Ratują zwierzęta na wsiach. "Zakazać łańcuchów? To nie wszystko"
Nowe prawo ma zakazać prowadzenia ferm futrzarskich, wykorzystywania zwierząt w cyrkach, ale wprowadza też szereg innych regulacji. Skończy ma się choćby trzymanie psów na łańcuchach. Ale paragrafy to nie wszystko. - Musi się przede wszystkim zmienić mentalność ludzi - mówi nam Julita, która pomaga zwierzętom na wsiach.
"Piątka dla zwierząt" to projekt nowej ustawy, o której informowała Wirtualna Polska. Na konferencji prasowej zapowiedział ją prezes PiS Jarosław Kaczyński. Nowe przepisy mają między innymi zakazać hodowli zwierząt futerkowych i wykorzystywania zwierząt w cyrkach, poza tym będą wspierać organizacje pozarządowe, które odbierają źle traktowane zwierzęta, wprowadzają częstsze kontrole schronisk i zakazują trzymania psów na łańcuchach.
Przepisy poprawiające los zwierząt PiS zapowiadał od dłuższego czasu, a sam Jarosław Kaczyński mówił o likwidacji ferm futrzarskich już trzy lata temu. Udało się jednak tylko podwyższyć kary za znęcanie się nad zwierzętami. Teraz prawa zwierząt mają być chronione kompleksowo, jednak aktywiści podkreślają, że samo prawo, nowe paragrafy i kary to nie wszystko.
Pies na łańcuchu, czyli normalna sprawa. "To nie tylko problem wsi"
Julita Zadworna prowadzi w Dobrym Mieście, miasteczku w okolicach Olsztyna, stowarzyszenie pomagające zwierzętom. Przez lata swojej działalności musiała podejmować interwencje zarówno w miastach, jak i na wsiach. - Musi się przede wszystkim zmienić mentalność ludzi - mówi nam Julita. - Ludzie mówią, że przecież to tylko pies. Ale to nie tylko problem wsi, bo w miastach są podobne sytuacje - dodaje.
Jednak zdaniem naszej rozmówczyni na wsiach wciąż pokutuje podejście, że pies jest od tego, aby pilnował gospodarstwa albo domu. Wspomina, jak raz pojechali z interwencją do rolnika, który psa przywiązał w miejscu, gdzie trzymał słomę. - Pies był na środku pola i miał odganiać sarny, żeby one tej słomy nie jadły. Nie był spuszczany z łańcucha, oczywiście nie miał wody, rolnik przynosił mu ją raz dziennie, żeby sarny przypadkiem tej wody nie piły - opowiada.
- Szczególnie w mniejszych miejscowościach i wsiach brakuje świadomości, że istnieje jakiekolwiek prawo, które chroni zwierzęta - zauważa. - Z drugiej strony właśnie tam najłatwiej jest wywrzeć wpływ na postawy ludzi. Mieliśmy kiedyś interwencję we wsi, gdzie było dwadzieścia domów. Weszliśmy do jednego, a nagle się okazało, że wszyscy swoje psy odpięli z łańcuchów, tydzień później wszędzie stały kojce - mówi.
Zobacz też: Warszawa. Strajk klimatyczny. Rzecznik KGP: "Sami protestujący chwalili działania policji"
Julita nie ma wątpliwości, że wprowadzanie nowego prawa, które pomoże chronić zwierzęta, to słuszne i potrzebne działanie. Jednak same paragrafy nie zmienią tego, co bywa największym problemem. - Musi się zmienić mentalność ludzi. Stowarzyszenia, fundacje i towarzystwa, nie dotrą do każdej miejscowości, nie odwiedzą wszystkich, którzy mają zwierzęta - oznajmia.
- Potrzebujemy kampanii i akcji społecznych, które będą ludzi uświadamiać, pokażą, jakie przepisy weszły w życie - mówi. - Chociaż na przestrzeni ostatnich kilku lat i tak odnoszę wrażenie, że to się trochę poprawiło. Fakt, że są miejsca, gdzie wciąż jest bardzo źle. Wydaje nam się, że nic gorszego nie zobaczymy, a jednak wciąż widzimy. Ale jeszcze pięć lat temu nikt by do nas nie zadzwonił, że jest taka sytuacja - podsumowuje.
Koniec zwierząt w cyrkach i ferm futrzarskich. Organizacje alarmowały od lat
Nowe przepisy mają być bezwzględne wobec cyrków, w których zakażą wykorzystywania zwierząt. Jak alarmują członkowie inicjatywy "Cyrk bez zwierząt", w Polsce cyrki ze zwierzętami odwiedzają w ciągu sezonu około 250 miejscowości. Ich zdaniem objazdowy charakter cyrków powoduje, że trudno jest prowadzić nad nimi odpowiedni nadzór. Inicjatywa podaje, że 112 inspekcji weterynaryjnych w 15 cyrkach, które przeprowadzono na przełomie 2018 i 2019 roku, wykazały szereg nieprawidłowości.
Stwierdzono, że niektóre zwierzęta nie mają dostępu do wody, trzymane są w klatkach o zbyt małych powierzchniach, nie mają opieki weterynaryjnej. Zaobserwowano zmiany skórne u zwierząt, miejsca, w których były trzymane, nie miały odpowiedniej wentylacji. Poza tym stwierdzono, że część wybiegów dla zwierząt była niezabezpieczona, a zwierzęta koniowate pozostały na uwięzi. Niektóre cyrki nie zawiadamiały też inspektorów weterynarii o swoim przyjeździe.
Równie bezwzględne mają być wobec ferm futrzarskich, którym zakażą działalności. Ostatnio szokujące kulisy działania ferm ujawnił film Janusza Schwertnera. Jeden z jego bohaterów ukrytą kamerą nagrywał to, co działo się na fermie w Góreczkach. "Kanibalizm, choroby, brak leczenia zwierząt czy przedwczesna śmierć to tylko niektóre patologie, które zostały zarejestrowane" - piszą aktywiści "Otwartych klatek" i mówią o swoim przerażeniu.
- To jest ustawa, którą poprą w Polsce wszyscy dobrzy ludzie. Jestem o tym przekonany - powiedział Jarosław Kaczyński podczas konferencji, na której ogłoszono projekt. Jego szczegóły przedstawił przewodniczący młodzieżówki PiS Michał Moskal. - Uważamy, że posiadanie zwierzęcia to odpowiedzialność zapewnienia mu godnych warunków bytowych - stwierdził.