Rekordowy ziemniak to nie ziemniak. Odkrywcy w rozpaczy
Sympatyczna para z Nowej Zelandii, która od listopada 2021 roku z dumą dzieliła się radością z wpisu do Księgi Rekordów Guinnessa, musiała się pogodzić ze stratą tytułu. Okazało się, że nie wyhodowali największego w dziejach ludzkości ziemniaka. Bulwa, choć do złudzenia przypominała potężny kartofel, to inny okaz flory.
Wierzyli, że w ogrodzie swojej małej farmy w pobliżu Hamilton, wykopali imponujące warzywo. Cieszyli się wpisem, dyplomami z certyfikatem i chwilą sławy. Ich "ziemniaczek" dostał imię, ciepłą czapkę, doczekał się nawet wózeczka, którym wożony był na spacery.
Przeszedł kilka gwiazdorskich sesji fotograficznych, zasłynął w mediach, był pokazywany, publicznie ważony, opisywany i odwiedzany przez sztaby dziennikarzy i fotoreporterów.
Teraz jednak wszystko legło w gruzach. Bo to, co tak bujnie wyrosło na farmie w pobliżu Hamilton w Nowej Zelandii i zostało zarejestrowane w Księdze Rekordów Guinnessa jako największy na świecie ziemniak Doug to owoc żywota innej rośliny.
Colin Craig-Brown i jego żona Donna zostali powiadomieni o tym e-mailem od biura rekordów Guinnessa.
Rekordowy ziemniak okazał się być tykwą
"Drogi Colinie", niestety okaz nie jest ziemniakiem, a w rzeczywistości jest bulwą rodzaju tykwy. Z tego powodu niestety musimy zdyskwalifikować aplikację" - przeczytali ogrodnicy.
Tym samym Doug, ważący 7,8 kg, przestał być rekordowym ziemniakiem i tytuł wrócił do mistrza z Wielkiej Brytanii z 2011 roku - do warzywa ważącego zaledwie 5 kilogramów.
Ogrodnicy wciąż nie zjedli bulwy tykwy i wciąż przechowują ją w zamrażalniku, więc nie mogli się przekonać, że nie smakuje jak ziemniak. Witają się z Dougiem codziennie, otwierając lodówkę i pokazują go wnukom. Mogą teraz znów ubiegać się o wpis do księgi rekordów. Craig-Brown mówi, że tym razem postawią na kategorię największego na świecie "nieziemniaka".