Roman Orlik – polski as pancerny II wojny światowej
Roman Orlik był pierwszym asem pancernym II wojny światowej. W przeciągu kilku dni zniszczył 13 niemieckich czołgów, stając się najbardziej skutecznym polskim dowódcą wozu bojowego. Jednak mało kto zna jego nazwisko, a niemal wszyscy zachwycają się przygodami czterech pancernych i ich psa – pisze dr Tymoteusz Pawłowski w artykule dla Wirtualnej Polski.
W czasach PRL nikt nie mógł mieć żadnych podejrzeń, że wojnę z Niemcami w 1939 r. przegraliśmy z powodu sowieckiego najazdu z 17 września. Z tego powodu komuniści, przez wiele lat rządzący w Polsce, za wszelką cenę starali się przedstawić II Rzeczpospolitą jako zacofane państwo, a Wojsko Polskie walczące w 1939 r. - jako przestarzałą armię.
Czołg mniejszy niż mały Fiat
Tymczasem przedwojenne Wojsko Polskie było jedną z najnowocześniejszych armii świata. Miało bardzo nowoczesne wyposażenie i uzbrojenie, w tym sprawny system obrony przeciwlotniczej, najskuteczniejszą obronę przeciwpancerną w Europie i potężne siły pancerne, liczące blisko 1000 wozów bojowych. Ponad połowę z nich stanowiły czołgi rozpoznawcze, przez propagandę nazywane lekceważąco ''tankietkami''.
Czołgi rozpoznawcze powstały w Wielkiej Brytanii. Miały być niewielkimi ruchomymi stanowiskami ciężkich karabinów maszynowych. W latach 30. XX wieku stały się bardzo popularne na całym świecie, wiele państw zakupiło licencje na ich produkcję bądź fabrykowało je samodzielnie. Wśród nich była także Polska. W Rzeczpospolitej zorientowano się jednak, że najważniejsza zaleta tych pojazdów - niewielkie, utrudniające wykrycie, rozmiary - jest jednocześnie ich największą wadą. Bardzo krótki pojazd nie mógł bowiem przejeżdżać nad rowami i okopami, nie nadawał się więc do pokonywania umocnień nieprzyjaciela. Dlatego w Wojsku Polskim wozy te nazwano czołgami rozpoznawczymi i skierowano je do takich właśnie zadań.
Do służby przyjęto je w 1931 r., oficjalnie nazywając ''lekkim czołgiem rozpoznawczym wzór 1931'', chociaż dużo popularniejszą nazwą był kryptonim ''TK''. Ponad 550 egzemplarzy wyprodukowano w Ursusie, ówcześnie pod Warszawą, w kilku wersjach. Najpopularniejszym modelem był podstawowy TK-3 oraz ulepszony TKS. Czołgi ważyły niespełna 3 tony, były bardzo małe - mniejsze niż mały Fiat 126p - a dwóch załogantów, przedzielonych 46-konnym silnikiem, siedziało obok siebie. Uzbrojeniem był ciężki karabin maszynowy, często uzupełniany ręcznym karabinem maszynowym, który był przeznaczony do obrony przeciwlotniczej. W 1939 r. postanowiono przezbroić 250 ''tekaesów'' w broń przeciwpancerną. Przed wybuchem wojny udało się dokonać tego jedynie w 23-24 wozach. Każdy z nich dostał 20 mm działko - ówcześnie zwane ''najcięższym karabinem maszynowym wz. 38'' - zdolnym do przebicia pancerza każdego czołgu niemieckiego i sowieckiego.
Tankietka TKS z działkiem 20 mm fot. Wikimedia Commons
Chrzest bojowy
Roman Orlik - urzędowo Edmund Roman Orlik - był typowym przedstawicielem młodzieży wychowanej w czasach II Rzeczypospolitej. Urodził się w ostatnim roku pierwszej wojny światowej w wielkopolskim Rogoźnie. Tuż po maturze zgłosił się na ochotnika do wojska, odbył przeszkolenie w Centrum Przeszkolenia Broni Pancernych w Modlinie, a następnie rozpoczął studia architektoniczne na Politechnice Warszawskiej. Zmobilizowano go latem 1939 r. i - jako plutonowy podchorąży rezerwy - został dowódcą czołgu TKS w 71. dywizjonie pancernym Wielkopolskiej Brygady Kawalerii. Dywizjon dysponował kilkoma samochodami pancernymi i 13 czołgami rozpoznawczymi, w tym 4 uzbrojonymi w działka 20 mm.
Roman Orlik wraz ze swoim czołgiem walczył w szeregach Armii ''Poznań''. Wziął między innymi udział w bitwie nad Bzurą. 14 września - podczas debiutu bojowego pod Brochowem - zniszczył swoje pierwsze trzy niemieckie czołgi. 17 września Armia ''Poznań'' przerwała walki nad Bzurą i rozpoczęła odwrót w kierunku Warszawy. Właśnie wtedy niesamowitą skutecznością popisał się podchorąży Roman Orlik, wraz ze swoim kierowcą - kapralem Bronisławem Zakrzewskim. Walki toczyły się wówczas w Puszczy Kampinoskiej, terenie niezbyt nadającym się do użycia czołgów, ale za to doskonałym do przeprowadzania zasadzek.
