Protest medyków. Jak wygląda sytuacja w rzeczywistości? Ratownicy na L-4 i braki w karetkach
Przed Kancelarią Premiera ciągle funkcjonuje Białe Miasteczko, minister zdrowia Adam Niedzielski ogłasza podpisanie porozumienia z przedstawicielami służby zdrowia, a ci się od niego odcinają. Protest medyków trwa w najlepsze, ale jak wygląda w praktyce? Postanowiliśmy to sprawdzić.
Od ponad tygodnia przed Kancelarią Premiera funkcjonuje tzw. Białe Miasteczko, choć po sobotniej tragedii 94-latka, zmieniło formę na "cichy dyżur". Tym samym protest medyków trwa - domagają się podwyżek i poprawy warunków pracy. Zwracają uwagę na konieczność zajmowania etatów w kilku miejscach, przez co - jak mówią - są przemęczeni. Część z nich odchodzi z zawodu.
Jednak nieformalny protest medyków rozpoczął się wcześniej. Już pod koniec czerwca w największych miastach w Polsce ratownicy pikietowali pod siedzibami urzędów wojewódzkich. Tak było chociażby we Wrocławiu. Od tego momentu ratownicy zaczęli korzystać ze zwolnień lekarskich, przez co dochodziło do czasowego zamknięcia SOR-ów w danych szpitalach, czasem ze względu na brak ratowników nie wyjeżdżały też karetki z wybranych podstacji Pogotowia Ratunkowego.
Protest medyków. Zakłopotanie po słowach ministra
W środę minister Adam Niedzielski przekazał, że "podpisaliśmy trójstronne porozumienie - z przedstawicielami ratowników medycznych i pracodawców". Medycy szybko odpowiedzieli mu na Twitterze, zwracając uwagę na to, że "większość środowiska nie identyfikuje się z tym podpisem". Jak jest faktycznie?
Czy protest ratowników zostanie zakończony? „Oburzenie w środowisku medycznym”
Pod porozumieniem podpisało się Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych, które reprezentuje tylko część środowiska. Ratownicy są bowiem zrzeszeni w ponad 40 różnych organizacjach związkowych. Do OPZZ ma należeć ok. 2-3 tys. osób, podczas gdy wszystkich ratowników medycznych w Polsce jest od 15 do 30 tys. - Głos reprezentatywnej części środowiska ratowników medycznych jest w tej chwili taki, że zdecydowanie kontynuują protest - stwierdził w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski Artur Drobniak, wiceprzewodniczący Naczelnej Rady Lekarskiej.
- Próbuje się nas rozbić - powiedział Wirtualnej Polsce 31-letni ratownik medyczny z Wrocławia, który sam niedawno przebywał na zwolnieniu lekarskim, aby dołączyć w ten sposób do protestu. - Ministerstwu zależy na efekcie PR-owym, by odtrąbić sukces, umieścić pasek w TVP, że jest porozumienie. Resztę medyków nazwie się zwolennikami totalnej opozycji. Tu jednak nie o to chodzi. W naszym środowisku są przecież osoby o różnych poglądach politycznych - dodał.
Jak podkreśla nasz rozmówca, ratownicy w jego otoczeniu są zgodni. Warunki pracy należy poprawić, tak aby medycy nie musieli łączyć kilku etatów, brać dodatkowych dyżurów. Wtedy zyskają na tym wszyscy. - Jednak większość tego nie rozumie - podsumował.
Zanosi się więc na to, że protest medyków prędko się nie skończy, bo w tym konflikcie na razie trwa przeciągnie liny.
Protest medyków. Braki w karetkach
Jak protest medyków wygląda w praktyce? Jak przekazał Wirtualnej Polsce Piotr Owczarski, rzecznik prasowy WSPRiTS "Meditrans" SP ZOZ w Warszawie w rejonie operacyjnym stołecznego Pogotowia Ratunkowego zakontraktowanych jest 80 zespołów ratownictwa medycznego. - W szczytowym momencie protestu ratowników medycznych na ulice nie wyjechało 37 z 80 ambulansów - dodał rzecznik.
