ŚwiatReportaż z Doniecka dla WP.PL: kim naprawdę są prorosyjscy separatyści na wschodzie Ukrainy?

Reportaż z Doniecka dla WP.PL: kim naprawdę są prorosyjscy separatyści na wschodzie Ukrainy?

Czy separatyści ze wschodu Ukrainy to agenci rosyjskiego wywiadu lub podkupieni przez nich podżegacze? Czy to normalne, by samoobrona była uzbrojona i wyćwiczona jak komandosi - też ci znani nam z Krymu? Możliwe, że prawdę o ich rzeczywistym pochodzeniu zdradza język, w którym pojawiają się slangowe zwroty stosowane powszechnie w... Petersburgu - pisze z Doniecka dla Wirtualnej Polski Jarosław Marczuk.

Reportaż z Doniecka dla WP.PL: kim naprawdę są prorosyjscy separatyści na wschodzie Ukrainy?
Źródło zdjęć: © Jarosław Marczuk

14.04.2014 | aktual.: 14.04.2014 20:45

Pod siedzibą donieckiej obwodowej administracji państwowej (skrót ODA) barykady i tłum. A nad nimi powiewają rosyjskie flagi, w tle brzmią nuty sowieckich pieśni. Rosyjska telewizja bierze wywiad od jednego z uczestników demonstracji. Dziennikarz pyta się kim jest i dlaczego tu przyszedł. Podchodzę bliżej z wyciągniętym przed siebie aparatem. Zaczepia mnie staruszka trzymająca flagę Rosji

- Dla kogo pracujesz? Dlaczego filmujesz? - pyta.

- Przyjechałem z Polski...

- Prowokator! - wybuchła zanim dokończyłem.

Trochę się wokół mnie zakotłowało po tym okrzyku. Po udzieleniu wyjaśnień, że próbuję po prostu zrozumieć motywy kierujące przeciwnikami kijowskiej władzy zostałem przepchnięty... do pierwszego rzędu. Żebym mógł lepiej słyszeć.

- Przepraszam. Wcześniej mnie taki jeden sfotografował, a potem w internecie wyłożył zdjęcie i podpisał "przekupiona staruszka". Ja tu nie stoję za żadne pieniądze! - tłumaczyła się potem kobieta.

Diabeł tkwi w szczegółach

Ten motyw stale się w Doniecku powtarza. Z kim nie rozmawiam, zapewnia, że protestuje przeciwko "juncie" w Kijowie z osobistych powodów, a nie ponieważ mu za to zapłacono. Patrzę na zamaskowanych mężczyzn na barykadach - nie wzbudzają zaufania. Ani oni, ani cały ten doniecki majdan, który jest miniaturową kopią tego z Kijowa. Barykady z opon, scena, przemowy do narodu.

Obraz
© (fot. Jarosław Marczuk)

Są jednak drobne, acz ważne różnice. Występujący na scenie od uczestników protestu odgradzają się drutem kolczastym, nie wpuszczają też przypadkowych osób do zajętego budynku administracji. Gdy pada deszcz, ludzie muszą albo moknąć albo cisnąć się pod nielicznymi rozstawionymi namiotami. W tym czasie kierownictwo "Donieckiej Republiki Ludowej" i bojownicy chowają się w ciepłych biurach. Chowają się też za plecami kobiet, które w pierwszej linii murem się ustawiają się w poprzek ulicy Puszkina, po tym jak ktoś krzyknął, że milicja idzie szturmować. Kim są ci separatyści? Czy to agenci rosyjskiego wywiadu lub podkupieni przez nich podżegacze? O tych schowanymi za drutem kolczastym, w głębi potężnego budynku administracji wiele powiedzieć się nie da ponad to, że im więcej czasu upływa, tym większe budzą podejrzenia kierujące nimi motywy. Ostatnio drużyny samoobrony republiki donieckiej zajęły budynki rządowe w szeregu miast - Kramatorsku, Jenakijewie, w tym przejęły w zasadzie pełną kontrolę nad Sławiańskiem,
leżącym nieopodal Doniecka. Czy to jednak normalne, by samoobrona doniecka była uzbrojona i wyćwiczona jak komandosi - też ci znani nam z Krymu? Albo posługiwała się slangowymi zwrotami języka rosyjskiego stosowanymi powszechnie w Petersburgu?