Wrak czołgu księcia raciborskiego Viktora Albrechta Johannesa Josefa Michaela Marii von Hohenlohe-Schillingsfürst, który zniszczył Roman Orlik, wrzesień 1939 r. fot. Wikimedia Commons
Wieczorem 18 września Niemcy podjęli próbę zamknięcia drogi do Warszawy, która jednak została udaremniona przez polskich żołnierzy. Generał Roman Abraham - dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii - pozostawił opis tej walki: ''Na skrzyżowaniu dróg leśnych, około 2 km na północ od miejscowości Pociecha, straż przednia natknęła się na niemiecki zmotoryzowany pododdział rozpoznawczy w sile kilku czołgów, motocykli i samochodów. Zdecydowanie dowodzone pododdziały 15. pułku ułanów szybko łamią opór nieprzyjaciela. Na szczególną pochwałę zasługuje odwaga i zimna krew starszego ułana Adama Furmana, który z najbliższej odległości celnym strzałem zapalił i zniszczył nadjeżdżający wprost na niego czołg. Dalsze dwa czołgi zniszczył pluton TKS i nasze niezawodne rusznice przeciwpancerne'' [pisownia oryginalna – red.].
As pancerny
Ułani, którzy - wbrew czarnej legendzie rozpowszechnianej przez nazistów i komunistów - byli nowoczesnym wojskiem – i to bogato wyposażonym w uzbrojenie przeciwpancerne - powstrzymali natarcie Niemców. Wówczas na ich skrzydło wyjechały czołgi Romana Orlika – w tym jego własny TKS z działkiem 20 mm, osłaniany przez dwa TK-3 z karabinami maszynowymi. Polacy zaskoczyli niemieckich czołgistów, otworzyli ogień z boku i po kolei wyeliminowali czołgi wroga. Na konto podchorążego Orlika zaliczono trzy czołgi, w tym wóz niemieckiego dowódcy plutonu. Był nim nie byle kto, bo sam książę raciborski Viktor Albrecht Johannes Josef Michael Maria von Hohenlohe-Schillingsfürst. Poległ w spalonym czołgu.
19 września walki przeniosły się kilka kilometrów w stronę Warszawy i toczyły się o wieś Sieraków. Niemiecka piechota zaatakowała wraz ze wsparciem kilkudziesięciu czołgów z 11. pułku pancernego. Polscy ułani i strzelcy konni bronili się wykorzystując artylerię, działka przeciwpancerne i karabiny przeciwpancerne. Atak powstrzymano. W walce brał również udział czołg podchorążego Orlika. Wyjeżdżał na przedpole, oddawał serię strzałów do niemieckich czołgów, a następnie wycofywał się na bezpieczne stanowisko. Walczył umiejętnie, wykorzystując warunki terenowe. 7 spośród blisko 20 zniszczonych w tym boju czołgów niemieckich padło łupem Romana Orlika.
Wielkopolskiej Brygadzie Kawalerii udało się przebić do Warszawy. Wraz z nią do stolicy trafił także 71. dywizjon pancerny. Po ciężkich walkach i przemarszach pozostały w nim jedynie dwa wozy TKS z działkami. Jednym z nich był wóz dowodzony przez podchorążego Orlika. ''Tekaesy'' wzięły później udział w obronie stolicy, nie odnosząc już żadnych efektownych sukcesów. W czasie kapitulacji miasta zostały zdewastowane przez własne załogi tak, żeby nie mogli z nich skorzystać Niemcy. Podchorąży Orlik zdołał uniknąć niewoli...
Spory o Orlika
Roman Orlik w czasie wojny ukrywał się przed Niemcami, a po niej - przed Rosjanami. W pierwszych latach istnienia PRL wspominanie o zaszczytnej służbie w ''sanacyjnym'' Wojsku Polskim mogło zaprowadzić do więzienia, a i w późniejszych latach nie było dobrze widziane przez władze. Komuniści na wszelkie możliwe sposoby starali się zdyskredytować II Rzeczpospolitą, Wojsko Polskie i zasługi żołnierzy. Roman Orlik prowadził więc ciche i spokojne życie - założył rodzinę, pracował jako architekt. Dopiero pod koniec życia - zmarł w 1982 r. - złożył relację o walkach, w których brał udział.
Tankietka TKS z ciężkim karabinem maszynowym fot. Wikimedia Commons
Niemal natychmiast rozpoczęło się podważanie dokonań Romana Orlika. Wskazywano, że niemieckie czołgi nie zostały zniszczone, bowiem wiele z nich zdołano odremontować (Niemcy słyną z pomniejszania własnych strat metodą ''kreatywnej księgowości''.) Pojawiły się również opinie, że do czołgów zniszczonych przez Romana Orlika strzelał nie tylko on. Do najbardziej ''medialnego'' sukcesu - zniszczenia czołgu księcia raciborskiego pod Pociechą - przyznają się zarówno ułani (wspomniany już kapral Adam Furman), jak i dowódca innego czołgu z 71. dywizjonu pancernego: kapral Tritt. Wcześniejsze zniszczenie trzech czołgów pod Brochowem przypisuje sobie również imiennik Orlika, podchorąży Nawrocki. Sprawy nie ułatwia to, że od wydarzeń 1939 r. do zebrania o nich relacji minęło kilkadziesiąt lat.
Władze Rzeczypospolitej uznały jednak, że laury należą się Romanowi Orlikowi. W 1979 r., decyzją prezydenta RP na wychodźstwie Juliusza Sokolnickiego, został awansowany na stopień podporucznika. Odznaczono go również orderem Virtuti Militari. Jest największym polskim asem broni pancernej, a 13 zniszczonych we wrześniu 1939 roku czołgów niemieckich sprawia, że jest również pierwszym asem pancernym II wojny światowej.