Premier Morawiecki, szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk powinni podać się do dymisji?
Wie pan, moim zdaniem ten rząd w ogóle nie powinien rządzić. Nie wiem, o który skandal związany z
działalnością obu tych panów pan mnie dzisiaj pyta.
Pytam o raport Najwyższej Izby Kontroli. Marian Banaś wskazuje,
że premier Mateusz Morawiecki działał bez podstawy prawnej, zlecając zadania różnym organom,
jeśli chodzi o przygotowanie wyborów właśnie. Ten raport jest druzgocący dla Kancelarii Premiera, dla samego
szefa rządu. Czy w związku z tym zatem premier nie powinien podać się do dymisji?
Powtórzę panu: ten premier w ogóle nie powinien być premierem, więc jasne, że powinien się podać do dymisji. Jest równie jasne,
że dopóki Jarosław Kaczyński nie będzie tego chciał, to Mateusz Morawiecki będzie premierem. A jak Jarosław
Kaczyński nie będzie tego chciał, to Mateusz Morawiecki przestanie być premierem. Ale nie ma to kompletnie żadnego związku z tym,
czy Mateusz Morawiecki jest dobrym premierem dla Polski i Polaków, ale ma to wszystko wspólnego z tym, czy jest dobrym
premierem z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego. I dopóki będzie dobrym, posłusznym premierem dla Kaczyńskiego, to
nic mu się nie stanie, choćby 10 razy nawywijał takie rzeczy, jak zrobił przy okazji wyborów kopertowych.
Ale nawet Marian Banaś, potężny przecież dziś człowiek,
szef Najwyższej Izby Kontroli, którego urzędnicy zapowiadają wnioski do prokuratury, nawet on nie sprawi,
że kierownictwo Kancelarii Premiera, że władza generalnie, władza Prawa i Sprawiedliwości, że Mateusz Morawiecki
może otrzymać tak potężne uderzenie, że może przestać rządzić.
Panie premierze - przepraszam - panie redaktorze.
Jeszcze nie premierze.
Nie premierze, nie chciałem panu w żaden sposób zmienić panu pracy. Chcę panu powiedzieć tak, panie redaktorze.
Otóż Mateusz Morawiecki, gdyby stanął przed jakimkolwiek trybunałem i zaczął mówić prawdę,
to musiałby powiedzieć, że to wszystko co robił, kazał mu robić Jarosław Kaczyński. Bo przecież jeżeli my dzisiaj atakujemy
Mateusza Morawieckiego, to przy całym szacunku i uznaniu jego wielkich zasług,
prawda, dla obozu Prawa i Sprawiedliwości, no to nikt nie ma wątpliwości, że przecież to nie jest człowiek, który działa samodzielnie.
W żadnej sprawie nie działa samodzielnie. W związku z tym on będzie musiał i jego urzędnicy będą musieli
powiedzieć, że kazał im to robić Jarosław Kaczyński. I w związku z tym Jarosław Kaczyński nie dopuści
do tego, że dopóki rządzi ci ludzie będą mogli zeznawać przed sądami pod rygorem odpowiedzialności
za składanie fałszywych zeznań.
Ale wie pan, panie marszałku, dzisiaj prokuraturą zarządza prokurator generalny
Zbigniew Ziobro, który, delikatnie mówiąc, nie jest na przyjacielskiej stopie z Mateuszem Morawieckim.
