Roman Giertych. Dymisje w prokuraturze we Wrocławiu. Zwlekali z zarzutami
Sprawa Romana Giertycha może kosztować stanowiska kilkoro szefów z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu. Mają zostać ukarani za rzekomą opieszałość swoich śledczych. - Cały czas domagano się od nich kończenia postępowania i stawiania zarzutów. Dzwoniły telefony "co tym Giertychem? Zarzutów nie umiecie sformułować?" - twierdzi osoba znająca kulisy sprawy.
- I wcześniejsze odwołanie Rogowskiego, i następujące teraz odwołania jego zastępców i szefów wydziałów, to kary za niezbyt efektywną pracę nad tzw. sprawą Giertycha - dowiedziała się "Wyborcza" we wrocławskiej prokuraturze.
Kierujący Prokuraturą Regionalną we Wrocławiu Artur Rogowski został odwołany na początku miesiąca. Jeszcze we wtorek stanowiska mają stracić: dwaj dotychczasowi zastępcy szefa prokuratury prok. Ireneusz Czopek i prok. Jerzy Duplaga oraz szefowie wydziałów: I - ds. przestępczości gospodarczej prok. Krzysztof Grzeszczak, II - ds. przestępczości finansowo-skarbowej prok. Waldemar Kawalec i IV - wydziału organizacyjnego prok. Justyna Trawicka-Brzezińska.
W zeszły piątek doszło do zatrzymania Romana Giertycha. Nakaz w tej sprawie wydała Prokuratura Regionalna w Poznaniu. Wcześniej śledztwem zajmowała się Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, a konkretnie prok. Piotr Kaleciński i prok. Wojciech Dudek.
Od tej pory wyjątkowo często musieli jeździć do Prokuratury Krajowej, by składać raporty z postępów śledztwa. W spotkaniach miał uczestniczyć również Zbigniew Ziobro.
- Chłopaki były pod bardzo silną presją "krajówki". Cały czas domagano się od nich kończenia postępowania i stawiania zarzutów. Dzwoniły telefony "co tym Giertychem? Zarzutów nie umiecie sformułować?" - stwierdził jeden z informatorów "Wyborczej".
Ostatecznie śledztwo im odebrano i przeniesiono do Poznania.