Ratownicy z kopalni "Pokój": pieruńsko ciężka akcja
"To ciężka akcja, pieruńsko ciężka" - mówią
po wyjeździe na powierzchnię ratownicy z kopalni "Pokój" w Rudzie
Śląskiej. W nocy ze środy na czwartek, wskutek silnego tąpnięcia,
zginęło tam trzech górników. Ratownicy zlokalizowali ich ciała.
Czwartego górnika ciągle poszukują.
Tam są wymieszane węgiel, skała, stal i takie bagno z rury, która tamtędy szła. Panuje wysoka temperatura, prawie 40 stopni, duża wilgotność, czołgamy się. Aby dokopać się do pierwszego górnika, pół dniówki musieliśmy na leżąco robić- powiedział po zakończeniu swojej zmiany jeden z ratowników Roland Cisiecki.
Jako pierwsi po tąpnięciu do akcji ratunkowej ruszyli miejscowi ratownicy - z kopalni "Pokój". Do trzech spośród czterech zasypanych górników dotarli już około godz. 5.30. Górnicy leżeli w odległości ok. 80 metrów od ściany wydobywczej, na skraju strefy długiego na ok. 160 zawału. Nie dawali oznak życia. Do godz. 15. zwłoki dwóch z nich udało się już odkopać i przewieźć na powierzchnię.
Ratownicy nie wiedzą dotąd, gdzie jest czwarty z zasypanych górników - nie odebrali bowiem sygnału z jego lampki. Jak mówią, ich sprzęt prawdopodobnie pozwoli zlokalizować sygnał, gdy znajdą się piętnaście, dwadzieścia metrów od nadajnika.
Możemy tylko się domyślać, gdzie jest ten człowiek. Każdy elektryk wchodząc w rejon ściany (wydobywczej - PAP), musi podpisać książkę przy szafce trafo (elektrycznej - PAP). On tam pewnie gdzieś będzie w tych okolicach, tj. trzydzieści metrów od miejsca gdzie już znaleźliśmy tych trzech ludzi- powiedział inny ratownik Marek Procz.
Niektórzy ratownicy z "Pokoju", pięć miesięcy temu brali w udział w akcji w innej rudzkiej kopalni - "Halemba", gdzie po ponad 111 godzinach odkopano żywego górnika, Zbigniewa Nowaka. Ich zdaniem, pod względem trudności obecna akcja nieco przypomina tamtą. Podobne jest zagrożenie, w inny sposób - po wstrząsie - zawaliły się jednak skały. W "Halembie" zawał był pełny, tu między skałami jest pewien prześwit.
Według ratowników prześwit ten może umożliwiać dopływ powietrza do miejsca, gdzie znajduje się czwarty górnik. Według nich, nie miał on jednak dużych szans przeżycia. Ciała dotychczas wyciągniętych górników były zmasakrowane. Mimo to ratownicy się spieszą. W pierwszej fazie czwartkowej akcji nie zabezpieczali ścian prowizorycznych przestrzeni, które wykopują. To, co miało się już osypać, to się już osypało. W sumie nawet nie ma czasu na jakieś podbudowy, bo trzeba ludzi powyciągać. Myśmy tam przecież byli cztery godziny i za dużo nie zwojowaliśmy- podkreślił ratownik.
Po zakończeniu swojej zmiany i wyjeździe na powierzchnię, spoceni i czarni od pyłu węglowego ratownicy unikali reporterów. Kilku z nich wyszło do dziennikarzy po kąpieli, zmianie ubrania i krótkim odpoczynku. Podkreślali, że po zakończeniu swojego udziału w akcji, czują przede wszystkim bezradność.
Niemoc, że nie było możliwości już pomóc tym ludziom. Całą szychtę widzi się tego nieżyjącego człowieka, a nawet nie można go wyciągnąć- mówił Cisiecki. Wszyscy na nas czekają, żeby były jakieś efekty, a to jest naprawdę grzebanie w jednym miejscu. Ciężko jest oceniać ile zrobiliśmy, a ile mogliśmy zrobić- dodał inny ratownik Zbigniew Gęsikowski.
Akcją dowodzi dyrektor kopalni; zajmuje się jej organizacją i logistyką. Na dole wraz z kolejnymi zmianami ratowników, zmieniają się kierownicy akcji. Ratownicy z kopalni "Pokój" zapewniają, że w piątek przyjdą normalnie do pracy na godz. 6.30 i jeśli akcja będzie jeszcze trwała, zjadą do pracy. Jak będzie potrzeba, jedziemy na dół i kopiemy dalej. Tak trzeba.
Mateusz Babak