Reiter: za późno na gojenie ran między Polską a Francją i Niemcami
Jest już trochę za późno na gojenie ran w
stosunkach Polski z Francją i Niemcami, jakie powstały po
przyłączeniu się naszego kraju do listu poparcia polityki USA
wobec Iraku - uważa prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych
Janusz Reiter.
Zdaniem Reitera uda się przywrócić "stan pewnej poprawności" we wzajemnych relacjach, "ale to trochę mało". "Czy uda się stworzyć jakieś minimum zaufania, to inna rzecz. Będzie to trwało dłużej i wymagało większego wysiłku" - ocenił Reiter.
"Dobrze, że polska dyplomacja nawiązuje ten dialog, ale można to było zrobić wcześniej, albo inaczej zabrać się do tego" - powiedział, odnosząc się m.in. do poniedziałkowej wizyty ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza we Francji i zapowiadanej rozmowy telefonicznej premiera Millera z kanclerzem Schroederem.
W opinii Reitera należało dostrzec, że wystosowany pod koniec stycznia tzw. list ośmiu był nie tylko "akcentem solidarności z Ameryką, ale elementem porachunków wewnątrzeuropejskich, np. między Włochami i Hiszpanią a Niemcami i Francją, w których my nie mamy niczego do wygrania".
"Co nam do tego, to nie nasza gra i nie nasze zmartwienie. Trzeba było tak podpisać ten list, aby było wiadomo, że przyłączamy się do aktu solidarności z Ameryką, ale nie bierzemy udziału w wewnątrzeuropejskiej intrydze" - powiedział prezes CSM.
W opinii Reitera dobrze się stało, że w poniedziałek nie doszło jednak do głosowania Rady Bezpieczeństwa nad nową amerykańsko-brytyjską rezolucją w sprawie Iraku, gdyż w ten sposób "nie doszło do widowiska, w którym ujawniłyby się podział i osamotnienie Ameryki".
"Wynik tego głosowania nie zmieniłby z pewnością decyzji amerykańskiej, a postawiłby Amerykę w jeszcze trudniejszym położeniu. Skoro USA już podjęły decyzję o akcji przeciw Irakowi, to nie było powodu, by ich autorytet niepotrzebnie publicznie osłabiać" - powiedział Reiter. Podkreślił jednocześnie, że Amerykanom nie udało się zdobyć poparcia i jest to "przykra i dotkliwa porażka dyplomatyczna Ameryki, która jednak nie zaważy na przebiegu wojny".
Według prezesa CSM można spodziewać się, że jeśli wojna będzie sukcesem, niektóre kraje "zapomną o wszystkim" i "niepostrzeżenie przyłączą się do Ameryki". "Jednak pozostanie problem mocarstwa, które ma tak silne poczucie misji, że jest gotowe wypełniać ją nawet wtedy, kiedy nie ma poparcia międzynarodowego. Pozostaje też problem osłabienia struktur międzynarodowych - Rady Bezpieczeństwa ONZ i pośrednio NATO, które jest wyraźnie mniej potrzebne Ameryce jako struktura, w której się realizują amerykańskie interesy, oraz UE, wyraźnie osłabionej podziałem" - ocenił Reiter.
Amerykanie - jak dodał - pokazali już po 11 września 2001 r., że gotowi są działać poza strukturą międzynarodową i kontynuacja tej metody może budzić narastający sprzeciw.
Według Reitera NATO stanie się prawdopodobnie "luźniejszą strukturą", co nie jest dobre dla Polski. Nie sądzi on, by UE wycofała się z poszukiwania jakiejś formy Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, bo na to nie pozwoli wspólnota międzynarodowa. Być może takie kraje jak Włochy czy Hiszpania, które poparły USA, będą chciały awansować do pierwszej ligi w UE.
Prezes CSM zwrócił uwagę, że wojna z Irakiem będzie mieć "polityczny sens", jeżeli będzie początkiem porządkowania na nowo Bliskiego Wschodu, w tym jakiegoś rozwiązania konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Jednak kwestią otwartą jest, zdaniem Reitera, czy to porządkowanie się powiedzie. (jask)