Relacja WP z Ukrainy. "Nie ma paniki, ludzie normalnie pracują"
- Z Wirtualną Polską zjechaliśmy niemal całą wschodnią Ukrainę, aż do linii terenów kontrolowanych przez separatystów. Pytałem mieszkańców, jak udaje im się żyć z tym poczuciem rosnącego zagrożenia. Powiedzieli, że są dwa sposoby: albo wyłączyć się całkowicie, żyć swoim zwyczajnym życiem, skupiając się na codziennych czynnościach, albo czytając informacje o kolejnych przewidywanych datach ataku po prostu zwariować. Ludzie, z którymi rozmawialiśmy mówią, że starają się selekcjonować te informacje, które do nich trafiają i nie można im się dziwić. Bo jak można sobie wyobrazić spokojne życie, kiedy słyszy się, że atak ma nastąpić dzisiaj w nocy - mówił w programie "Newsroom" korespondent Wirtualnej Polski na Ukrainie Patryk Michalski. Zapewnił jednak, że w Kijowie, ale także w innych regionach kraju, życie toczy się normalnie, nikt nie panikuje, nie wyjeżdża. - Ludzie normalnie pracują - dodał. Dziennikarz WP stwierdził, że nie ma do tej pory żadnego potwierdzenia informacji przekazywanej przez rosyjskie media i marionetkowe władze Ługańskiej Republiki Ludowej o ostrzale moździerzowym przez siły ukraińskie pozycji separatystów. - Są to jednak doniesienia o tyle niepokojące, że jeden ze scenariuszy mówi, iż ewentualna eskalacja konfliktu może zacząć się właśnie od takich informacji. Scenariusz ten zakłada, że separatyści będą przekonywali, że to oni są atakowani i że to ukraińskie służby za ten atak odpowiadają - stwierdził. Pytany o to, czy ktoś na Ukrainie wierzy, że Rosjanie wycofują swoje wojska z granicy, odparł, że nie. - Mówią "uwierzymy, jak zobaczymy" - stwierdził Patryk Michalski.