Koronawirus w Chorwacji. Rekord zakażeń, a Polacy na wakacjach. "Tłumy na plażach i w restauracjach"
- Plaże w Chorwacji są zatłoczone, a w knajpach jest dużo osób. Nie boję się zakażenia koronawirusem, ale staram się swoim zachowaniem nie wpłynąć na zdrowie innych - mówi WP Marcin Sokalski, mieszkaniec Warszawy, który od kilku dni spędza wakacje w Splicie.
Rekord dziennej liczby zakażeń koronawirusem w Chorwacji padł w poniedziałek, kiedy odnotowanych zostało 208 nowych przypadków. Ta liczba może wydawać się niewielka, jednak dla Chorwacji, która jest pięć razy mniejsza od Polski, i w której mieszka 4 mln osób (w Polsce 38 mln), ma znaczenie.
Rosnąca liczba zakażeń w Chorwacji sprawia, że coraz więcej państw umieszcza kraj na "czerwonej liście". Oznacza to, że turyści, którzy wracają z Chorwacji, muszą odbyć dwutygodniową kwarantannę.
Koronawirus w Chorwacji. Tłoczno w restauracjach i na plażach
Chorwacja przekroczyła m.in. próg ustalony przez rząd Wielkiej Brytanii, który wynosi 20 przypadków na 100 000 osób przez siedem dni. Polska na razie nie podjęła żadnych decyzji w sprawie kwarantanny dla osób wracających z Chorwacji.
Polska ambasada w Zagrzebiu kilka dni temu apelowała do turystów, aby zachowali szczególną ostrożność, unikali zatłoczonych lokali gastronomicznych i plaż.
Najwięcej zakażeń odnotowuje się w Zagrzebiu, wschodniej Slawonii i w okolicach Splitu. Po rekordzie dziennych zakażeń Chorwacja wprowadziła zasady reżimu sanitarnego, które mają trwać do 24 sierpnia, ale potem mogą zostać przedłużone.
- Zachowanie ostrożności uzależnione jest od miejsca, w którym się przebywa - mówi WP Marcin Sokalski, mieszkaniec Warszawy, który od kilku dniu spędza wakacje w Splicie. - Plaże są zatłoczone, ale ludzie zachowują odstępy. W knajpach jest bardzo dużo osób, wszystkie stoliki dla gości są dostępne i nie wymaga się od nich noszenia maseczek ochronnych - dodaje.
Koronawirus w Chorwacji. Nocne życie przenosi się w okolice portu
Jak tłumaczy Marcin Sokalski, bary i kluby od zeszłego piątku są czynne tylko do północy, ale mimo to nadal zatłoczone. - W środku nie trzeba nosić maseczek ochronnych. Usta i nos obowiązkowo trzeba zakrywać tylko w sklepach i marketach. Ekspedienci bardzo zwracają na to uwagę - mówi Sokalski.
- Turystów w Splicie jest dużo, a po zamknięciu lokali życie nocne przenosi się do Rivy, lokalnego portu przy deptaku. Tam nikt nie przestrzega zasady zachowania dystansu społecznego. Chorwaci, Polacy, Niemcy i mieszkańcy Wielkiej Brytanii rozmawiają i spożywają tam alkohol w dużych grupach - opowiada Marcin Sokalski.
"Nie boję się zakażenia, ale dbam o zdrowie innych"
- Nie boję się zakażenia koronawirusem, jednak staram się zachowywać wszelkie środki ostrożności, żeby swoim zachowaniem nie wpłynąć na zdrowie innych. Bardzo lubię podróżować, więc wiedząc, że wirus już raczej z nami "zostanie", dbam przynajmniej o to, żeby nie stwarzać dodatkowego zagrożenia - mówi mieszkaniec Warszawy.
- W restauracjach jest bardzo dużo ludzi, nikt nie zachowuje dystansu. Nie czuć tego, aby w Chorwacji ktokolwiek bał się koronawirusa. Teraz jedziemy oglądać wodospad, autobus jest pełen turystów - mówi nam Patrycja, mieszkanka Poznania, która przebywa teraz w Chorwacji.
Po przylocie do kraju na lotniku przechodziła kontrolę. - Musiałam podać swój numer telefonu, ale nie zbierali od nas kart, które wypełnialiśmy w samolocie - opowiada Patrycja. - Wylatywałam z lotniska Chopina. Tam pracownicy mierzyli mi temperaturę - dodaje.
Jak opowiada dużo podróżuje i przyzwyczaiła się do podróży podczas pandemii koronawirusa. - Turystów jest mniej niż zazwyczaj i można dotrzeć w miejsca, do których zazwyczaj trudno jest się dostać przez nadmierną liczbę osób - mówi Patrycja.