No oczywiście, natomiast to bez wątpienia, ponieważ walka o schedę po Jarosławie Kaczyńskim,
rozumianą politycznie oczywiście, trwa w Zjednoczonej Prawicy. I z całą pewnością na
ten moment jest dwóch najpoważniejszych, ja bym powiedział, jedynych pretendentów do tego, by móc myśleć
o prawicy w Polsce po Jarosławie Kaczyńskim. I to jest z całą pewnością Mateusz Morawiecki. Bo wygląda na
to, że, przynajmniej niedawno tak mówiono, Jarosław Kaczyński go na tego swojego następcę namaścił - mówił to zresztą
dość niedwuznacznie sam Jarosław Kaczyński. I jest inny człowiek, który tego mandatu na bycie następcą
nie ma, a bardzo chciałby go mieć, czyli Zbigniew Ziobro. Ale to nie zmienia faktu, że Zbigniew Ziobro też
moim zdaniem tylko do pewnego momentu może używać prokuratury zgodnie z własnym
widzimisie, a w takich sprawach jak sprawy dotyczące najważniejszych urzędników w państwie, to z całą pewnością ostatnie
zdanie w Polsce ma w tej sprawie Jarosław Kaczyński. Proszę państwa, to jest właśnie ilustracja tego, jak
nienormalny mamy system. To jest ilustracja tego, po co służy zawłaszczanie wymiaru sprawiedliwości, o co idzie
wojna z Brukselą. Bo wywłaszczanie wymiaru sprawiedliwości idzie właśnie po to, by była polityczna kontrola
nad wymiarem sprawiedliwości. By pewne wyroki, by pewne procesy odbywały się bądź nie, bądź były wykorzystywane, bądź nie
w zależności od politycznego interesu konkretnej osoby.
Tutaj panie marszałku, nazwisko Zbigniewa Ziobry
jest jeszcze kluczowe w jeszcze jednym kontekście. Nie wiem, czy pan, panie marszałku, zapewne tak pamięta sprawę
projektu ustawy o bezkarności. To miał być projekt, który zmywa tę odpowiedzialność szefa rządu, głównie
właśnie w związku z wyborami kopertowym. Ale na ten projekt ustawy nie zgodził się sam Zbigniew Ziobro. Czy
myśli pan, że po tym raporcie NIK-u sprawa ustawy o bezkarności wróci na agendę?
Wie pan, zobaczymy, bo w dalszym ciągu nie ma takiej, nie ma takiej,
nie ma takiej - przepraszam, coś się...
Na chwilę pan zniknął, panie marszałku, już pan jest. Proszę kontynuować.
I jestem z powrotem. Przepraszam. Gdyby pan
był łaskaw wrzucić do swojego pytania.
Czy projekt ustawy o bezkarność wróci - ustawy, która miała chronić urzędników w
związku z ich działaniami.
Jeśli Ziobro nie zmieni zdania, to ten projekt nie ma po co wracać. No chyba, że w tej sprawie poprze
rząd Lewica. Bo wewnątrz własnego obozu władzy Prawo i Sprawiedliwość, jak widać,
dla tego rozwiązania większości nie ma. Ale jak pokazał przypadek praworządności
i pieniędzy europejskich, to w tej kluczowej dla Polski sprawie, czyli praworządność i
pieniądze europejskie, rząd, który nie miał większości wewnątrz swojego obozu, dostał go z zewnątrz.
Okazuje się, panie marszałku, że główne papiery
w sprawie wyborów, jeśli chodzi o zlecenia zadań różnym instytucjom, podpisywał właśnie premier, a nie Jacek Sasin,
któremu przypisywano przez ostatni rok zmarnowanie tych 70 milionów złotych na wybory.
Dzisiaj Jacek Sasin przyznaje, że być może tak jest, że opinie prawników były w tej sprawie podzielone, bo rzeczywiście sytuacja
była zupełnie niestandardowa. Ale Jacek Sasin upiera się, że wszystko było zgodnie z prawem.
Jacek Sasin ma ten komfort - trzeba było czytać gazety, bo dokładnie rok temu, kiedy cały ten
dramat się rozgrywał na naszych oczach, gazety pisały, że Jacek Sasin zupełnie świadomie nie chce podpisywać tych dokumentów.
To prawda, sami o tym pisaliśmy.
I spycha je na Mateusza Morawieckiego, bowiem jest człowiekiem przytomnym i zdaje sobie sprawę, że działanie
sprzeczne z prawem może w Polsce nosić, może prędzej czy później przynieść dla osoby
to czyniącej jakieś konsekwencje. Mateusz Morawiecki najwyraźniej nie miał już na kogo przesunąć tego. Bo Sasin
miał na kogo przesuwać to, co kazał zrobić Kaczyński. A Morawiecki nie miał już na kogo przesunąć, więc
musiał to podpisać sam.