Tymczasem na Dolnym Śląsku oficjalnie protest medyków nie jest prowadzony. Nie znaczy to jednak, że w tej części Polski ratownicy nie domagają się poprawy warunków pracy i płacy. O strajku przypominają flagi na niektórych budynkach, kartki umieszczone za szybami ambulansów. Tylko na przestrzeni ostatnich kilku tygodni doszło do zamknięcia SOR w szpitalu im. Marciniaka. Pojedyncze były przypadki, gdy z danych podstacji pogotowia nie wyjechała ani jedna karetka. Kończyło się to tym, że na pomoc trzeba było czekać nieco dłużej - do zdarzenia wysyłano zespół z innej podstacji.
- Pogotowie Ratunkowe we Wrocławiu - największa jednostka pogotowia na Dolnym Śląsku, nadzorowana przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego - cały czas działa stabilnie i realizuje wszystkie zgłoszenia otrzymywane na numer alarmowy - poinformował Wirtualną Polskę Michał Nowakowski, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego.
Pogotowie Ratunkowe we Wrocławiu obsługuje nie tylko stolicę Dolnego Śląska, ale też siedem przyległych powiatów (wrocławski, trzebnicki, milicki, wołowski, średzki, oławski, strzeliński). To łącznie ponad 1,2 mln osób. Nad ich bezpieczeństwem czuwają 72 ambulanse, z czego 42 obsługują rejon wrocławski.
- Dodam, że w ciągu minionego miesiąca nasza główna Dyspozytornia Medyczna we Wrocławiu dwukrotnie wspierała i obsługiwała miasto Konin w Wielkopolsce ze względu na absencje wśród tamtejszych dyspozytorów - dodał Nowakowski.
Protest medyków. Ratownicy na L-4 i wypowiedzenia
Protest medyków przybiera różne formy. Jedni, tłumacząc się przemęczeniem, sięgają po zwolnienia lekarskie. Inni decydują się na rozwiązanie umów i szukanie szczęścia w innym zawodzie. - W lipcu umowę z nami rozwiązało trzech kierowców, jeden kierowca - ratownik i czterech ratowników - łącznie osiem osób. W czasie od 1 stycznia do 31 lipca zostało rozwiązanych 51 umów w całej firmie. Umowy nawiązano w tym samym czasie ze 114 osobami - wyjaśnił rzecznik prasowy WSPRiTS "Meditrans" SP ZOZ w Warszawie.
W stolicy Dolnego Śląska absencje chorobowe, niezwiązane z zakażeniem koronawirusem wśród medyków, utrzymują się na poziomie ok. 45 ratowników. To mniej niż 10 proc. kadry, bo łącznie Pogotowie Ratunkowe we Wrocławiu zatrudnia ponad 550 osób. - Liczba osób, które zrezygnowały z pracy jest niewielka i w ciągu ostatnich miesięcy wynosi niewiele ponad 20 osób - przekazał Michał Nowakowski z Urzędu Marszałkowskiego.
Zdaniem Nowakowskiego, podobnie wygląda sytuacja w całej Polsce, a braki kadrowe "nie powodują destabilizacji systemu ratownictwa medycznego". - Uśredniając, podczas dyżuru dziennego oraz nocnego liczba wyłączonych zespołów ratownictwa medycznego nie przekracza 10 ambulansów - stwierdził.
Jak to wygląda w innych regionach Polski? Na Pomorzu strajki odbywają się w kilku miejscach. W ostatni piątek do akcji dołączyli ratownicy medyczni z Kociewskiego Centrum Zdrowia w Starogardzie Gdańskim. 43 zatrudnionych w placówce ratowników złożyło wypowiedzenia z pracy. - W dalszym ciągu czekamy na odpowiedź protestujących na przedstawioną przez nas ofertę - powiedziała Wirtualnej Polsce rzeczniczka prasowa placówki Sylwia Neubauer-Borzyszkowska.
Również w Powiatowym Centrum Zdrowia w Kartuzach sytuacja pozostaje w dalszym ciągu nierozwiązana. 33 pracujących tam ratowników również złożyło wypowiedzenia. Pozytywne wieści płyną za to z Człuchowa. Udało się tam uzyskać porozumienie ze strajkującymi. - Z 36 zatrudnionych 35 złożyło wypowiedzenia. Ze wszystkimi doszliśmy do porozumienia - poinformował nas Szpital im. Jana Parnasa w Człuchowie.
W dalszym ciągu niepewna sytuacja jest w Sztumie, gdzie wypowiedzenia złożyło 25 ratowników.