Pytam, kiedy ostatnio mógł tam być poseł Marcin Romanowski. - Nie wiemy kiedy, bo my wynajmujemy ten budynek. Mieliśmy pusty dom do wynajęcia, daliśmy ogłoszenie i po prostu wynajęliśmy - powiedziała.
Drugi numer należy do pana Krzysztofa. On nie jest zbyt rozmowny. - Nie mam nic do powiedzenia - rzuca mężczyzna i się rozłącza.
Jak się okazuje, pan Krzysztof w poprzedniej kadencji był radnym gminy Goraj. W ostatnich wyborach samorządowych startował z komitetu burmistrza tej gminy, ale tym razem mandatu nie zdobył. Wspomniany dom o pow. 110 mkw. wycenił w swoim tegorocznym oświadczeniu majątkowym zaledwie na 100 tys. złotych.
O posła Marcina Romanowskiego pytam jeszcze na plebanii parafii, przy której mieści się zabytkowy kościół. Spotykam dwóch księży: jednego młodego, który zasłania się tym, że jest tu dopiero od 1,5 miesiąca i nie zna wszystkich parafian. Drugi, starszy, nie bardzo chce rozmawiać.
- A co ksiądz sądzi o zarzutach dla pana Romanowskiego? - pytam.
- Nic - odpowiada proboszcz i odchodzi.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl