Rewolucja w zasadach kolędy. Księża są przeciw
Kontrowersje wokół nowatorskiego rozwiązanie organizacji tradycyjnych corocznych wizyt księży w domach, które wprowadziły właśnie parafie z Zabrza i Warszawy. Księdza trzeba tam najpierw zaprosić na kolędę. Wszystko wskazuje jednak na to, że ten pomysł nie przyjmie się w całym kraju.
05.12.2017 | aktual.: 25.03.2022 13:06
W tym roku księża z parafii pw. św. Macieja w Zabrzu-Maciejowie nie będą już pukać do każdego mieszkania z pytaniem, czy rodzina ich przyjmie. Zgodę trzeba wyrazić wcześniej: wypełnić zgłoszenie w internecie albo ręcznie i złożyć w kościelnej kancelarii. Na taki krok zdecydowała się też jedna z parafii w warszawskiej dzielnicy Włochy.
Pomysł odbił się szerokim echem w parafiach w całym kraju. Dyskutują wierni i sami księża. Już wiadomo, że w diecezji opolskiej ten pomysł nie zostanie wprowadzony w życie. - Uważam, że to byłoby przejście z ofensywy do defensywy - wprost stwierdza w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" ks. Waldemar Klinger, proboszcz katedry w Opolu.
Duchowny przywołuje opinie, które padają też z ust proboszczów w innych diecezjach. Przeciwnicy odwiedzania tylko mieszkań wiernych, którzy sobie tego życzą, mówią, że to "gra znaczonymi pionami", czyli zawężenie się do osób uczestniczących aktywnie w życiu Kościoła. Krytycy rozwiązania z Zabrza czy stolicy przypominają, że podstawowym celem kolędy jest wspólna modlitwa w domu parafian.
Za i przeciw
- A przecież księdza po kolędzie nierzadko przyjmują także ci, co do kościoła nie chodzą. Dzwonek ministranta informujący, że ksiądz po kolędzie idzie, jest czasem głosem sumienia - stwierdza ks. Klinger.
Zwolennicy kolędy na zaproszenie odpowiadają, że kapłani nie będą tracić czasu na pytania o zgodę na wizytę, ani odchodzić od zamkniętych na głucho drzwi. Ma to być szczególnie ważne na nowych osiedlach, gdzie kościelna administracja nie zdążyła zareagować na rosnącą liczbę dodatkowych parafiach w postawionych niedawno budynkach.