Ratownicy o czwartej fali COVID-19. "Czekamy pod szpitalem, aż ktoś umrze i zrobi miejsce"
- Kiedy przez kilka godzin czekamy z pacjentem, dla którego nie ma miejsca w szpitalu, narzuca się tylko jedno skojarzenie. Jak sępy czekamy, aż ktoś tam umrze i zrobi miejsce - ratownicy z Warszawy relacjonują swoje ostatnie dyżury. Jak dowiaduje się WP, niektóre szpitale pomieściły już dwukrotnie więcej chorych z COVID-19 niż wynosi liczba przygotowanych dla nich miejsc.
01.12.2021 07:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Szpital Narodowy zapełnił się setką chorych w ciągu 48 godzin i uruchomi dodatkowe 22 miejsca. Szpital w Ciechanowie teoretycznie miał udostępnić 19 miejsc, ale przyjął już 49 chorych. Szpital Bródnowski w Warszawie (33 miejsca) ma oszczędzać łóżka dla nagłych przypadków, osób z zawałami, udarami, ofiar wypadków. Po tym, jak w poniedziałek zgłosiła się tam rekordowa liczba 158 osób, ma teraz 63 hospitalizowanych z COVID-19.
Szpital tymczasowy w Siedlcach (100) miejsc jest stale zajęty. Na zwalniające się wolne łóżka (dwa zgony, jeden ozdrowieniec) od razu kładziony jest kolejny pacjent.
To informacje z raportu o sytuacji w szpitalach na Mazowszu z ostatniej doby. Powróciło zjawisko znane z wiosennej fali epidemii. Z danych wojewody mazowieckiego wynika, że w regionie jest prawie 600 wolnych łóżek. Jednocześnie ratownicy pogotowia mówią nam, że aby przekazać chorego do szpitala, czekają niekiedy nawet 4-6 godzin.
Obsada karetki się zmienia, pacjent nadal czeka
Zaskakujący rekord padł w poniedziałek w jednym z podwarszawskich szpitali. Karetka czekała na podjeździe tak długo, aż skończył się czas pracy załogi. Ratownika i kierowcę zmienili koledzy rozpoczynający nowy dyżur, a pacjent czekał nadal.
- W stacji pogotowia koledzy przebrali się w kombinezony i pojechali tam prywatnym samochodem, aby zmienić oczekujących. Ci zaś wrócili tym samym autem na bazę - mówi jeden z warszawskich ratowników. - Nie znam losów pacjenta. Zapewne w końcu znalazło się miejsce. Teraz już nie wozimy chorych po całym województwie. Czekamy do skutku. To zazwyczaj oznacza, że ktoś umierający w szpitalu robi miejsce dla nowego chorego - relacjonuje ratownik.
- Zgodnie ze wskazaniem dyspozytora pojechaliśmy z chorym do Szpitala Praskiego, ale lekarz z oddziału oświadczył, że miejsc już nie ma. Po kilku godzinach dodał, że właśnie zrobił obchód i nie zanosi się, aby ktoś miał umrzeć. Tak wygląda sytuacja z ostatnich dniach. Śmierć jednej osoby staje się rozwiązaniem problemu dla innego pacjenta - dodaje rozmówca.
Ratownicy wypowiadają się nieoficjalnie, ze względu na zakaz komentowania sytuacji wydany przez dyrekcję pogotowia. Piotr Owczarski, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" SPZOZ, informuje Wirtualną Polskę, że spółka faktycznie realizuje obecnie "o 60 proc. więcej wyjazdów, niż w analogicznym okresie 2020 roku", ale duża część z tych wyjazdów - jak mówi - nie powinna być realizowana przez Zespoły Ratownictwa Medycznego.
"Realizujemy zgłoszenia do pacjentów, którzy mają skierowania do szpitala, a lekarz kierujący nie widział nawet podstaw do wykorzystania transportu sanitarnego POZ dla tego pacjenta. Sporo mamy także wyjazdów do pacjentów, którzy powinni otrzymać pomoc w przychodniach u lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Dochodzi zatem do sytuacji, że realizujemy" - pisze w odpowiedzi na pytania Wirtualnej Polski rzecznik "Meditrans".
"W ostatni weekend zrealizowaliśmy około 800 wyjazdów do pacjentów. Od 150 do 180 dotyczyło wyjazdów do pacjentów zakażonych COVID-19, którzy ze względu na niską saturację, problemy z płucami i z oddychaniem wymagali hospitalizacji" - dodaje Piotr Owczarski.
"Pacjenci pozostawieni...", czyli prawie są już w szpitalu
Ewa Filipowicz, rzeczniczka prasowa wojewody mazowieckiego, poinformowała WP, że do przestoju zespołów ratownictwa przed szpitalami może dochodzić m.in. z uwagi na niewłaściwą organizację współpracy na poziomie SOR oraz izb przyjęć, gdzie pacjenci z COVID-19 leżą kilka dni, zamiast trafiać na wolne miejsca w oddziałach lub do innych szpitali.
Chodzi o osoby, które szpitale ujmują w raportach jako "pozostawieni do obserwacji w podmiocie, do którego się zgłosili". Takich osób było we wtorek 197.
- Proces koordynacji działań ratowniczych zależy od współpracy wszystkich podmiotów należących do systemu ratownictwa, czyli również szpitalnych oddziałów ratunkowych i dysponenta Meditrans. Wojewoda apeluje, by te podmioty realizowały należycie swoje zadania - komentuje Filipowicz.
- Dyspozytor medyczny na bieżąco monitoruje informacje zamieszczane w systemie monitorowania wolnych łóżek w szpitalach dla pacjentów z potwierdzonym COVID-19. Na tej podstawie decyduje o wskazaniu ZRM właściwej placówki. Rzetelność danych wpisywanych przez szpitale do tego systemu ma ogromne znaczenie dla działania dyspozytorni medycznej i zespołów ratownictwa. Zdarzają się sytuacje, że szpitale nie raportują na bieżąco w systemie, co utrudnia proces koordynacji - dodaje.
Rzecznik wojewody poinformowała też, że dyspozytornia medyczna odnotowuje, iż w ostatnich dniach w rejonie "Warszawa" (obejmująca również powiaty podwarszawskie) codziennie kilka zespołów zgłasza status "niegotowy". We wtorek było to pięć zespołów, w ostatnich dniach zdarzyło się, że było ich nawet osiem.
Braki w obsadzie karetek to skutek protestu ratowników sprzed kilku miesięcy. Po podpisaniu porozumienia nie wszyscy mogli wycofać złożone wypowiedzenia. Z niektórymi nie podpisano nowych kontraktów.