ŚwiatRobert Cheda dla WP.PL: polscy dyplomaci są stałym obiektem zainteresowania rosyjskich służb

Robert Cheda dla WP.PL: polscy dyplomaci są stałym obiektem zainteresowania rosyjskich służb

Skonfliktowanie Polski i Ukrainy oraz ukazanie w Europie władz naszego wschodniego sąsiada jako niezdolnych do wykonywania podstawowych funkcji - ocenia cele rosyjskich służb na Ukrainie, po doniesieniach o planowanym ataku "uśpionego agenta" Moskwy na polską ambasadę w Kijowie, Robert Cheda, były oficer operacyjny i analityk Agencji Wywiadu.

Robert Cheda dla WP.PL: polscy dyplomaci są stałym obiektem zainteresowania rosyjskich służb
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Daniel Naupold
Małgorzata Gorol

25.06.2014 19:17

Jak podała Informacyjna Agencja Radiowa, powołując się na Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy, w Kijowie zatrzymano profesora jednej z wyższych uczelni, który miał zostać zwerbowany przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa Rosji i był tzw. "śpiochem". 59-letni mężczyzna dostał rzekomo za zadanie zaatakowanie za pomocą rakiet świetlnych i fajerwerków polskiej placówki dyplomatycznej w ukraińskiej stolicy. Wina za zamach miała spaść na nacjonalistycznych ruch Prawy Sektor.

Polska na celowniku

Rosyjskie służby na Ukrainie z pewnością bardzo uważnie monitorują polskie działania dyplomatyczne, ekonomiczne i polityczne, dlatego że Warszawa jest jednym z najaktywniejszych orędowników europejskiej integracji Kijowa. Stoi to w sprzeczności z rosyjskimi planami geopolitycznymi budowy Wspólnoty Euroazjatyckiej i niedopuszczenia, by Ukraina wyszła z orbity wpływów Rosji - komentuje Cheda pytany o to, dlaczego Polska stał się celem rosyjskich służb.

Ekspert dodaje, że polscy dyplomaci na Ukrainie są stałym obiektem zainteresowania Moskwy. - I w miarę możliwości - a te Rosja ma duże - otaczani przez rosyjską agenturę, której zadaniem jest infiltrowanie i informowanie o planach placówki, a za tym pośrednictwem - planach Polski na Ukrainie - wyjaśnia.

Specjalista ds. Rosji nie wyklucza, że mogą istnieć podobne plany ataków na polskie placówki czy biznes na Ukrainie. Zdaniem byłego analityka wywiadu celem Moskwy jest doprowadzenie do otwartego incydentu między Polską a Ukrainą, by w ten sposób wpłynąć na nastawienie polskiego społeczeństwa, które poparło Euromajdan, a także mediów i polityków. Robert Cheda ocenia, że może dojść do prowokacji. - Rosjanie mają nieograniczone możliwości na terenie Ukrainy, jeśli chodzi o tego rodzaju wydarzenia. Mają rozbudowaną agenturę, mogę przerzucać swoich prowokatorów. Ukraina to swoista szara strefa, jeśli chodzi o działania służb wywiadowczych, szczególnie rosyjskich, bo państwo to nie jest w tej chwili w stanie zapewnić bezpieczeństwa kontrwywiadowczego - dodaje.

Czy także na terenie polski mogą znajdować się "uśpieni agencji" Rosji? Zdaniem byłego oficera wywiadu, możliwości działania rosyjskich służb specjalnych w naszym kraju są duże. Ekspert wskazuje, że rosyjski biznes jest w dużym stopniu opanowany przez byłych i obecnych funkcjonariuszy służb. Różne opcje agentom Moskwy daje także porozumienie o małych ruchu granicznym z obwodem kaliningradzkim czy programy wsparcia dla osób, które chcą żyć na terenie UE, a pochodzą z Rosji lub innych krajów WNP. Cheda zaznacza, że Rosjanie chętnie podejmują tzw. operacje pod obcą flagą, wykorzystując agentów, którzy mają obywatelstwa państw zachodnich. Rosyjskie motywy

Ekspert przypomina w rozmowie z Wirtualną Polską o burzliwych protestach przed rosyjską ambasadą w Kijowie, do jakich doszło w ubiegłym tygodniu. Placówka została obrzucona jajkami, a grupa demonstrantów wdarła się na jej teren, co wywołało zaniepokojenie także Europy Zachodniej.

Doszło również do ataków na rosyjskie banki, które zostały obrzucone kamieniami i farbami. – A to, w połączeniu z informacją o planowanym ataku u na polską placówkę, wskazuje, że Rosja próbuje doprowadzić do podważenia zaufania do nowych władz ukraińskich w oczach europejskiej opinii publicznej, instytucji unijnych i OBWE. Takie incydenty świadczyłyby, że kraj jest zdestabilizowany, władza nie panuje nad swoimi obywatelami i nie jest w stanie wykonywać podstawowych funkcji - mówi ekspert.

Jak więc należy rozumieć ostatnie deklaracje płynące z Kremla? Prezydent Władimir Putin zwrócił się we wtorek do Rady Federacji o uchylenie zgody na użycie rosyjskich wojska na Ukrainie. Rosyjski przywódca zaapelował również o przedłużenie zawieszenia broni między separatystami a siłami Kijowa.

Cheda ocenia, że na te decyzje wpłynęło kilka czynników, m.in. naciski ze strony zachodnich przywódców, kanclerz Niemiec czy prezydentów Francji i USA. Rosja, wstrzymując wsparcie dla separatystów, chce również osiągnąć cele na arenie międzynarodowej przed zbliżającym się szczytem energetycznym UE. Ekspert zwraca w tym kontekście uwagę na kłopoty projektu gazociągu South Stream, na którym zależy Moskwie.

Kolejnym motywem działań Kremla są oskarżenia separatystów o zdradę i brak pomocy, przy jednoczesnej silnej opcji siłowej w otoczeniu Putina, optującej za jak najszerszą interwencją militarną na Ukrainie. - Putin chciał zrównoważyć nacisk tego lobby, ale też pokazać separatystom ich właściwe miejsce, tzn., że to oni są elementem polityki Rosji, a nie wpływają na nią - ocenia ekspert.

Zdaniem byłego analityka wywiadu dobra wola Rosji jest jednak tylko "gestem, który w istocie nie zmienia obrazu sytuacji" na Ukrainie. Mimo bowiem wycofania zgody na wysłanie wojsk do sąsiedniego państwa, prezydent ma nadal prawo do prowadzenia za granicą operacji specjalnych. - Sądząc po doniesieniach ukraińskich i rosyjskich, do czasu decyzji Putina Rosja wprowadziła na teren Ukrainy tak ogromną ilość najemników, dywersantów, a przede wszystkim ciężkiego uzbrojenia, ze może sobie pozwolić na taki gest - komentuje Cheda.

Rozmawiała Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ukrainarosjapolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)