Riksze z Łodzi jadą w świat!
Jeszcze 10 lat temu na hasło riksza wielu łodzian reagowało wzruszeniem ramion. Było wiadomo tylko, że chodzi o jakiś egzotyczny środek transportu, który ciągnie wychudzony mieszkaniec Bangladeszu albo Tajlandii. Dziś nawet dziecko wie, że najlepsze riksze w Polsce produkowane są w Łodzi, a przejechać można się nimi nie tylko po ul. Piotrkowskiej. Pojazdy z naszego miasta wożą też poddanych Elżbiety II w Londynie, turystów na hiszpańskim Costa Brava, biznesmenów w Niemczech i wczasowiczów nad Bałtykiem.
Wytrzymała, ale lekka
Lato to szczyt rikszowego sezonu, więc zamówienia sypią się jak z rękawa. Dla przykładu - zakład przy ul. Kilińskiego w ciągu jednego miesiąca zrobił 14 pojazdów, choć wiosną robotnicy składali co najwyżej jeden tygodniowo.
Ale nie zawsze łódzka riksza była na fali. Pierwsze modele cieszyły się złą sławą. W większości były to tzw. samoróbki, które w niczym nie przypominały maszyn, które teraz są budowane w Łodzi. - Robiono je ze starych siedzeń z "malucha" i używanych rowerów. Przykrywały je daszki z folii ogrodowej- wspomina pan Janek, spawacz z zakładu w śródmieściu. - Po kilku tygodniach konstrukcja się wyginała pod ciężarem przewożonych osób, a koła ósemkowały. Kilka razy samoróbki złamały się w trakcie jazdy, a kiedyś jedna złożyła się jak domek z kart, gdy zderzyła się z autem.
Dlatego nie wszyscy mieli zaufanie do trójkołowców. Z czasem klienci zaczęli wymagać od nich nie tylko sprawności technicznej, ale również estetycznego wyglądu. Łódzkie firmy zaczęły tworzyć pojazdy z elementami z drewna, aluminium, z obłymi plastikowymi gondolami, a nawet z tych samych materiałów, co kadłuby jachtów. Konstrukcje miały coraz wygodniejsze, profilowane siedzenia, a nie kanapy obciągnięte skajem i przykryte wystrzępionym kocykiem.
- Nowoczesne riksze mają wzmacniane konstrukcje, hydrauliczne systemy hamulcowe, osprzętowienie renomowanej firmy Shimano, podesty, półokrągłe daszki z nieprzemakalnych tkanin i wiele innych udogodnień- wylicza Aleksandra Tomczak, właścicielka firmy produkującej riksze. - Najważniejsze, żeby były jednocześnie lekkie i wytrzymałe.
- Dlatego ramę, czyli cały szkielet utrzymujący rikszę, robimy ze stali - mówi Bartłomiej Hillebrand, projektant riksz. - Stal jest cięższa niż aluminium, ale bardziej elastyczna. Natomiast aluminium, nie dość, że pęka w ciągu kilku sekund, to na dodatek cicho i na całej długości konstrukcji, co w trakcie jazdy jest niebezpieczne.
Za jakością idzie wyższa cena. Dlatego tandetne, maszynowo i masowo produkowane riksze "made in China" kosztują w Polsce tylko 100 euro, a cena łódzkiej rikszy zaczyna się od 1000 złotych.
Jak powstaje riksza
Łódzkie firmy rocznie wypuszczają w świat co najmniej 200 riksz. Biorąc pod uwagę, że każda z nich robiona jest ręcznie, to sporo. Ich producenci długo pracowali na dobrą opinię, dlatego tajniki techniczne zachowują dla siebie. Ale specjalnie dla czytelników "Expressu" uchylają nieco rąbka tajemnicy.
- Najpierw mam w głowie pomysł, potem projekt, który odrysowuję ze wszystkimi detalami w kilku rzutach w skali 1:1 - tłumaczy pan Bartłomiej. - Następnie robię matematyczne wyliczenia pod kątem wytrzymałości, lekkości, ładowności. No i zaczyna się droga przez mękę, czyli zamawianie stali, aluminium, osprzętu Shimano i innych detali. Ta część produkcji zajmuje najwięcej czasu. I wreszcie przycinanie, spawanie, szlifowanie i malowanie poszczególnych elementów. Wszystko precyzyjnie i "z sercem". Potem jest czas na składanie i regulację. Na koniec seria testów.
Zrobienie rikszy zajmuje tydzień. Dlatego klienci muszą uzbroić się w cierpliwość i zamówienia składać wczesną wiosną, żeby latem mieć na czym jeździć.
Żółte dla Hiszpanów
W myśl zasady: klient nasz pan, producenci riksz spełniają każde zachcianki swoich odbiorców. No, prawie każde.
- Zrobiliśmy już rikszę ze sfinksem i mumiami, aby reklamowała salon urody, kolorową rikszę dla kobiety clowna, która zabawia dzieci, i pojazd specjalny do transportu inwalidów - wspomina pani Aleksandra. - Nie zawsze, ze względów technicznych, możemy wyprodukować nietypowy pojazd, np. rikszę ze stroboskopowym światłem, błyszczącą, obrotową kulą i super nagłośnieniem. Jeden z klientów chciał w ten sposób reklamować dyskotekę. Inny zamówił rikszę lodówkę do sprzedaży lodów. Przedsiębiorca ze Szczecina zapragnął rikszy dyliżansu, ale z powodów finansowych wycofał się z tego projektu.
Klienci z zagranicy proszą o bardziej skomplikowane konstrukcje. Hiszpański bogacz marzył o nowoczesnej rikszy, żeby... wozić dzieci po swych włościach, a spółdzielnia z Poznania kupiła riksze, którymi będzie rozwozić odwiedzających rozległy, miejscowy... cmentarz.
Okazuje się, że Niemcy najbardziej lubią riksze czarno-czerwone. Londyńczyków wożą cytrynowe riksze, za 12 tys. złotych sztuka, ze składaną budką, hamulcami hydraulicznymi, kompletnym oświetleniem i oponami szerokimi na 7 cm, o ładowności 600 kg. Hiszpanie chcą, by ich pojazdy były żółte, a łódzcy rikszarze najchętniej wybierają modele srebrne.
- Nie widać na nich brudu i zadrapań, za to są świetnie widoczne w światłach nadjeżdżającego samochodu - tłumaczy rikszarz Mariusz Suwalski. - Moi klienci są zadowoleni, bo łódzkie riksze to solidne cacka. Tylko w tym sezonie przejechałem bezawaryjnie na swoim wózku ponad 2300 km!
Agnieszka Gospodarczyk