Szokujące nagranie. Siłą brani na front stanęli w swojej obronie
Rosyjscy poborowi nie chcą jechać na front. We wsi Bolszerecze doszło do starć między rekrutami i rosyjskimi służbami. Rezerwiści, broniąc się przed wysłaniem na front, zostali wepchnięci siłą do autobusu, który zawiezie ich do Ukrainy.
Rosjanie nie chcą walczyć w Ukrainie. Rośnie panika przed powołaniem do służby wojskowej. Rezerwiści szukają możliwości, by uciec z kraju. W sieci pojawia się coraz więcej filmów z rosyjskimi poborowymi. Często są oni pod wpływem alkoholu lub zachowują się w stosunku do siebie i służb bardzo agresywnie.
Na Twitterze pojawiło się nowe nagranie, na którym widać bójkę między rezerwistami i służbami. Poborowi we wsi Bolszercze z obwodu omskiego nie chcieli udać się na front, więc funkcjonariusze zmusili ich do tego siłą. Między mężczyznami wywiązała się bójka. Ostatecznie brutalnie wepchnięto ich do autobusu szkolnego, który wywiezie poborowych do Ukrainy. Wyjeżdżających żegnają zrozpaczeni bliscy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W Rosji trwają jednocześnie protesty przeciwko mobilizacji. W międzyczasie kolejni rekruci udają się na front, a inni powołani do walki pospiesznie wyjeżdżają z kraju. W Finlandii, Gruzji, Kazachstanie i Mongolii na przejściach granicznych tworzą się kolejki samochodów osobowych z rosyjskimi tablicami rejestracyjnymi.
Siergiej Szojgu, minister obrony Rosji, poinformował, że do walki w Ukrainie powołanych będzie 300 tys. rezerwistów. Poborowy, który odmawia, może zostać skazany na kilka lata pozbawienia wolności. Dodatkowo Putin zaostrzył prawo, by zapobiec celowej kapitulacji rosyjskich żołnierzy na froncie. Dobrowolne "oddanie się" w ręce wroga może skutkować karą 10 lat pozbawienia wolności.
Ruszyły pseudoreferenda we wschodniej Ukrainie. "To parodia"
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski