PolskaRocznicowy zgryz

Rocznicowy zgryz

Prawda jest taka, że polski teatr, jak zresztą każdy inny, niekoniecznie żyje rytmem jubileuszy, rocznic albo parlamentarnych uchwał. Chyba nie tylko w moim uchu słowa „spektakl” i „stulecie” gryzą się ze sobą jak dwa wściekłe kundle.

24.12.2007 | aktual.: 24.12.2007 12:48

Zainteresowania klasyką po prostu nie da się na dłuższą metę zadekretować. Za mojej pamięci przerabialiśmy to już z Witkacym, Mickiewiczem i Gombrowiczem. Sztucznie wzniecone fale teatralnej rocznicowej recepcji opadały bez fanfar i okazywało się, że naprawdę ważne, przełomowe przedstawienie przychodziło trochę przed ogłoszoną fetą lub grubo po niej. Wniosek – nic na siłę. Dobry utwór, tak czy siak, sam znajdzie drogę do artysty.

Nie ma sensu desperacko troszczyć się o poszerzenie kanonu, żeby z Wyspiańskiego grać jeszcze coś poza „Weselem”, „Wyzwoleniem”, „Klątwą” i „Sędziami”. Pamiętacie, jak było z Krystianem Lupą i „Powrotem Odysa”? O dwukrotnej obecności sztuki w twórczości reżysera zadecydowała intuicja odnalezienia w rzadko wystawianym utworze tego czegoś, w czym rozpoznaje się współczesność: stanu świadomości bohatera, atmosfery, paradoksu egzystencjalnego.

Oczywiście „Bolesław Śmiały”, „Akropolis”, „Legion”, „Legenda”, „Protesilaos i Laodamia” dopiero czekają na swoich teatralnych odkrywców, ale śmiem twierdzić, że kiedyś się doczekają. Mogą zestarzeć- się język Wyspiańskiego, diagnoza narodowa i społeczna, myślenie o obecności mitu, zwietrzeje psychologia postaci, ba – nawet projekt teatru wpisany w dramat. Jednak to nie znaczy, że ta twórczość będzie kompletnie martwa. Zmieni się po prostu strategia twórców szukających w Wyspiańskim atrakcyjnej scenicznie sytuacji – snu, cmentarzyska, muzeum, zabawy, sądu, rytuału śmierci. Wystarczy tylko pod tamten tekst podłożyć nową estetykę, inaczej rozłożyć akcenty powagi i groteski, poezji i codziennego błota – jak zrobiła to choćby Anna Augustynowicz w szczecińskim „Weselu”. Można też zawsze Wyspiańskiego kleić ze strzępów, szukać współczesnego ekwiwalentu jego gniewu, pasji, przerażenia. Jak Cieplak w „Albośmy to jacy, tacy” być wiernym intencji oraz najgłębszej strukturze dramatu, a nie poszczególnym frazom i
scenom.

Wyspiański (i każdy klasyk) nie potrzebuje sejmowych uchwał, prezydenckich protektoratów, ministerialnej zachęty, tylko reżysera partnera. Kogoś, kto odnajdzie w jego tekstach swój osobisty ton, swoją wrażliwość, odpowie formą na formę. Nawet strzęp z Wyspiańskiego będzie jednak strzępem Wyspiańskiego. Panie ministrze, panowie dyrektorzy scen polskich, drodzy widzowie – bez paniki! Starzeje się tylko zła poezja, umiera wyłącznie teatr chwilowy. Skoro sto lat po śmierci Wyspiańskiego jego „Chińcyki trzymają się mocno”, to ani chybi drugą stówę mają jak w banku.

Łukasz Drewniak

Zobacz także
Komentarze (0)