Robota w komisjach dla swoich?
Nawet kilkaset złotych zarobią członkowie komisji obsługujący czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Czy jako tzw. szary człowiek z ulicy mógłbym zasiąść w którejś z nich? Chciały mnie tylko Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Nawet nie musiałem należeć do żadnej z nich - pisze dziennikarz "Gazety Pomorskiej".
Członkowie komitetów wyborczych, którzy zasiądą w czerwcu w komisjach już zacierają ręce. Za dzień pracy skasują 140 złotych diety. Ale nie skończy się na jednym dniu pracy. Będą mieli zapłacone za co najmniej trzy - cztery dni. Najpierw przejdą obowiązkowe szkolenie, później policzą za dyżury, a na końcu - za obsługę wyborów - podaje dziennik.
W województwie kujawsko-pomorskim powstanie około 1366 komisji, których skład liczyć będzie od siedmiu do maksimum 11 osób. A komitetów wyborczych mamy już 29 i każdy będzie zgłaszać swoich. Jeśli liczba chętnych do komisji przekroczy dziesięciu, to prezydent, burmistrz lub wójt zarządzą losowanie, w wyniku którego zostanie ustalony skład komisji - informuje gazeta.
Czy i ja mógłbym dorobić sobie przy okazji wyborów? Anonimowo próbowałem przekonać członków różnych partii do swojej kandydatury. W toruńskim biurze posła Jerzego Wenderlicha z SLD i kandydata do europarlamentu uprzejmy głos informuje mnie przez telefon, że nie jestem pierwszy, który o to pyta. Dziś jednak niczego się jeszcze nie dowiem, w tej sprawie mam zadzwonić dopiero po długim weekendzie. Trochę to dziwne, bo np. w bydgoskiej Radzie Miejskiej SLD usłyszałem, że lista jest już zamknięta, a chętnych było bardzo wielu: "Preferowaliśmy członków, ale są też ludzie z zewnątrz partii" - pisze "Gazeta Pomorska".
Pech, poszukam szczęścia w Platformie Obywatelskiej. "Serdecznie zapraszam! Zainteresowanie jest duże, ale jeszcze mamy miejsca" - słyszę w biurze posłanki Teresy Piotrowskiej. Nie muszę należeć do PO. Zapraszają mnie również do Polskiego Stronnictwa Ludowego. "Zameldowany w Bydgoszczy?" Potwierdzam. "To szybciutko do nas, bo jesteśmy chyba jedynym komitetem, który jeszcze przyjmuje. Tak, ludzie z ulicy przychodzą, także bezrobotni" - podaje gazeta.
A może należałoby zrezygnować z upartyjniania komisji wyborczych? W takiej Danii obywatele zasiadają w komisjach bezpłatnie i nie reprezentują żadnych partii politycznych. Zastrzegający anonimowość urzędnicy tłumaczą, iż w naszym systemie "każdy każdego będzie pilnował". Nikt nie wprowadził przepisów zabraniających np. członkom rodziny kandydata zasiadania w komisjach ani wykluczenia osób karanych. Chyba że pozbawione są praw publicznych. W końcu to Sejm tworzy prawo. Także wyborcze... - pisze dziennik. (PAP)