W 0:40 sekundzie powyższego nagrania jeden z zamaskowanych separatystów mówi do dziennikarzy: odejdźcie za porebrik, co oznacza krawężnik. To charakterystyczne określenie stosowane przez mieszkańców Petersburga. Normalnie mówi się bordiur (po rosyjsku). Takie trochę nasze na pole i na dwór. Ta różnica zwrotów faktycznie występuje w naturze, natomiast po tym, jak jeden z ukraińskich serwisów zwrócił na to uwagę, rozgorzała dyskusja, czy faktycznie na Ukrainie nie używa się tego sformułowania. Ukraińcy twierdza że nie, Rosjanie - że tak.

Protestują też zwykli Rosjanie

A jednak w Doniecku protestują też zwyczajni Rosjanie, którzy do obecnych władz w Kijowie mają wiele zastrzeżeń. Można podzielić ich na dwie grupy. Najmniej jest ludzi młodych - do 30. roku życia. To z nich jednocześnie najczęściej rekrutują się członkowie zbrojnego skrzydła "Donieckiej Republiki" i których motywy udało mi się najsłabiej poznać.

Jednak tym co się rzuca od razu w oczy jest to, że większość uczestników protestu stanowią ludzie starsi. Emeryci, rzadziej osoby w przedziale 40-50 lat. Czyli grupa wiekowa najbardziej dotknięta przez fatalną sytuację ekonomiczną w kraju (przekładająca się na niskie, nieregularnie wypłacane emerytury, niskie szanse dodatkowego zatrudnienia itp.), pamiętająca "złote czasy" ZSRR oraz zarazem najbardziej ceniąca wartości sowieckie, które z kolei stały się obiektem ataków ze strony Euromajdanu (np. obalanie pomników Lenina). Rosja przez te osoby jest widziana jako naturalna dziedziczka sowieckiej spuścizny, a przez to obrończyni jej obywateli. Obrony przed kim lub czym?

Faszyści - to standardowe, stale powtarzające się określenie pod adresem obecnej władzy w Kijowie, która wedle powszechnie podzielanego wśród protestujących poglądu jest sterowana przez Prawy Sektor - organizację zrzeszająca nacjonalistów ukraińskich, nienawidzących Rosjan. Jako dowody przemawiające za tym poglądem stale przytacza się tutaj te same argumenty: anulowanie ustawy o językach regionalnych dającej możliwość posługiwania się językiem mniejszości w urzędach i w regionach, gdzie jego użytkownicy stanowią nie mniej niż 10 proc. mieszkańców (np. język rosyjski otrzymał status regionalnego w Doniecku, Dniepropietrowsku, Chersonie, Zaporożu i Mikołajowie), co powszechnie odczytano jako próbę wprowadzenia zakazu posługiwania się rosyjskim na Ukrainie. Pojawiają się także obawy, że w paszportach ukraińskich pojawi się rubryka narodowość, a to zdaniem protestujących, posłuży dyskryminacji Rosjan przez Ukraińców.

Obraz
© (fot. Jarosław Marczuk)

Nostalgia za ZSRR

Drugimi ważnymi argumentami są kwestie ekonomiczne. - 23 lata braku stabilizacji i biedy (czyt. od upadku ZSRR) - podsumował to krótko Roman, jeden z protestujących górników z Doniecka. Spadające wynagrodzenia, rosnące ceny, przerażająca rozmiarami korupcja (nawet w porównaniu z Rosją) wyrażająca się między innymi w załamaniu się publicznego systemu opieki zdrowotnej, brak możliwości awansu zawodowego, upadek małego i średniego biznesu. To stale pojawiające się zarzuty pod adresem ukraińskiego państwa, z którymi spotkałem się także wśród uczestników Euromajdanu. Wzmacniane są one przez obecne niepopularne, choć nieuniknione posunięcia lokalnych i centralnych władz (np. podwyższenie opłat za przejazdy komunikacją miejską w Doniecku) czy szalejący kurs hrywny. Na to nakładają się jeszcze inne przyczyny - już typowe dla regionu. - Jesteśmy sercem Ukrainy. Bez Donbasu ten kraj będzie martwy - wyjaśnił mi Michaił, inżynier z donieckiej stalowni, którego zdaniem dochód płynący ze sprzedaży jej produktów powinien
być inwestowany w regionie, a nie zabierany przez władze centralne. Poza tym według Michaiła sprzedawane są one głównie do Rosji (zapytałem go o statystki - przyznał, że ich nie zna), bez współpracy z którą tutejszy przemysł upadnie. A jak upadnie, to będzie bezrobocie. Nie tylko w Doniecku, ale też na całej Ukrainie.

