Resort nie chce ujawnić jak losowani są sędziowie. "Ministerstwo chce mieć system pod swoją kontrolą"
Od 2 stycznia większość spraw sądowych przydziela System Losowego Przydziału Spraw. Według odpowiedzialnego za jego przygotowanie wiceministra Łukasza Piebiaka „obywatel zyskuje gwarancję, że nikt nie wskaże palcem sędziego, który osądzi jego sprawę”.
12.02.2018 08:42
Resort sprawiedliwości nie chce ujawnić algorytmu, według, którego odbywa się losowanie sędziów. Tajemnicą pozostaje również lokalizacja serwera systemu losującego, podaje Gazeta Wyborcza.
„System Losowego Przydziału Spraw jest posadowiony na środowisku wirtualizacyjnym” – odpowiada enigmatycznie „Wyborczej” resort.
Z tego powodu zainicjowano już dwie sprawy sądowe. Sieć Obywatelska „Watchdog Polska” oraz fundacja ePaństwo walczą o "jawność życia publicznego".
Resort Ministerstwa Sprawiedliwości tłumaczy jedynie, że system jest własnością skarbu państwa. Serwery zaś „są zlokalizowane na terenie Polski, a ich administracją zajmuje się Sąd Apelacyjny w Gdańsku”.
Z kolei Sąd Apelacyjny w Gdańsku udzielił jeszcze innej odpowiedzi. Zaznacza, że "nie ma serwera, na którym są losowane sprawy rozpoznawane w sądach" i odsyła z powrotem do Ministerstwa Sprawiedliwości. "Proszę tam kierować ewentualne pytania związane z funkcjonowaniem systemu” - podaje „Wyborczej” sędzia Roman Kowalkowski, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.
Resort nie ujawnia, pod jakim adresem znajduje się serwer systemu losującego. "Informacje o dokładnej lokalizacji – adresie – infrastruktury sprzętowo-serwerowej są elementem zasobów infrastruktury krytycznej państwa”.
- Nie jestem zaskoczony - tłumaczy w rozmowie z dziennikiem Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". - Od początku można było się spodziewać, że ministerstwo będzie chciało mieć system pod swoją kontrolą - zaznacza.
Rzecznik zwraca uwagę że zmniejszono sędziom transparentność przydziału spraw. – Tajne są zasady losowania, bo nie znamy algorytmu. Nie wiadomo, czy ktoś z uprawnieniami administratora nie może się dostać do systemu i wprowadzić swoich wskaźników losowania - podkreśla. - Nie mamy oczywiście namacalnych dowodów wskazujących na ingerencję w system. Ale też nie mamy dowodów, że takich ingerencji nie ma – mówi Przymusiński.
Według Przymusińskiego "gdyby obywatel chciał sprawdzić, dlaczego wylosowano konkretnego sędziego, nie ma takiej możliwości". – Największa manipulacja polega na tym, że ludziom wmówiono, że dotychczas było coś nie tak z przydziałem spraw. Tymczasem wcześniej losowo przydzielano sprawy, bo przewodniczący wydziału rozdzielał je według kolejności wpływu sędziom z alfabetycznej listy nazwisk – dodaje. - Każde odstępstwo było odnotowywane i musiało być uzasadnione.
Nowa baza danych, Blockchain, jest zdecentralizowaną bazą, która gwarantuje pewność i niepodrabialność transakcji.
Tradycyjne bazy danych takie nie są i ten, kto ma do nich dostęp administracyjny, może zmieniać wszystko. Resort MS nie odpowiedział dziennikowi, czy taki dostęp posiada, czy też nie, ani kto jest administratorem technicznym systemu.
Zobacz także
„Od momentu wdrożenia odnotowane zostały zgłoszenia błędów technicznych. Zgłoszenia te dotyczyły problemów z niektórymi funkcjonalnościami Systemu. Błędne działanie zostało poddane analizie, a następnie wdrożono wersję Systemu mającą na celu poprawienie funkcjonowania” – informuje gdański sąd, który jest administratorem systemu.
Tłumaczy też, że duża liczba zgłoszeń spowodowana była nieznajomością systemu oraz problemami z dostosowaniem specyfiki wydziałów do nowych przepisów.
Według sędziego Przymusińskiego nowy system dodatkowo obciążył pracowników sekretariatów pracą.
- Nie jest zintegrowany z repertoriami elektronicznymi, które już są prowadzone w sądach - tłumaczy. - Pracownicy muszą wprowadzać sprawy do obu systemów odrębnie. Nie można wyznaczyć sędziego tego dnia, kiedy sprawa wpływa, losowanie odbywa się w nocy, a wyniki są dostępne następnego dnia. To oczywiście wywołuje opóźnienia – zaznacza.
Źródło: Gazeta Wyborcza