Referendum ws. metropolii warszawskiej to nie słuchanie głosu obywateli, tylko partyjna zagrywka PO
Politycy PO z Rady Warszawy zdecydowali - będzie referendum ws. projektu PiS o powiększeniu Warszawy. Mówią, że chodzi o słuchanie głosu obywateli. Ale tak naprawdę to kolejna partyjna zagrywka PO, która ma uderzyć w PiS. I żeby nie było złudzeń - partia Kaczyńskiego działała dokładnie tak samo.
- Żeby PiS się dowiedział, co suweren myśli o ich projektach ustaw, suweren warszawski w tym wypadku - uzasadniał decyzję warszawskich radnych Grzegorz Schetyna w Radiu ZET. Polityk przekonywał, że mieszkańcy mają prawo decydować o swojej przyszłości.
Zmielone podpisy
To novum w doktrynie Platformy, bo dotychczas partia nie była znana z miłości do referendów. I to nie tylko tych ogólnokrajowych, ale też w samej Warszawie. Wszak w 2013 roku mieszkańcy mieli zdecydować o przyszłości Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ostatecznie referendum nie było wiążące z powodu niskiej frekwencji. Także z powodu apeli polityków PO, którzy namawiali mieszkańców do wyjazdu na grzyby.
Ale oczywiście najgłośniejsze były przypadki odrzucania kolejnych wniosków o referenda ogólnokrajowe. Zgłaszała je "Solidarność" (w sprawie wieku emerytalnego), rodzice (ws. sześciolatków) czy polityczni konkurenci z PiS (ws. Lasów Państwowych). W kolejnych głosowaniach większość PO-PSL wysyłała na zmielenie kolejne setki tysięcy podpisów.
Nagła miłość
Tymczasem teraz Rada Warszawy w ekspresowym tempie przyjęła uchwałę o referendum - ma się ono odbyć 26 marca. Platforma Obywatelska spieszyła się tak bardzo, że to sami radni zgłosili wniosek. Zgodnie z ustawą o referendum lokalnym ma do tego prawo.
Paweł Kukiz namawia, by o zmianie granic wypowiedzieli się też mieszkańcy gmin, które mają zostać włączone do Warszawy. Co prawda trochę na wyrost przypisuje Platformie większość w ich radach, bo rządzą tam komitety lokalne, zwykle w koalicji z PiS. Jednak PO będzie przekonywała samorządowców, by poszli w ślady Rady Warszawy.
Nie tylko w Warszawie
- To dobry przykład dla ościennych gmin. Chodzi o konsultacje społeczne, o wysłuchanie głosu obywateli - mówi Wirtualnej Polsce Andrzej Halicki, szef PO na Mazowszu. - Jesteśmy w bliskim kontakcie z samorządami, choć PO nie należy do koalicji rządzących - te lokalne komitety to głównie partnerzy PiS - zauważa poseł.
Halicki broni też nagłej miłości PO do referendum, kiedy przypominamy mu 2013 rok. - To było referendum ws. zmiany władzy w trakcie kadencji. Od tego są wybory, by takich zmian dokonywać w czasie wyborów - mówi polityk PO. - Także teraz nie godzimy się na to, by przerwać kadencje z powodu manipulacji granicami okręgów - dodaje.
Co zrobi wojewoda z PiS?
Na razie jednak nie jest przesądzone samo referendum w Warszawie, bo zgodnie z prawem inicjatywę może jeszcze zablokować Wojewoda Mazowiecki, czyli przedstawiciel premier Szydło w terenie. To on kontroluje uchwały organów samorządowych. Urząd Wojewódzki nie chciał nam ujawnić, ku której z opcji skłania się Zdzisław Sipiera. Więcej możemy dowiedzieć się na konferencji, którą polityk PiS planuje na środę. Radny PiS Paweł Terlecki przekonywał w TVN24, że pomysł referendum jest przedwczesny.
Na razie więc o referendum, które jest głosem obywateli, mówią głównie politycy. Bo w istocie to kolejny element partii szachów, którą rozgrywają PO i PiS. Kiedy już jakaś część obywateli pójdzie do urn, na ich werdykt i tak nikt nie zwróci uwagi, bo referendum jest niewiążące. Później będą narzekać na to, że ludzie nie chodzą do wyborów.