Raport ABW: w Gruzji nie było zamachu na prezydentów
Na stronach kancelarii premiera został opublikowany raport Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dotyczący incydentu w Gruzji z udziałem Lecha Kaczyńskiego. Dokument we środę trafił na biurko premiera. Wynika z niego, że zajście w Gruzji nie był zamachem.
27.11.2008 | aktual.: 27.11.2008 14:46
Według informacji zawartych w raporcie przygotowanym przez ABW, ostrzał kolumny samochodów z polskim prezydentem był zorganizowany przez Gruzję.
Raport został sporządzony w 16 numerowanych kopiach i został dostarczony do najważniejszych osób w państwie dzień po incydencie, tj. 24 listopada br. Otrzymali go m.in. prezydent, premier oraz ministrowie obrony i spraw zagranicznych.
Raport jest de facto analizą sytuacji i zachowania gruzińskich ochroniarzy. Zawiera także analizę reakcji rosyjskich i europejskich mediów na incydent z udział prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Autorzy raportu zwracają uwagę m.in. na zachowanie gruzińskich ochroniarzy prezydenta Michaiła Saakaszwilego, którzy nie zareagowali początkowo na ostrzał. Podobnie sam gruziński prezydent nie okazał zdenerwowania całą sytuacją.
Według raportu nie ma też dowodów, iż strzelano do konwoju, gdyż żaden z pojazdów nie został trafiony. Zastanawiająca jest także obecność dziennikarzy bezpośrednio na miejscu w momencie ostrzału. Według niektórych analityków, tezę, iż incydent został wyreżyserowany przez prezydenta Gruzji potwierdza też fakt, iż chciał on odwrócić uwagę od problemów kraju w piątą rocznicę rewolucji róż, która wyniosła go do władzy.
Raport mówi, że plan wizyty Lecha Kaczyńskiego w Gruzji został zmieniony dzień przed incydentem. Dodatkowym punktem wizyty została wizyta w obozie uchodźców w Metechi, kilkadziesiąt kilometrów od Tbilisi, w pobliżu granicy z Osetią Płd. Dowódca ochrony prezydenta został poinformowany o zmianie dopiero na pokładzie samolotu do Tbilisi.
Z raportu wynika, że samochód BOR-u został skierowany na koniec kolumny i oficerowie nie mieli kontaktu wzrokowego z autem prezydentów. Gruziński kierowca nie poinformował BOR-owców o celu podróży.
Niektórzy członkowie polskiej delegacji nie wiedzieli, że kolumna nagle zmieniła trasę. Samochody skierowały się na boczną drogę, która nie była zabezpieczana przez policję. Droga była wąską i górzysta. Kolumna musiała się zatrzymywać, by przepuścić pasterzy i ich zwierzęta.
Polska delegacja zdziwiona przedłużającą się podróżą, pytała Gruzinów, czy zaszły jakieś zmiany w programie. Szef gruzińskiego protokołu nie miał jednak żadnych informacji o zmianach w podróży.
Gdy oddano strzały, BOR i polska delegacja znajdowali się tak daleko, że nawet nie widzieli incydentu. BOR-owcy nie dotarli do prezydenta, bo gruzińska ochrona nie pozwoliła im na to. Spotkali prezydenta dopiero w okolicach obozu dla uchodźców w Metechi.
Autorzy raportu konkludują: "Podczas pobytu Prezydentów Gruzji i Polski (...) doszło do oddania strzałów z broni palnej w bezpośrednim sąsiedztwie M. Saakaszwilego i L. Kaczyńskiego. Incydent ten nie miał charakteru zamachu na obu prezydentów bądź jednego z nich".
Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił raport jako "polityczny".