Trzecia kategoria zarzutów pod adresem Kijowa dotyczy kwestii reprezentacji i prawomocności władz centralnych.

- Pogodziliśmy się z przegraną po pomarańczowej rewolucji. Spokojnie pracowaliśmy, gdy u władzy był Juszczenko i gdy trwał Euromajdan. Wreszcie straciliśmy cierpliwość. Naród się przebudził - stwierdził Roman podczas naszej rozmowy na donieckich barykadach. Obalenie prezydenta Janukowycza wprost nazywa się tutaj puczem. I powtarza - dlaczego nie można było poczekać do końca roku, a potem przeprowadzić wyborów?

Wątpliwości jest więcej, bo stale pojawiają się pytania o prawomocność obecnych władz. Kto ich wybrał? - pada często pytanie. - Nas nie reprezentują - powtarza się. - To ludzie ze starych układów, którzy przemocą przejęli władzę w państwie - kolejny powszechny pogląd. I wreszcie: - Dlaczego nikt z Kijowa nie przyjechał z nami rozmawiać? Dlaczego Taruta (Serhij Taruta - oligarcha, od marca szef administracji obwodu donieckiego - przyp. red.) nie przyszedł wysłuchać narodu? - pyta się pod siedzibą donieckiej administracji.

Rosyjska propaganda działa

Dezorientacja, strach, gniew. To uczucia, którymi wibruje centrum Doniecka. Te emocje umiejętnie podsyca i wykorzystuje dla swoich celów rosyjska propaganda. Łatwo przewidzieć co nowego usłyszy się na donieckim majdanie. Wystarczy dzień wcześniej obejrzeć rosyjskie wiadomości. Prawdy tam zasłyszane są potem bezkrytycznie powtarzane przez protestujących, co często tylko pogłębia chaos. Bo skoro się protestuje trzeba czegoś chcieć. Przy tym ciężko się zorientować o co tak naprawdę donieckim majdanowcom chodzi.

- Referendum! - skanduje tłum. Co do tego panuje zgoda, ale otwartym pozostaje kwestia w sprawie czego miałoby się odbyć referendum. Jedni chcą pozostać w składzie Ukrainy, ale federalnej. Inni niepodległej donieckiej republiki. Kolejni mówią wprost - przyłączenia do Rosji.

Trudno jednak odnieść wrażenie, że to głos większości mieszkańców regionu. Donieck to milionowe miasto, a tymczasem na protesty nie zbiera się więcej niż 1-3 tys. osób jednocześnie. - Większość to osoby z małych miejscowości. Prawie nie ma górników i studentów - przyznaje Olga, która sama przyjechała z Ługańska. Potwierdzają to różnego rodzaju badania opinii publicznej. Według ostatnich ponad 65 proc. mieszkańców Doniecka, chce żyć w Ukrainie, a tylko 18 proc. opowiada się za przyłączeniem regionu do Rosji. Czyżby zatem rosyjskie służby specjalne wykorzystywały do swoich celów głos niezadowolonej mniejszości?

- Nawet jeśli ci faceci w maskach pracują dla GRU, to ja tu stoję z powodu swoich przekonań. Oni mogą mi tylko pomóc w ich obronie - przekonuje Michaił.

- Przecież oni działają na rzecz obcego państwa - mówię.

- Rosja jest naszym przyjacielem - odpowiada.

- Nawet jeśli wjedzie na Ukrainę czołgami?

- Jeśli wjedzie, to by nas bronić przed faszystami z Kijowa. Zgodnie z wolą rosyjskiego narodu.

- Politycy nami manipulują, tak jak tymi ludźmi na Euromajdanie. I to prości ludzie tacy jak my będą cierpieć, nie oni - podsumowuje Roman.

Z Doniecka dla Wirtualnej Polski Jarosław Marczuk

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)