Reality show – czyli Rokita znowu miał rację
Tym, co różni Sejmową Komisję ds. „afery Rywina” od powoli zapominanego programu „Big Brother” jest brak Wielkiego Brata. Choć i tego do końca nie można być pewnym.
Skuteczne zablokowanie oświadczenia Stanisława Sołtysińskiego przez Jana Marię Rokitę i wynegocjowanie w kuluarach obietnicy wycofania przez szefa rady nadzorczej Agory pozwu do sądu, jest niewątpliwie dowodem zręczności posła dwojga imion, różnej płci. Równocześnie jednak Rokita, kreujący się niemal na rzymskiego trybuna, dołączył do długiej listy uczestników telewizyjnego show, którzy tolerują opinie dla siebie wygodne, natomiast „koszą” na pniu wszystkich i wszystko, co im nie w smak. Rokita zrobił to w stylu nieporównywalnie lepszym od Leszka Millera, któremu wykazywanie, kto jest mężczyzną, a kto zerem weszło w nałóg. Poseł sprytnie wykorzystał handicap, jaki daje mu status członka komisji. Nie zmienia to faktu, że i on również zdaje się hołdować filozofii „jak Kali jeść ludożercę - to dobrze, a jak ludożerca Kalego - to źle”.
Nie wyjaśniło się więc nadal (a szkoda), dlaczego pos. Jan Maria sugerował, iż Sołtysiński bez codziennych rozmów telefonicznych z Rywinem spać nie może? Pytanie to pozostaje intrygujące, zwłaszcza, że - jak podają wiarygodne źródła - ani numer telefonu Sołtysińskiego, ani Rywina nie zaczynają się od 0 - 700.
Rokicie – jako prymusowi w „komisyjnej szkółce” zapewne nie są potrzebne – w przeciwieństwie do posłanki Beger - korepetycje z czytania billingów u pos. Tomasza Nałęcza. Nałęcz - znajomy i były współpracownik Jarosława Pachowskiego, zna się zapewne na billingach lepiej, niż ktokolwiek inny. Jest więc w komfortowej sytuacji. Po wymianie (miejmy nadzieję bliskiej) składu tej i powołaniu 50 innych komisji przez nowy parlament, może on liczyć - co najmniej - na stanowisko doradcy do spraw billingów w Polkomtelu.
O swą przyszłość dba również posłanka Renata Beger, bez ogródek i publicznie robiąc w Super Ekspresie to, o czym Cohen w balladzie „Dance me to the end of love” śpiewa: „odsłoń wolno to, co wolno widzieć tylko mnie”. Nie ma to jak dobrze napisana i szeroko rozpropagowana aplikacja.
Jarosław Sellin, zeznając przed komisją, ostro skrytykował programy reality show w rodzaju Big Brothers i podobnych. Niesłusznie. Idea przetrwała, a najnowszy program został powołany do życia ustawą sejmową. Widać, naród tak chciał, przekonany, że Talibowie w Klewkach są mniej interesujący od badaczy tego, co „w duszy gra” filmowym producentom. Wychodzi więc na to, że Rokita znowu miał rację.
Janusz Ratok